czwartek, 25 września 2014

O zwierzaku

        Kolega, w starciu z przeważającymi siłami wroga w postaci żony i dzieci, już prawie się złamał i zgodził na psa w domu. Jeszcze walczy, ale biała flaga już w pogotowiu. Użyłem całej swojej mocy perswazji, uroku osobistego, zwierzęcego magnetyzmu i legendarnej (w pewnych kręgach) charyzmy, aby go zapewnić, że walczy w słusznej sprawie. Niestety to ciągle za mało. Proszę mnie tu podać litanię argumentów dobitnie pokazujących, że posiadanie psa w domu do zły pomysł.

piątek, 12 września 2014

Przypominam

        Przypominam, że jutro Dzień Programisty. Wyrazy uznania, uwielbienia oraz dozgonnej wdzięczności przyjmuję w dowolnym czasie i formie. Co bardziej kreatywne niewiasty mogą to połączyć z - również jutro wypadającym - Dniem Całowania Chłopaków w Usta.

Za Nonsensopedią:
         Dzień Programisty jest jedynym dniem w roku, w którym programiści wychodzą ze swoich nor stanowisk. Przebierają się ze swojej zbroi w coś bardziej fikuśnego i wybierają się na wielką pielgrzymkę do Krzemowej Doliny. W tym czasie odbywają rytualne tańce i chóralnie śpiewają majestatyczne pieśni. Niektórych można przypaczać jak porozumiewają się z płcią przeciwną. Ale i tak reszta porozumiewa się dziwnym dialektem.

środa, 3 września 2014

Jak przeżyć z kobietą - kurs dla opornych cz. 17

        Czy nam się to, Szanowni Koledzy, podoba czy nie, w małżonkach naszych, a czasem niekoniecznie jeszcze małżonkach, wzbudzają się tak zwane uczucia macierzyńskie. Nieszczęście to jest nieuniknione. Niech się zatem nie cieszą ci, których jeszcze to nie spotkało. Spotka. Spadnie na was niczym jastrząb na niespodziewającą się niczego ptaszynę. Zakończy błogi czas. Zniknie spokój i błoga cisza o poranku. Skończą się noce przespane w całości. Wasze domostwa zapełnią się pieluchami i mlekiem w proszku. Odwieczna trasa radości w supermarkecie (piwo, papierosy, gazeta) zamieni się w trasę rozpaczy (pieluchy, mleko, artykuły dla niemowląt). Wasza praca, która do tej pory była przykrym obowiązkiem, stanie się - wiem, trudno w to uwierzyć - jedynym miejscem, w którym zaznacie wytchnienia i złapiecie niczym niezakłócaną drzemkę. Zatęsknicie za sąsiadem rzeźbiarzem. Słodki dźwięk wiertarki udarowej próbującej wryć się w żelbetonową ścianę wyda się śpiewem skowronka. W dodatku śpiew wiertarki skończy się najwyżej o 22, podczas gdy wycie... wróć... słodkie odgłosy wydawane przez potomka skończą się w 2032.
Ale zanim do tego dojdzie czeka was 9 miesięcy gehenny. Gehennę ową podzielić możemy na 3 części.

Część pierwsza, zwana roboczo "W zasadzie niegroźna" - miesiące 1-3.
        To tytuł jednej z książek Douglasa Adamsa. Genialnych, muszę dodać. Ów tytuł całkiem nieźle oddaje również poziom niebezpieczeństwa jaki nam grozi. należy jednak zachowywać podstawowe środki bezpieczeństwa. Przede wszystkim nie wolno dać się zaskoczyć z głupią miną, gdy małżonka wasza, tudzież niekoniecznie jeszcze małżonka (problem się zaczyna gdy to małżonka, ale nie wasza - ale o tym w innej części), wychodzi z łazienki z miną radosną niosąc w uniesionej triumfalnie dłoni, wyciągniętej nie wiedzieć czemu w waszym kierunku niczym światełko nadziei (wersja męska: ogień piekielny), radosną nowinę (wersja męska: klątwę na lata), test ciążowy (wersja męska: test ciążowy) z wynikiem pozytywnym. Przy czym "pozytywnym" w rozumieniu kobiet zasadniczo różni się w tym przypadku od "pozytywnym" w rozumieniu męskim. Dla ułatwienia dodam, że test jest z wynikiem pozytywnym w wersji kobiecej. A więc zmierza w waszym kierunku żona (lub jeszcze niekoniecznie żona (lub w najgorszym przypadku żona kogoś innego)) z uśmiechem i ekstazą na twarzy. I tu należy wykazać się refleksem, gdyż jest to moment, w którym chwila zawahania w okazywaniu nieumiarkowanego entuzjazmu skończy się wielogodzinnymi szlochami, histerią, migreną, "nie kochasz mnie", "nie kocham cię", "idź sobie", "dokąd idziesz, jak możesz zostawiać mnie samą w takim stanie", "nie dotykaj mnie", "przytul mnie", "kocham cię", "nienawidzę cię". Zatem nieumiarkowany entuzjazm. Choć sam moment niebezpieczny jest absolutnie nieprzewidywalny, to jednak wcześniejsze ćwiczenia przed lustrem pozwolą zamaskować wyraz zaskoczenie i przerażenia na twarzy. Wyjściem awaryjnym jest przytulić wybrankę swego (lub czyjegoś) serca. "Po cóż?" - zadacie pytanie. Ano po tóż, aby wybranka nie widziała waszej przerażonej twarzy.
        Przeżyliśmy zatem moment najtrudniejszy części pierwszej. Do końca trzeciego miesiąca pozostaje nam tylko uśmiechać się sztucznie, przeżyć nalot ciotek, babek, koleżanek, mamy i teściowej, gorąco i żarliwie zapewniać jak jesteście szczęśliwi i że jeszcze nie wybraliście imienia oraz zaplanować przeróbkę waszego pokoju z kinem domowym na sypialnię dla malucha. Tak, ulubiony fotel wylatuje i zostanie zastąpiony łóżeczkiem. Modele samolotów wylatują i zostaną zastąpione zabawkami. Kolekcja Playboy-ów wylatuje i zostanie zastąpiona kolekcją bajek różnych narodów. Niewiasta w tym okresie jest "w zasadzie niegroźna". Byle nie usłyszała Waszej odpowiedzi na pytanie kolegi:

"- Słyszałem, że twoja żona jest w ciąży. Musisz być teraz szczęśliwy.
- Muszę".

        Rozkoszujcie się, gdyż nieuchronnie nadciąga część druga. Ale zanim to nastąpi należy koniecznie wrzucić na facebook-a zdjęcie USG, na którym wasza małżonka widzi dzieciątko a wy i reszta świata - plamę. Koniecznie ze słitaśnym podpisem.

Część druga, zwana roboczo "Będę rzygać" - miesiące 4-6.
        Skąd nazwa robocza, zapytacie o naiwni. Stąd, że "będę rzygać" to słowa, które będziecie teraz słyszeć najczęściej. We wszystkich sytuacjach. Czasem poprzedzone to zostanie wyrażonym wcale nie w tonacji proszącej krótkim: "z drogi!!!". Oczywistym jest, że niewiasta w tym okresie raczej nie będzie dysponować ponadprzeciętnym poczuciem humoru. "A kiedykolwiek dysponuje?" - zapytałby ze złośliwym uśmieszkiem mój przyjaciel. I czasem trudno się nie zgodzić. Z racji wyjątkowego w tym okresie braku poczucia humoru zalecamy mocno, aby powstrzymać się od skierowanych do niej lub w jej pobliżu dowolnych komentarzy, które mogą być odebrane nieprzychylnie. A że przeciętna kobieta potrafi odebrać nieprzychylnie cokolwiek, po prostu należy milczeć. Tyle ile się da. Zwłaszcza! Powtarzam - zwłaszcza! - należy unikać wszelkich uwag na temat jej wagi. Niewiasty obsesyjnie dbając o linię, przez całe życie jedząc jogurty light z trocinami na obiad, nagle gwałtownie przybierają na wadze. Jeśli nie chcecie dostać się w obroty jej ambiwalentnych bardzo uczuć (z jednej strony "moje dziecko rośnie", z drugiej "robię się gruba") - zaprawdę powiadam wam - zamilknijcie. Legendarne męskie poczucie humoru w starciu z kobietą w drugim trymestrze ponosi sromotną porażkę. Dla waszego dobra - zamilknijcie.
        Nadciąga nieuchronnie część trzecia. Ale zanim to nastąpi na facebooka wrzucamy zdjęcie rosnącego brzuszka. Żeby podkreślić jak bardzo jesteśmy szczęśliwi, brzuszek musi być z uśmieszkiem lub napisem "loading..." i paskiem postępu. Koniecznie ze słitaśnym podpisem.

Część trzecia, zwana roboczo "To już wkrótce" - miesiące 7-9.
        Najgorsza. Zdecydowanie. Po części z powodu nieuchronnie zbliżającego się nadejścia potomka, czyli końca wolności, swobody i wysypiania się. Po innej części z powodu tego, że nie można już wypić jak człowiek cywilizowany 4 piw podczas meczu, gdyż "to już wkrótce" oznacza, że w każdej chwili może wystąpić konieczność zawiezienia małżonki (lub niekoniecznie jeszcze małżonki) do szpitala. Jakby nie mogła poczekać do końca meczu. Szczególnie trudne w tym okresie jest wyżywienie kobiety. Nie może ona albowiem, jak normalni ludzie, zjeść kanapek. O nie, to by było zbyt proste. Zwyczaje żywieniowe kobiety w trzecim trymestrze stają się... powiedzmy - nieprzewidywalne. Koniecznie należy wyznaczyć sobie najkrótszą drogę do sklepu spożywczego. Gdyż pokonywać ją będziecie wielokrotnie. Najlepiej całodobowego. Gdyż pokonywać ją będziecie w przeróżnych godzinach. Nasze badania statystyczne wykazują, że można znacząco zmniejszyć liczbę wyjść do sklepu posiadając w lodówce zapas kiszonych ogórków, śledzi, lodów i czekolady. Dania te, w konfiguracjach dowolnych, z jakiegoś powodu na liście żądań - bo przecież nie życzeń - występują najczęściej.
        Istnieje niebezpieczeństwo, iż kobieta wpadnie na absurdalny przecież pomysł, naszego uczestnictwa w tak zwanej "szkole rodzenia". Pojęcia nie mamy po co każą nam tam chodzić. Przecież mężczyźni nie rodzą dzieci. To nie nasza wina zresztą. Gdybyśmy rodzili, to na pewno nie byłoby z tym tyle ceregieli. "Sorry chłopaki, odpuszczę kolejkę, bo muszę urodzić. Zaraz wracam." Tak, tak właśnie by było. I nikt nie udowodni, że nie.

        Po trzech miesiącach tej katorgi nawet najwytrwalszy mężczyzna marzy o tym, aby jego potomek, niewątpliwie nadzieja ludzkości na lepszą przyszłość, raczył wreszcie pojawić się na świecie. Jesteśmy wrażliwi i widok krwi źle na nas działa, więc najlepiej gdyby nasza obecność nie była w tym momencie wymagana. Zresztą jest mecz. Po wszystkim wrzucamy na facebook-a zdjęcie dopiero co narodzonego potomka. Najlepiej ze słitaśnym podpisem. I staramy się nie obrażać na koleżanki żony piszące jakie to podobne do tatusia, myśląc, że to komplement. Choć wszyscy wiedzą, że nazywanie nowo narodzonego dziecka "ładnym" wymagałoby rewolucji w znaczeniu słowa "ładny". Następnie wrzucamy na facebook-a wszystkie zdjęcia dziecięcia jakie wpadną nam w ręce. Jeśli my mamy przechlapane, to dlaczego nasi znajomi mieliby mieć spokój? W międzyczasie odbieramy zasłużone gratulacje od kolegów i rodziny. "Gratulacje stary", "dobrze się spisałeś, chłopie", "dobra robota". Jakby było w tym coś dziwnego.