piątek, 28 września 2007

Bajka-zagadka o Czerwonej Kapturce, podrasowana lekko

        Popyla Czerwona Kapturka na girach przez las. Popyla do babci staruszki dostarczyć szamanie na tydzień i emeryturę. Babcia staruszka z nieustalonych jeszcze powodów mieszka w środku lasu na polanie. Nie, wcale nie w chatce na kurzej łapce. To inna bajka. W domku z piernika też nie. Za siedmioma górami i lasami też nie! Ale to ja opowiadam czy wy? No. No więc popyla Kapturka do babci, przez las. Samotna dziewczynka w wielkim lesie - kiepsko widzę jej przyszłość. No i popyla. (akcji nie ma za wiele ale za to jak dramatyzm rośnie :)
Wtem na drogę z krzaczorów wyskakuje wilk!
-Heja Kaptur. Jak zwykle do babci? (to bajka, w bajkach wilki gadają)
-Joł, kudłaty. Weź ty z tych krzaków tak gwałtownie nie wyskakuj, bo stresa mi napędzasz. Jak kopnę w kalendarz to bajki nie będzie i robotę stracisz.
-No sorry, Kaptur. Natura bierze górę.
Wilk uśmiechnął się podstępnie i zapytał grzecznie.
-A dokąd to tak zasuwasz w to letnie popołudnie, dziewczynko? - Tu nie mógł powstrzymać uśmiechu, albowiem Czerwona Kapturka, panna dobrze przez naturę wyposażona, 'dziewczynki' nie tolerowała.
-Wilk, jak mnie jeszcze raz nazwiesz 'dziewczynką' to ci tak przydyfamuję, że się nie pozbierasz.
-Sorry Kaptur - zarechotał wilk - Ale jak cię w tym czerwonym kubraku widzę to się nie mogę powstrzymać.
-No więc, dokąd popylasz laluniu?
-Wilk...
-Czerwona Kapturko - szybko się poprawił widząc jak dziewczynka, ałć, dziewczyna bierze zamach koszykiem.
-Śmigam do babci szamanie dostarczyć i emeryturę.
-No pięknie, pięknie. Jaka dobra wnuczka. I długo jeszcze będziesz tak po tym lesie dymać?
-Bezapelacyjnie. Do samego końca. Mojego albo jej. - odpowiedziała Kapturek.
-A gdzież ta twoja babcia ukochana mieszka.
-A na środku lasu jest polana i tam w chatce...
-Na kurzej nóżce?
-Nie. Tam w chatce...
-Z piernika? - zapytał wilk i wykonał zręczny unik przed nadlatującym ciasteczkiem.
-...w normalnej chatce mieszka babcia. - dokończyła Kapturek
-To popylaj dalej Kapturku a ja sobie pójdę już. Nara.
-Nara, wilk. Niech Moc będzie z tobą.
No i Kapturek śmiga dalej po drodze. A wilk, nie w ciemię bity, śmignął skrótem, stanął przed drzwiami babci i puka.
Babcia otworzyła drzwi i grzecznie, jak to staruszki, zapytała:
-Czego?
-Dzień dobry, zastałem Jolkę? - zapytał wilk.
-Nie ma.
-A Agnieszka jest?
-Agnieszka już dawno tutaj nie mieszka.
-To sorry babcia, ale muszę cię wszamać. Ja tam osobiście do ciebie nic nie mam, ale rozumiesz, scenariusz...
No i wszamał wilk babcię. Połknął w całości bo gryźć mu kontrakt zabrania.
Jakiś czas później do domku babci dotarła Kapturek. Wchodzi do domku a tam wilk leży na łóżku zadowolony z siebie.
-Dlaczego zjadłeś babcię, wilku? - inteligentnie zapytała Kapturek
-Bo to zła kobieta była.
-A dlaczego masz takie wielkie zęby?
-Bo nie używałem pasty Colgate!
I pożarł wilk Czerwoną Kapturkę. W całości, bez gryzienia, bo to bajka bezkrwawa. A Czerwona Kapturka wpadła wilkowi do brzucha, a tam Babcia.
-Babciu, to ja, Czerwona Kapturka.
-Gdzie jesteś wnusiu kochana?
-No tu, nie widzisz?
-Ciemność. Widzę ciemność. Ciemność widzę. Ale Ciebie nie. Masz ciasteczka?
W tym czasie w okolicy pojawił się leśniczy. Pojawiał się co miesiąc, żeby z babcinej emerytury coś wysępić. Zerknął przez okno.
Houston, mamy problem - pomyślał.
Załadował naboje do strzelby i z impetem wpadł do domku babci.
-Hasta la vista, bejbi - powiedział strzelając do wilka. Ponieważ to bajka bezkrwawa to strzelił oczywiście środkiem nasennym.
Leśniczy był właśnie w trakcie bezkrwawej operacji (nauczył się od szamanów peruwiańskich będąc na szkoleniu z Koła Łowieckiego) wyciągania Czerwonej Kapturki i Babci z brzucha wilka gdy na polanie pojawiła się kontrola Komisji Europejskiej sprawdzająca przestrzeganie rozporządzenia Unii Europejskiej numer EU/2007/1376578 dotyczącego pogłowia Czerwonych Kapturek w lasach położonych powyżej 300m nad poziomem morza.
-Co pan robi, panie leśniczy?
-Are you talking to me? - zapytał leśniczy po zagramanicznemu chcąc zyskać trochę czasu.
-No a do kogo żem się zwrócił? - odpowiedział pytaniem na pytanie kontroler czystą polszczyzną.
-Chcesz mnie pan, panie leśniczy, zdyfamować sugerując, że nie wiem do kogo się zwracam?
-A w życiu.
-No więc, co pan robi z tą biedną Czerwoną Kapturką? Po co pan ją wilkowi do brzucha wpycha?
-Ja tylko niosę pomoc! I wyjmuję nie wpycham!
-My tu stałego komisarza zostawimy. Będzie sprawdzał czy wy tu się aby za bardzo nad wilkami nie znęcacie. Jakieś rozporządzenie o wilkach musimy wydać. Kontynuujcie, leśniczy, niesienie pomocy.
No to wydobył bezkrwawo babcię i Kapturka, a potem jeszcze Pamelę Anderson, listonosza, małego zielonego ludzika i jego pojazd.
-Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz co trafisz - pomyślał.
-Ale Pamelę to oddaj - powiedział wilk otworzywszy oczy.
-Wilk, ty gadasz! - leśniczy był z innej bajki, w tamtej wilki nie gadają, więc zdziwienie zrozumiałe.
-Gadam, latam, pełny serwis. Oddaj Pamelę. - życzenie swoje podkreślił wilk błyskiem zębów.
No to leśniczy oddał. I tak ostatnio wolał Jessicę Albę.
Jak już wszyscy byli cali i zdrowi a komisja sobie poszła podeszła Kapturek do babci i mówi:
-Babcia, kopsnij działkę z emerytury.
Babcia jednak dobrą kobietą była bo dała Kapturce 3 stówki.
-Babcia, a co ja sobie za to kupię? Waciki?
-Nie przeciągaj superstruny, Kaptur - rzekła babcia, kłapiąc drzwiami i sztuczną szczęką.
I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

Zadanie: podkreślić jak najwięcej odnalezionych cytatów filmowych.
Sprawdzam w poniedziałek. Można ściągać.
Miłego weekendu.

środa, 26 września 2007

A nie mówiłem?

        Wspomniałem, że wielkimi krokami nieubłaganie zbliżają się wybory więc politycy miłością wielką do nas zapałają. Wspomniałem, że będzie merytorycznie? Nie. Wspomniałem, że będzie zabawnie? Tak. No i proszę jaki ze mnie jasnowidz (numery Lotto na najbliższe 10 losowań: 4, 8, 15, 16, 23, 42).
Oto najnowszy spot PiS (ciągle łamią ustawę antynikotynową).
A oto odpowiedź PO. Czujni obserwatorzy zauważyli na pewno, pomimo kiepskiej jakości wideo, że aktorzy jakby ci sami. Bo otóż jest to prawda. Ktoś w PO postanowił sobie mocno z PiS-u zakpić i do swojego spotu wzięli tych samych aktorów :)
        Już nie mogę się doczekać kolejnych spotów. A do wyborów jeszcze miesiąc.
Miłego oglądania.

PS. A dzisiejszy dzień sponsoruje słówko dyfamacja.

poniedziałek, 24 września 2007

I nie tylko. Ciąg dalszy


        Jak opowiadałem o strunach i (a, właśnie mi się przypomniało: fizycy to nie tylko wyobraźnię mają ale i poczucie humoru. Wiecie jak nazwali kwarki? Górny i dolny, spodni i szczytowy i uwaga, uwaga dziwny i powabny :) ) zwiniętych wymiarach to groziłem, że ja Wam jeszcze o fotonach opowiem. No to żeby nie być gołosłowny to groźbę spełniam (ź w tym wyrazie to głoska twarda wymawiana jak miękka ś. Wiem, bo się od nowa uczę. Właściwie moje dziecko się uczy, ale żeby mu wytłumaczyć muszę się nauczyć sam. Czasem się czuję jakbym znowu był w 6-ej klasie. Nic tak nie odmładza, mówię Wam ;) ). Kto z fizyki pamięta trochę to ręka do góry. Ja też nie :) Ale bądźmy szczerzy, wiedza o tym, że to siła grawitacji ciągnie spadającą ze stołu szklankę z przyspieszeniem 9,81 metrów na sekundę do kwadratu (albo coś w tej okolicy) w kierunku podłogi jest mniej istotna niż informacja ile kosztuje nowa szklanka. Albo że nogi nam się notorycznie na asfalcie nie rozjeżdżają na chodniku z powodu tego samego tarcia, na które złorzeczymy jak przyjdzie nam przesuwać meble w domu. A, zapomniałem. Miałem ostrzegać jak będzie nudno i na poważnie. To ostrzegam. Może być długo, nudno i poważnie. W końcu co może być ciekawego w fotonach.
        Tym, którzy czytają dalej odpowiadam - a może. Okazuje się, że fotony to całkiem cwane bestie są. Ale po kolei. A, i przy okazji, póki pamiętam. Z pamięci piszę i fizykiem nie jestem więc jak byków okrutnych narobię a ktoś się jednak na tym zna to o wyrozumiałość proszę.
No więc (poloniści chwytają się za serca) pamiętacie pewnie taki eksperyment jak się świeci przez szczelinę i patrzy jaki obraz powstaje na ścianie. Mniej więcej taki:

        Te takie falki to światło niby. A to białe na górze to efekt eksperymentu czyli pojedynczy jasny prążek na ścianie. (Osobiście mam w tym momencie pewne wątpliwości, bo jak te fale tak lecą we wszystkich kierunkach to dlaczego cała ściana nie jest biała. No ale w eksperymentach powstaje tylko jeden biały prążek, to chyba tak jest.) Bo światło to fale. Takie jak na wodzie. Kamieniami do wody rzucaliście? Nie, nie w kaczki, po prostu do wody. Proszę tu elementów politycznych nie wprowadzać. Więc takie jak na wodzie. Nawet się przecież nazywają FALE elektromagnetyczne.
        A co się stanie jak zamiast jednej szczeliny zrobimy dwie? No przecież to oczywiste, że powstaną dwa prążki. Robimy więc dodatkową dziurę w przesłonie i zgodnie z przewidywaniami otrzymujemy całe mnóstwo prążków.

        Dziwne trochę? Jak już się przyzwyczaimy do myśli, że światło to fala (a w wyobraźni widzimy dwa kamienie wrzucone do wody) to nawet daje się ten fakt zaakceptować. Bo zgodnie z teorią falową poszczególne fale światła interfererują (albo jakoś tak) ze sobą i część z nich wzajemnie się znosi a część wzmacnia. I stąd całe stado prążków. Dotąd jeszcze idzie to zrozumieć. Ale naukowcy nie byliby naukowcami jakby tematu nie drążyli dalej. No to wpadli na pomysł, że latarką na ścianę świecić to każdy głupi potrafi. Oni będą strzelać strumieniem fotonów. Ale to takim normalnie wąskim, że wąściejszym się nie da. I takim wąskim strumieniem strzelali w kierunku tych szczelin. (I tu się gubię drugi raz. Bo jak ten strumień taki wąski, to chyba łatwo go było wycelować w jedną szczelinę. Jakim cudem można było nie trafić?). Spodziewali się (ja się też spodziewałem, ale ja się hobbystycznie tym interesuję to się mogę spodziewać, a nie ktoś kto tym zarabia na życie), że ten pojedynczy strumień nie będzie interfererował. No bo z czym? A tymczasem obraz dalej przedstawiał stado prążków. To ich lekko zaniepokoiło, ale zamiast przerwać eksperyment, zakopać urządzenia gdzieś na pustyni i dalej mienić się nieomylnymi to nie, musieli dalej to ciągnąć. I dobrze im tak. Bo się okazało, że nawet jeśli strzelają pojedynczymi fotonami w sporych odstępach czasowych między jednym a drugim to te cholerne prążki wciąż tam są. Pojedynczy foton za cholerę nie ma z czym interfererować, ale pojedynczy foton o tym nie wie i interfereruje. Tego już im było za dużo. Nieliczni, którym udało się uniknąć biegania po ulicach wyrywając włosy zamknęli się w jednym pokoju i powiedzieli, że nie wyjdą aż wymyślą. 174 pizze później przedstawili dwie koncepcje uznane za najmniej dziwne. (Dziwne to oni mają poczucie dziwności. Zgodzicie się jak się dowiecie jakie wg nich koncepcje NIE są dziwne).
Koncepcja pierwsza. Foton interfereruje z fotonami z innych wszechświatów. Bo one się tak jakby zazębiają.
        Koncepcja druga. Foton z niczym nie interfereruje. On po prostu w kierunku tej ścianki leci po wszystkich możliwych trajektoriach jednocześnie. (Mówiłem, że cwane bestie są). Te jasne prążki to najbardziej prawdopodobne miejsca jego trafienia.


        Nie wiem jak Wy, ale ja się w tym momencie poddałem. Na szczęście następny rozdział jest o zwiniętych wymiarach. Łatwizna.

piątek, 21 września 2007

Dobra śmierć


Wg wikipedii:
Eutanazja (euthanazja) (od gr. εὐθανασία euthanasia - "dobra śmierć") – zadanie śmierci osobie nieuleczalnie chorej umotywowane skróceniem jej cierpień.

        A skąd mi się ta eutanazja wzięła? Bo jadąc do domu znowu usłyszałem o Januszu Świtaju. Od kilkunastu lat sparaliżowany chłopak walczy o prawo do śmierci. I od kilkunastu lat uporczywie się mu odmawia. On nawet nie domaga się żeby ktoś mu zrobił śmiertelny zastrzyk, chce tylko żeby odłączyć go od respiratora.

"Janusz Świtaj: Ja nie proszę o eutanazję, ja proszę o zaprzestanie uporczywego podtrzymywania mnie przy życiu. Tu chodzi nie o śmiertelny zastrzyk, ale o sprawdzenie, czy dam radę żyć bez respiratora.
A może pan żyć bez tej maszynerii?
Nie."

        Dlaczego dorosły, zdrowy na umyśle człowiek nie ma prawa do śmierci? Mogę zrozumieć przeciwników aborcji. Mogę zrozumieć, że lekarze mogą mieć wątpliwości co do kogoś leżącego w śpiączce. Ale nie mogę zrozumieć dlaczego uporczywie utrzymuje się chłopaka przy życiu WBREW JEGO WOLI.
        Wyszło na to, że popieram eutanazję. Tak, w takich przypadkach popieram. Gdy chory świadomie i wielokrotnie wyrazi taką wolę, popieram. Wiem co usłyszę. Że następnym krokiem będzie usypianie staruszek, potem wszystkich nieuleczalnie chorych, potem niskich i łysych, a potem tych co mają nie takie poglądy. Wybaczcie, ale nie wierzę. Jakoś nie słyszałem żeby w Holandii nagle zmniejszyła się liczba staruszek, niskich i łysych.

czwartek, 20 września 2007

Uwaga, wybory

        Wybory nam się zbliżają i już się bałem, że jakieś nudne spoty wyborcze będę musiał oglądać. Wiecie takie: "o 120% wzrosły za naszych rządów płace", "zbudowaliśmy 75 mostów", "o 13% spadło bezrobocie". Na szczęście mieszkamy w Polsce. Tutaj politycy nie zawracają sobie głowy takimi pierdołami jak rzetelne informowanie wyborców czy dotrzymywanie obietnic. U nas zajmują się badaniem przeszłości rodzin konkurentów, sprawdzaniem kto w jakim wojsku służył i dlaczego. Dzięki temu co 4 lata albo częściej mamy darmowy dwumiesięczny kabaret. Wprawdzie z darmowością to może trochę przesadziłem, bo jak to policzyć to się okaże, że to najdroższy kabaret świata.
        Ale miało być o reklamie. PiS (co niektórzy dowcipnisie tłumaczą jako Prawo i Sprawiedliwość, hahahhhhahah) nakręcił reklamówkę, która pełna jest informacji o ich osiągnięciach, o tym co jeszcze planują zrobić i jakie korzyści mamy z ich rządów. No nie, próbowałem zachować powagę pisząc poprzednie zdanie, ale nie mogłem :)  Pewnie, że żartuję. Przypominam, jesteśmy w Polsce. PiS nakręcił reklamówkę owszem, ale o tym jak to kiedyś rządy były skorumpowane a teraz nie są, i jeśli nie chcemy żeby znowu były to trzeba na nich zagłosować. No i tą właśnie reklamówkę poddam dogłębnej, rzetelnej, apolitycznej analizie. A na marginesie - Monika Olejnik dokonała przeróbki rzeczonej reklamówki i pokazała to autorowi oryginału, panu Kamińskiemu. Mina Kamińskiego bezcenna. Można znaleźć na YouTube wpisując "Olejnik, spot, pis" albo coś w tym stylu. Ale na pewno jest. Wszystko tam jest. Jak znam życie, to jest tam teraz pewnie z 10 innych przeróbek ;)
        Wracając do reklamówki. Pisał będę z pamięci więc dosłownie to nie będzie ale sens zostanie zachowany. Streszczę najpierw a potem zajmę się analizą.
Lektor: "Jeszcze niedawno było tak"
Przedsiębiorca łapówkarz: "Mamy ten kontrakt z rządem. Teraz tylko posmarować opozycji."
Lektor: "Teraz jest tak"
Załamany przedsiębiorca łapówkarz: "Wiem, k...., że nie biorą. Musimy się pozbyć tego Kaczyńskiego i Ziobry"
Lektor: "Jeśli nie chcesz żeby było jak dawniej, zagłosuj na PiS".
Tak to mniej więcej wygląda. Jak już mówiłem pełno rzetelnych informacji i żadnego igrania na prymitywnych odczuciach ciemnego ludu (o tym ciemnym ludzie to nie ja powiedziałem, to Dorn chyba). Ale miałem być bezstronny. To jedziemy z tą analizą.
        Pierwsze co rzuca się w oczy to złamanie ustawy o wychowaniu w trzeźwości, która z reklam alkoholu zezwala tylko na reklamę piwa a i to w godzinach nocnych. Nie ma znaczenia, że marki alkoholu nie podano. Zachęcanie do picia jest? Jest. Kolejna złamana ustawa to ustawa antynikotynowa, która zabrania pokazywania reklam, w których aktorzy palą. A ci na filmie bezczelnie palą cygara. A przyjrzyjmy się tekstowi. "Mamy ten kontrakt z rządem" - nie widzę tu nic podejrzanego, dlatego kolejne zdanie jest niezrozumiałe. Po co miałbym płacić opozycji skoro mam kontrakt z rządem? Ale domyślam się intencji autorów. "Mamy ten kontrakt z rządem", bo daliśmy łapówkę, a opozycji trzeba posmarować, żeby nie pyskowała.
        No i teraz czas na przemyślenia. Albo ja gupi jakiś jestem albo nie nadążam za błyskotliwością twórców. Załóżmy hipotetycznie, że "jeszcze niedawno" oznacza czasy Przed Aktualnym Rządem. A przed Aktualnym Rządem rządził kto? Marcinkiewicz Kazimierz. A kto go na premiera wypchnął? Kaczyński Jarosław. Ale nie będę za bardzo czepialski. Jeśli mnie pamięć nie myli, to przed nimi rządziła lewica w postaci Belki i Millera. A któż to wtedy był w opozycji? No PiS między innymi. Może nie pod taką nazwą, ale ludzie ci sami, tylko pod różnymi partiami poupychani byli. PiS sugeruje więc, że jak byli w opozycji to brali za niepyskowanie. Ja tam bym się nie przyznawał. No to może jeszcze wcześniejsze czasy mieli na myśli. A któż to wcześniej był ministrem sprawiedliwości? Lech, niech nam żyje, Kaczyński. Czyli brało się już i jako opozycja i jako rząd. Nieładnie, panowie, nieładnie. A innym to teraz nie pozwalacie. Dalszy ciąg tekstu mówi, że teraz nie biorą. No nie biorą. Jak się ma obsesję na punkcie spisków to się trochę trudno bierze, nie? A zdanie, że trzeba się pozbyć Kaczyńskiego i Ziobry to nic innego jak namawianie do popełnienia przestępstwa. No i pytanie czy chcemy, żeby było jak dawniej. Otóż ja bardzo chcę żeby było jak dawniej. Bardzo chcę żeby było normalnie. Żeby policja łapała bandziorów na ulicach a nie lekarzy i chłopaków, którzy tłumaczyli napisy do filmów. Żeby antyterroryści byli wykorzystywani do łapania niebezpiecznych przestępców a nie Barbary Blidy (nawet jeśli popełniła przestępstwo to do jej aresztowania wystarczyłby dwuosobowy patrol. Jakoś nie mogę uwierzyć, że użyłaby broni żeby się nie dać aresztować). Żeby religia była w kościołach a nie w szkole. Żeby rozdzielność Kościoła od Państwa nie była fikcją. Żeby zamawiacze pięciu piw byli karani za propagowanie faszyzmu. Żeby za propagowanie rasizmu szło się do pierdla niezależnie od tego szefem jakiego radia się jest. Żeby władza nie traktowała ludzi jak idiotów. A nie, tu zaszalałem, zawsze traktowała, niech więc to będzie moje pobożne życzenie. Żeby ludzie przestali do władzy wybierać idiotów (też pobożne życzenie). Żeby nie wstrzymywać otwarcia świeżo wybudowanej drogi przez tydzień, bo dopiero wtedy premier ma okienko. Żeby polityk przyłapany na ewidentnym oszustwie nigdy więcej nie miał szansy na bycie politykiem. Mam jeszcze mnóstwo takich żeby. Muszę uczciwie powiedzieć, że one nie wszystkie dotyczą obecnego rządu. Ja po prostu chcę żeby było normalnie. Czego Państwu i sobie życzę.

poniedziałek, 17 września 2007

100 powodów raz jeszcze, ale ostatni. I nie tylko

        W związku z tym, że Martynka, prowodyrka całego tego bałaganu z powodami zwolniła mnie z konieczności wymyślania kolejnych pięćdziesięciu (mogłem cyfrą napisać, ale się chciałem pochwalić jak ładnie umiem liczby odmieniać) (pewnie to z okazji tej gwiazdki taki dobry humor miała) to one będą w dużym skrócie i bardzo pobieżnie (zauważam u siebie niebezpieczną manierę - tekst w nawiasach zaczyna zajmować więcej miejsca niż tekst właściwy. Można to jakoś wyleczyć?). A teraz powody pozostałe do setki. Z tytułami, bo tytuły mi się najbardziej podobają. Filmowe takie są (a właśnie, chce ktoś kupić prawa do scenariusza?).

100 powodów (cz. 3 - Powrót Powodów)
51-75 - w dużym skrócie

100 powodów (cz. 4 - Powody - Decydujące Starcie)
76-100 - bardzo pobieżnie

Fajne, nie?

        A oprócz powodów dzisiaj zajmiemy się literaturą. Otóż czytam ja ostatnio taką książkę, tylko chwila, muszę poszukać, gdzieś tu sobie tytuł zapisałem, a jest: "Piękno wszechświata. Superstruny, ukryte wymiary i poszukiwanie teorii ostatecznej" (uważny czytelnik, tudzież równie uważna czytelnica* dostrzeże w tym krótkim, acz misternie skonstruowanym wstępie liczne przemyślnie ukryte informacje. Że pozwolę sobie tylko kilka wymienić.
    1 - Jacek umie czytać co sugerowane jest przez użycie czasownika "czytać" w pierwszej osobie.
    2  - prawdopodobnie przeczytał w życiu więcej niż jedną książkę, co sugeruje przysłówek "ostatnio" (no chyba, że to nie przysłówek).
    3 - No ależ on mądre książki czyta (wypowiadać z zachwytem)).
        A owszem czytam, a nie tylko obrazki oglądam, chociaż obrazki też są. Takie mam dziwne hobby, że książki czytam. Inni zbierają znaczki albo widokówki a ja książki. Większość czytam, a niektóre nawet zbieram. No i czytam sobie tą książkę (czytam cały czas, bo nie tak łatwo sobie wyobrazić 11 wymiarów i długie przerwy robię próbując. Chciałbym się wtedy w lustrze widzieć, miny moje muszą być bezcenne, hehe), czytam i dochodzę do wniosku, że autorzy powieści S-F nie dorastają fizykom teoretykom do pięt jeśli chodzi o wyobraźnię. Właściwie to wszystko co ciekawe zżynają od fizyków, tylko wygląd kosmitów wymyślają (w tym mój ulubiony, ale niestety cały już obejrzany Star Trek). Niech rzucę parę przykładów a Wy czytając spróbujcie zgadnąć kto to wymyślił, pisarze czy fizycy.
- dodatkowe wymiary, ale tak ciasno zwinięte, że ich nie odczuwamy -  podpowiadam: fizycy,
- tunelowanie kwantowe (a to takie coś co pozwala przechodzić przez ściany, na razie tylko pojedynczym cząstkom, ale...) - brawo, fizycy,
- cząstki elementarne o ujemnej masie** (normalnym ludziom to się w głowie nie mieści) - znowu dobrze,
- struny jako najbardziej elementarne z cząstek elementarnych (no normalnie mniejszych już nie ma, nawet mi się nie chce pisać ile to zer po przecinku) - i znowu dobra odpowiedź.
- hipernapęd - to jedyne co wymyślili pisarze. W dodatku wymyślili raz i eksploatują do bólu. A fizycy co rusz wymyślają nową teorię, i każda lepsza od poprzedniej, jak tylko im się wyniki doświadczeń nie zgadzają z przewidywaniami.
        Ale dla mnie te superstruny podejrzane są nieco. Bo to niby działa tak. Taka struna drga sobie i wytwarzane amplituda i częstotliwość drgań decydują na jaką cząstkę obserwowalną dla nas się to przekłada. Nawet wymyślili jak taka struna musi drgać, żeby wytworzyć grawitony (takie małe ustrojstwa co przenoszą siłę grawitacji). Jako przykład notorycznie podawana jest struna z gitary, że niby jedna struna a może wydawać wiele różnych dźwięków. Tylko struna gitary jest zazwyczaj napięta, a te superstruny to są jak gumki recepturki (tu fizycy pewnie machają rękami z oburzenia na porównanie ich ukochanych strun do zwykłych gumek, ale odpowiadam: sami zaczęliście z tą struną od gitary). Zamknięte znaczy się są. To połóżcie taką gumkę na stole i brzdęknijcie na niej. Nie da się, bo nie jest napięta. No więc ja ich pytam, tych mądrali fizyków, jak taka gumka recepturka może drgać jak nie jest napięta. Może tam jest jakaś supernapinaczkasuperstrun? A co mądrale na to? Nic. Dopóki im się we wzorach zgadza, to się tym problemem nie zajmują. A jak zacznie przeszkadzać to wymyślą teorię supernapinaczkisuperstrun. A tu zonk! Nazwa zarejestrowana, hiehie :) A w ogóle jeśli ta struna drganiami generuje cząstki, to przecież każda może drgać na nieskończenie wiele sposobów. To ja się pytam tych mądrali znowu: gdzie te stada nowych cząstek? A mądrale: a są, ale powstają tak rzadko i żyją tak krótko, że nie ma szans na ich złapanie. Ale, uwaga TEORETYCZNIE są. Ja się tylko zastanawiam kto im za to płaci.
        A wiecie czym się jakiś czas temu zajmowały najtęższe umysły teoretyczne? Obliczaniem energii w piekarniku. No bo oni doszli do wniosku, że piekarnik udaje ciało doskonale czarne. I wyszło im z tych obliczeń, że ta energia jest nieskończona. No patrzcie państwo, niewyczerpalne źródło energii w każdym domu, Bush będzie mógł wojsko z Iraku zabrać, bo ropa nikomu nie będzie potrzebna. Ale nie, mądrale doszli do wniosku, że coś im się w tych obliczeniach nie zgadza. A co robią mądrale w takich sytuacjach? Brawo, wymyślili nową teorię i już wszystko jest dobrze. Przypomnę tylko, że piekarnik jest cały czas ten sam. Łaaa, to już tak późno? To o elektronach i fotonach opowiem Wam innym razem.

*czarownik-czarownica, a przez analogię czytelnik-czytelnica, kierownik-kierownica. Zupełnie nie rozumiem dlaczego w potocznym języku używa się zdrobniałych form czytelniczka, kierowniczka.
**Swoją drogą, widzę bogate możliwości przed materiałem o ujemnej masie w dziedzinie galanterii damskiej. Wkładasz ubranie i ważysz 10 kg mniej. Jak ktoś będzie chciał wprowadzić do produkcji, kupuję udziały w ciemno.

Update (2007.09.18 8.15)
        Właśnie w Radiu Zet usłyszałem, że - wierzcie w to lub nie - amerykański senator pozwał do sądu Boga. Myślałem, że amerykańscy prawnicy niczym mnie już nie zadziwią. Zadziwili. Chciałbym tylko wiedzieć jak on ma zamiar dostarczyć Bogu wezwanie do sądu :) I któremu Bogu. Pewnie wg niego jest tylko jeden, ale na Ziemi jest cała kupa ludzi, którzy myślą inaczej i dowody na ich istnienie mają nie gorsze pewnie niż pan senator. I jak ma zamiar wyegzekwować ewentualne odszkodowanie, buahahaha :) A, Bóg oskarżony jest o powodowanie powodzi, pożarów, trzęsień ziemi, burz z piorunami i innych nieszczęść. Naprawdę. Ja bym jeszcze dorzucił wojny światowe. Przecież jak by chciał to by do nich nie dopuścił.

sobota, 15 września 2007

100 powodów... (cz.2: Powody Kontratakują)

        Niniejszen post powinien się ukazać w sobotę gdzieś tak koło 9.00. Sprawdzam jak onetowy automat czasowy działa. Jak nic nie zobaczycie to pretensje do Onetu a nie do mnie. Albo ja nie umiem tego obsługiwać.
No więc bezczelnie wykorzystałem pomysły samotnej_samotności, bo dobre są (26-30). Ale to się też zalicza, bo o podpowiedzi nie prosiłem.

26. Za to, że można się schować w Waszych ramionach przed złym światem.
27. Za to, że Was rozśmieszamy.
28. Za to, że macie dla kogo się stroić.
29. Za to, że macie dla kogo dbać o dom.
30. Za to, że z naszą pomocą słychać w domu tupot małych stóp.
31. Za to, że nawet jak zupa za słona to jemy, nawet się bardzo nie krzywiąc.
32. Za to, że jak zupa nie słona to ostentacyjnie nie solimy tylko chyłkiem.
33. Za to, że się dyskretnie za innymi dziewczynami oglądamy. (Kluczowe jest słowo 'dyskretnie').
34. Za to, że się w życiu nie przyznamy, że się oglądaliśmy.
35. Za to, że pozwalamy bezkarnie nazywać się 'misiami-pysiami', 'kotkami', 'skarbami' itp.
36. Za to, że cierpliwie tłumaczymy, że 'spalony' nie oznacza, że coś się pali i nikomu nie stała się krzywda.
37. Za to, że cierpliwie tłumaczymy, że nasi to ci w biało-czerwonych.
38. Za to, że cierpliwie tłumaczymy, że tylko bramkarz może rękami.
39. Za to, że ze zrozumieniem przyjmujemy komentarz 'o, a tam biega ten pan od reklamy dezodorantu'.
40. Za to, że wyrozumiale podchodzimy, gdy wymiana koszulek choć na kilka minut wzbudza Wasze zainteresowanie meczem.
41. Za to, że staramy się zrozumieć, że nie okazujecie nam podobnej wyrozumiałości gdy oglądamy zapasy pań w błocie.
42. A miśka pamiętacie? W dalszym ciągu jesteśmy lepsi :P  A to, że niektóre z Was nie lubią miśków to nie moja wina.
43. Za to, że owszem często 'dajemy ciała', ale za to jak potem przepraszamy.
44. Bo mamy poczucie humoru. Większość z nas ma. No dobra, niektórzy mają.
45. Za to, że nie podrywamy Waszych koleżanek.
46. Za to, że nie podrywamy koleżanek z pracy.
47. Za to, że naprawdę, ale to naprawdę, staramy się zrozumieć dlaczego nie wolno nam mieć koleżanek.
48. Za to, że można nas przyuczyć do niesikania (razem powinno być czy oddzielnie?) po desce.
49. I do jej zamykania (tylko nie wiem po co, przecież za chwilę i tak ją ktoś podniesie).
50. I nawet pizza może być dla nas romantyczną kolacją.

c.d.n

Ha, zadziałało :)

Czy ktoś mnie wreszcie zapyta gdzie jest powód 44? No niech mnie ktoś zapyta.

piątek, 14 września 2007

Coś Wam powiem

        Z powodów różnych naszło mnie na przemyślenia na tematy damsko-męskie. Dzieci wyganiać nie trzeba, scen nie będzie. Coby te przemyślenia moje zobrazować na przykładzie to sobie takie coś wymyśliłem. "Słuchajcie uważnie bo nie będę powtarzać" (w cudzysłowie bo to cytat). A, dodam tylko, że wszystkie postaci i wydarzenia opisane tutaj są fikcyjne.

        Był sobie chłopczyk i była sobie dziewczynka. Tak sobie razem byli od jakiegoś czasu. Razu pewnego niespodziewanego chłopczyk jakimś tajemniczym instynktem wiedziony kupił dziewczynce kwiat. Różę, żółtą. No i se narobił. Bo dziewczynka kwiat przyjęła, ale na tym nie koniec. Ruszyły procesy myślowe. Pytania mknęły przez głowę jak błyskawice. Dlaczego róża? Dlaczego żółta? Żółta róża to przecież oznaka zazdrości. A może nie? Może jednak przyjaźni, radości i troski? Dlaczego nie czerwona? Czerwony to przecież oznaka miłości. Co on chciał mi przekazać żółtą różą? Mam się cieszyć czy nie? Jak mam go teraz traktować? Jak on może tak igrać z moimi uczuciami? Aaaaaaa...
        A co myślał chłopczyk różę kupując? To zależy. Jak jeszcze zakochany to myślał "Wezmę żółtą bo najładniejsza". Jeśli już nie zakochany, ale wciąż kocha to myślał "Wezmę żółtą, będzie taniej a też ładna". Jeśli nawet nie kocha ale mężem ciągle jest to powiedział "Pani da jakiegoś kwiatka".

        A po co ta historyja? A po to żeby Wam uświadomić, że zazwyczaj kupując Wam różę, po prostu kupujemy Wam różę. I tyle. Nie ma w tym przesłań ukrytych, zatajonych złośliwości, podstępnych komunikatów, ranienia Waszych uczuć, sygnałów, przekazów, próśb, gróźb, szantażu, udowadniania czegokolwiek, zaprzeczania czemukolwiek, potwierdzania czegokolwiek. Niczego nie ma. Jest róża. Więc przyjmijcie czasem tę cholerną różę bez podejrzliwego spojrzenia. Bo my, choć tego nie widać, też mamy uczucia.
Idę teraz, bo mi coś do oka wpadło.

A żółta róża bez okazji wygląda tak:

To dla Was. Bez okazji.

środa, 12 września 2007

100 powodów... (cz.1: Nowa Nadzieja)

        Dogłębnie poruszony smutnym faktem, że aż kilku dni i połączonych sił żeńskich trzeba było żeby AŻ 10 (pfff) powodów wymienić, dla których nas kochać warto, postanowiłem 100 takich powodów podać. Albo więcej jak mi się będzie chciało. Muszę w tym miejscu zaznaczyć, że absolutnie nieprawdziwe są plotki jakoby zmuszało mnie do tego pochopnie złożone zobowiązanie. Ja po prostu dobre serce mam. Poza tym to kto ma tych chłopów biednych bronić jak Nayyr bloga nie ma a Jaspis chwilowo nieobecny?
        Gotowi? Albo raczej - gotowe? Długopisy i karteczki przygotowane? To jedziemy.
 
1. Niewątpliwie kochać nas należy dlatego, że szczerze mówiąc dużego wyboru nie macie. Albo my albo kto? No dobra, mogę się w ostateczności zgodzić, że do wyboru jesteście również Wy. Na szczęście, z zupełnie niezrozumiałego dla mnie powodu (ale absolutnie się nie skarżę), nader często preferujecie jednak nas.
2. Kochać nas należy, bo my kochamy Was a jakaś zasada wzajemności chyba obowiązuje. Co by to było gdybyśmy my kochali Was, Wy je, One jeszcze kogoś innego? Pasmo nieszczęść by było, a liczba serc złamanych byłaby większa niż nasz deficyt budżetowy.
3. Miłować nas należy, bo my tej miłości potrzebujemy. A Wy tę miłość potrzebujecie okazywać. I wilk syty o owca cała.
4. Bo lepsi jesteśmy od pluszowych misiów. Wprawdzie z misiami też można pogadać, może czasem nawet lepiej od nas udają, że słuchają, ale poszłaby któraś z misiem do kina? A z nami można. I nawet czasem uda się nas namówić na jakiś film, w którym liczba ofiar jest mniejsza od 100.
5. Bo można się do nas przytulać jak horror oglądacie. Do misia też można, ale gdzie tam misiowi do silnego męskiego ramienia.
6. Bo można nam się w ramię wypłakać, a niektórzy z nas nawet potrafią mecz w tym czasie wyłączyć. No dobra, w misiowe ramię też można się wypłakać i miś nie ogląda meczu.
7. Bo można nam się potem wypłakać jeszcze w to drugie ramię. Co Wy tak, do diaska, z tymi misiami?
8. Bo tak słuchamy tego płaczu i kiwamy ze zrozumieniem głowami. (Powiem Wam w tajemnicy, ale nie mówcie chłopakom, że to ode mnie wiecie. Tak naprawdę to na czas tego płaczu nam się uszy wyłączają. Nawet gdyby nie to i tak za jasną cholerę nie jesteśmy w stanie zrozumieć, że płaczecie bo Kryśka powiedziała Dance, że Marysia jej powiedziała, bo się dowiedziała od Zośki, że macie krzywe nogi. Gubimy się przy drugim imieniu.)
9. Bo jeśli już Was kochamy to mało nas obchodzi, że macie krzywe nogi. Jakby nas obchodziło to byśmy się nie zakochiwali.
10. Bo gubimy się przy drugim imieniu co skutecznie chroni Was przez naszymi plotkami o Waszych plotkach.
11. Bo czasem kwiatka kupimy. Nawet podobno niektórzy bez okazji potrafią kupić. No i po co te protesty. Wiem, że za rzadko, ale jakbyśmy kupowali codziennie, albo co tydzień, albo w dowolnych regularnych odstępach to by się rutyną stało a wtedy ten kwiatek żadnej by Wam nie sprawiał radości. Więc kategorycznie zaprzeczam, że zapominamy. To celowe i z premedytacją działanie. A misiek Wam kwiatka nie kupi! (I co ty misiek na to? Odpadasz, yes, yes, yes!).
12. Bo czasem o rocznicach pamiętamy. (Tłumaczenie jak wyżej).
13. I kupujemy Wam prezenty. (Fakt, że czasem jest to nowe żelazko albo pilot do telewizora jest wybaczalny).
14. Bo nie używamy Waszych kosmetyków. Zazwyczaj.
15. Bo swoich kosmetyków też nie używamy. A pewnie, że to zaleta. Jakbyśmy za bardzo używali to by nie było widać ile pracy wkładacie w siebie, żeby ładnie wyglądać. A nie byłoby widać bo my też byśmy ładnie wyglądali i nie byłoby Was z kim porównywać.
16. Bo umiemy wytrzymać 2 godziny bez sikania co daje Wam dość czasu na makijaż bez natarczywego łomotu w drzwi łazienki.
17. Bo bez mrugnięcia okiem tolerujemy 17-ą torebkę w tym miesiącu.
18. Bo bez mrugnięcia okiem tolerujemy 6-ą parę butów w tym miesiącu.
19. Bo bez mrugnięcia okiem tolerujemy Wasze peemesy, esemesy, esy-floresy...
20. Bo bez mrugnięcia okiem tolerujemy, że po piwo to sobie sami do sklepu musimy chodzić, bo wy się upieracie, że jak chcemy pić to sami mamy sobie kupić. A przy okazji kupić waciki.
21. Bo bez mrugnięcia okiem tolerujemy Wasze nieustanne kuracje odchudzające, co chcąc nie chcąc odbija się i na nas. No bo jak sobie nie robicie schabowego to przecież tylko dla nas sie nie opłaca, nie?
22. Bo tolerujemy, też bez mrugnięcia okiem, że czasem Wam się obiadu nie chce robić i nie lądujecie za to na plakatach.
23. Bo jak tak sobie patrzę ile my rzeczy tolerujemy to mi wychodzi, że cholernie jesteśmy tolerancyjni.
24. Bo jesteśmy lepsi od pluszowych misiów. ... Wiem, że było. Sprawdzam tylko Waszą czujność ;)
25. Bo niektórym z nas chce się wymyślać 100 powodów, żebyście mogły jednak w końcu kogoś za coś pokochać. Chociaż czy kochać powinno się za coś?

cdn.

Wszyscy przepisali?

wtorek, 11 września 2007

No więc żem wrócił, znowu

        Dzień dobry obywatele. Aspirant Kowalski i aspirant Nowak. Komenda Stołeczna Milicji, wróć Policji, Departament Uwag Publicznych i Anonimowych. W skrócie D.U.P.A. Co obywateli tak bawi? Dokumenty poproszę. Beznaiwna, tak? Jak to nic? A spożywanie napojów alkoholowych w miejscu publicznym? Jak każdy może wejść to publiczne. I proszę tu z władzą nie dyskutować, bo jesteśmy upoważnieni do użycia środków przymusu bezpośredniego w postaci pałki milicyjnej, wróć policyjnej, gumowej, jak również gazu obronnego pieprzowego typu GP-17. Naprawdę nie polecam. Mandacik będzie, 100 złotych. Obywatelka Biała Koronka, również 100 złotych. A czy my obywatelki skądś nie znamy? Aspirancie Nowak proszę sprawdzić w naszej bazie danych czy obywatelka Biała Koronka nie jest poszukiwana. No proszę. Obywatelka jest podejrzana o pozostawienie bez opieki niejakiego 'blogu'. Czyn ten zagrożony jest karą pieniężną 250 złotych. Płaci obywatelka czy wróci dobrowolnie? Dobrze, damy obywatelce kilka dni do namysłu. Obywatelki Martynka i kmk proszę również po 100 złotych przygotować. Co obywatelka Martynka ma z oczami? Nic? To skąd to trzepotanie rzęsami? Może coś do oka wpadło? Przy okazji - obywatelka jest podejrzana o szerzenie poglądów godzących w dobre imię płci męskiej. Jest to poważne naruszenie konstytucji, która gwarantuje nam ochronę przed prześladowaniem między innymi ze względu na płeć. Obywatel Wachmistrz. Czy obywatel Wachmistrz pozwolenie na broń białą posiada? Nie posiada. Mandacik będzie, 250 złotych. I ten rapierek rekwirujemy. A Wy też tu obywatelu pozwólcie. Tak Wy. Nayyr? Co obywatel ma w tym słoiku? Kawa? Z datą przydatności do spożycia sprzed czterech lat? Nie z nami te numery Bruner, wróć Nayyr. Damy to do przebadania, na razie ma obywatel zakaz oddalania się od miejsca zamieszkania. No i kogo my tu jeszcze mamy - obywatelka Mathley vel Pyziok. Obywatelka zawsze z własnym krzesłem? A po co obywatelce te wszystkie kamienie? Czy aby nie do rzucania w miłościwie nam panującą władzę, to powiedziałem ja aspirant Kowalski z Komendy Stołecznej Milicji, wróć Policji, Departament Uwag Publicznych i Anonimowych (D.U.P.A.). Będziemy mieć oko na obywatelką, zajrzymy od czasu do czasu sprawdzić czy obywatelka się dobrze sprawuje. A w ogóle to co to za namioty? Czyje to? Obywatelka Beznaiwna, znowu się spotykamy. Obywatelka to chyba lubi władzy robić wbrew, co obywatelko? Pozwolenie na rozbijanie namiotów jest? Nie ma. Opłata za zajęcie 15 metrów kwadratowych terenu gminnego wniesiona? Nie wniesiona. Opłata klimatyczna? Nie uiszczona. Oj niedobrze obywatelko, niedobrze. A obywatelki pozostałe patrzą tylko, tak? Mamy jakiś paragraf na patrzenie? Nie mamy. Na razie. Będziemy mieć obywatelki na oku.
Przepraszam na chwilę.
 
<chwilę później>

        Najmocniej wszystkich państwa przepraszam. Zaszło nieporozumienie. Wszystkie nałożone kary zostają oczywiście anulowane. W ramach przeprosin anulujemy również wszystkie przeszłe i przyszłe przewinienia. Życzymy miłego dnia. Zapraszamy ponownie. Do widzenia państwu.


        No witam. To znowu ja. Przepraszam za tych nadgorliwców. To taka lokalna straż wiejska. Dostali chłopaki mundury i fotoradar i im się troszkę w głowach pozajączkowało. Musiałem ich trochę do pionu postawić. Już będą grzeczni. Witam więc wszystkich serdecznie. Co ciekawego jak mnie nie było?

czwartek, 6 września 2007

Zamknięte...

        ... z powodu, że nieczynne. Właściwie zamknięte nie jest i nie będzie, ale właściciel musi uporządkować pewne sprawy, więc na jakiś czas zniknie. Sam nie wie na jaki. Ale zniknie i już. Nawet 100 komentarzy nie pomoże ;) Groźby też nie pomogą. Łapówkom też mówię zdecydowane "być może". Ale zostawiam Wam archiwum, żebyście mogli przyprowadzać kiedyś wnuki i opowiadać "A był tu, wnusiu, kiedyś taki jeden z poczuciem humoru sztuk jeden. Ale wyszedł kiedyś z bloga i słuch po nim zaginął. Jest przepowiednia, że wróci, jeśli..., eee... jak to było... A zapomniałem. Ponoć groził, że wróci i już."
Naprawdę doceniam fakt, że uznaliście że warto było mnie odwiedzać. Was też odwiedzałem z przyjemnością. Niektórych trochę zaniedbałem ostatnio, więc jeszcze raz sorry. Zajrzyjcie od czasu do czasu podlać kwiatki i przewietrzyć. Imprez mi tu proszę nie urządzać. Zresztą co mi tam. Urządzajcie jak chcecie, tylko posprzątać mi potem.
        No, także sorry, ale muszę spadać. A najbardziej sorry tych co się dopiero do mnie wprowadzili. Potraktujcie to raczej jako "do zobaczenia" niż "żegnajcie". Pozdrawiam wszystkich staropolskim "Yo, ziomy" (Wachmistrza pewnie przeszedł w tym momencie dreszcz odrazy ;)

Jacek,
posiadacz poczucia humoru sztuk 1, komputera sztuk 1.7, flaszki 0.7 i mózgu sztuk 0.1.

poniedziałek, 3 września 2007

Odwieczna walka

        6.00 dzwoni budzik. Złośliwie stoi poza zasięgiem rąk, więc żeby go wyłączyć muszę wstać. Sam sobie zgotowałem ten los. A budzik ma dźwięk wyjątkowo upierdliwy. Zrywam się więc z łóżka i już 5 minut później uciszam budzik. Widzę zdziwione miny gdzie podziało się 5 minut. A myślicie, że to łatwo po ciemku, chwilę po gwałtownym wybudzenie z przyjemnego snu (nie pamiętam o czym ale wiem, że był przyjemny, czasem tak mam), lawirując między meblami, ryzykując uszkodzenie piszczeli czy tam innej goleni znaleźć dzwoniący  przeraźliwie zegarek? Dźwięk wypełnia cały pokój więc nie da się go zlokalizować na słuch, trzeba sobie przypomnieć gdzie go wczoraj postawiłem. Byłoby to łatwiejsze gdyby nie ten przeraźliwie dzwoniący cholerny zegarek!
        5 minut później obudzony, umyty i ubrany wyruszam. Wsiadam do samochodu, zapinam pas, poprawiam lusterka, dopasowuję siedzenie.  (żartowałem :) - pas zapinam odruchowo, ale po cholerę miałbym codziennie ustawiać lusterka to nie wiem, nikt inny moim samochodem nie jeździ.) No więc zapinam pas, biorę trzy głębokie wdechy rozdzielone trzema równie głębokimi wydechami, strzelam kostkami palców (pewnie wiecie o co chodzi, dziewczyny z jakiegoś powodu strasznie to denerwuje) i ruszam. Do odwiecznej walki kierowców z drogowcami. Pierwsze dwa zakręty pokonuję gładko, w końcu to moje okolice, mieszkam tu i znam to miejsce jak własną kieszeń. Trzeci zakręt przekonuje mnie jak bardzo się myliłem. Drogowcy znają moją okolicę lepiej. Ustawili "zakaz wjazdu" w uliczce, którą od kilku tygodni skracam sobie drogę od czasu jak z powodu remontu zamknęli trasę, którą znałem na pamięć. Istnieje przepowiednia, że kiedyś skończą ten remont. Zawracam, jadę okrężną drogą, zawracam, jadę inną okrężną drogą. Dołączają do mnie kompani, posiadacze innych samochodów, podobnie jak ja zaskoczeni podstępnym atakiem drogowców. W końcu jednemu z nich udało się wydostać poza szranki remontu i donośnym trąbieniem (które spotkało się niewątpliwie z aplauzem okolicznych mieszkańców) dał nam znak jak zwyciężać mamy (mam takie jakieś dziwne uczucie, że gdzieś już podobne sformułowanie słyszałem).  Jedziemy dalej, po drodze zręcznie unikając licznych pułapek typu: dziury w jezdni, studzienki kanalizacyjne wystające, studzienki kanalizacyjne wklęsłe, studzienki kanalizacyjne otwarte itp. Znam je na pamięć, mogę jechać z zamkniętymi oczami. To znaczy mógłbym jechać, ale muszę uważać na pieszych, którzy z zupełnie niezrozumiałego dla mnie powodu przechodzą ciągle z jednej strony ulicy na drugą. Mogliby się w końcu zdecydować. Wjeżdżam na trasę, szeroka trzypasmowa droga, mimo to wszyscy trzymają się lewego pasa. Ja ich nawet rozumiem. Na lewym są takie koleiny, że urwałbym coś z podwozia gdybym odważył się tamtędy jechać. Tylko autobusy i TIR-y się nie boją. Środkowy z kolei to majstersztyk sztuki drogowej. Upstrzony studzienkami jak ... eee zabrakło mi porównania, po prostu dużo ich jest. Tylko bojownicy tacy jak ja jadą środkowym pasem. Dyskretne ruchy kierownicą i większość studzienek pokonuję slalomem, biorąc je z lewej, prawej albo środkiem. Co oni zakupują pod tymi ulicami to nie wiem, ale to musi być coś cennego jeśli co kilka metrów robią wejście. I tak zygzakując sobie docieram do zakrętu śmierci. Sam zakręt to pestka. Ograniczenie do 60-u, ale przy dobrej pogodzie spokojnie można by polecieć 100-ą. Można by gdyby nie co? Studzienki, brawo. Największe zagęszczenie na kilometr na całej trasie. Od trzech lat pięć razy w tygodniu próbuję je pokonać i nie udało mi się. Gość, który to zaprojektował musiał być niezły. Studzienki są tak ułożone, że nie da się ich wszystkich ominąć. Ale się nie poddaję. Kwardy jestem i niedawno wymieniałem amortyzatory, będę próbował dalej.
        Zjeżdżam z trasy, trafiam na "zieloną falę". Za nic nie mogę zrozumieć skąd taka nazwa. Znajomy mi mówił, że to dlatego, że jak się trafi na zielone światło to się potem przez wszystkie skrzyżowania przelatuje na zielonym, bo tak są zsynchronizowane (zgrane, jak się komuś nie chce czytać tego długiego słowa). Ten znajomy to chyba nie ma samochodu. Po licznych próbach udało mi się na tą zieloną falę załapać. Ustaliłem, że niezbędna do tego prędkość to 85 km/h. Trochę za dużo jak na miasto, co? Ale jak się jedzie wolniej to nie ma siły, nie uda się i już. ONI chyba jakąś umowę mają z drogówką (w końcu drogówka i drogowcy to nawet brzmi podobnie). No więc jadę sobie te 85 km/h, przejeżdżam przez rondo i skręcam w uliczkę prowadzącą mnie prosto do pracy. I, szanowni moi czytelnicy i równie szanowne czytelnice, ostatnia część poprzedniego zdania to tzw. S-F. Nie skręcam, bo szlaban stoi, remont jest. Przed rondem żadnej informacji nie było, zawrócić mogę dopiero za 500m, niech żyją drogowcy.
        I w całej tej walce jeden tylko miły element na zakończenie. Tuż koło mojej pracy jest uliczka. Można na niej parkować nie płacąc. Z nieznanego mi powodu ta jedna uliczka nie załapała się do strefy płatnego parkowania, chociaż wszystkie ulice w promieniu kilkuset metrów się załapały. Ale nie mówcie nikomu, bo jak mi i na tej postawią parkomat to będę musiał jeździć do pracy tramwajem, co z jednej strony ma swoje zalety (można książkę poczytać i taniej kosztuje niż jeżdżenie samochodem, w zimie nie muszę szukać samochodu pod śniegiem, można popatrzeć na dziewczyny przez ciemne okulary nie ryzykując zaparkowania w czyimś samochodzie), ale jak dla mnie to wad ma zdecydowanie więcej (większość drogi muszę pokonywać na stojąco co w moim wieku trudne zaczyna być, mogę się zapoznać z zapachami jakich używają współpasażerowie, z tymi co nie używają też muszę się zapoznać, marznę na przystanku, no i przyzwyczaiłem się jeździć samochodem, bo tak mi wygodniej i już).