poniedziałek, 27 maja 2019

Suchar informatyczny #10

        Czcigodni radiosłuchacze. Niewyczerpane źródło drętwych i zrozumiałych tylko przez informatyków kawałów o informatykach nie wyschło, jak mogłoby się wydawać patrząc na datę poprzedniego posta/u. Drętwe i zrozumiałe tylko przez informatyków kawały o informatykach nie bez powodu nazywane są sucharami. W sensie, że twarde i nikt poza nielicznymi wyjątkami ich nie lubi. Źródło więc dziurawe, owszem, jest, ale się nie poddaje (wbrew rzucanym z zagranicy kalumniom).

W dniu dziesiejszem zajmniemy się otóż tzw dowcipem następującem:

Poszedł informatyk z synem na szczepienie. Po wszystkim napisał mu na plecach:
"Baza wirusów zaktualizowana 2019.05.27”

        Cóż szanowne państwo widzą w powyższem tzw sucharze? Co w tym zabawnego? Że informatyk ma syna? Proszę Was, nie raz i nie dwa tu i w innych miejscach udowadniałem, że informatyk to prawie idealny kandydat na męża. I wbrew obiegowej opinii nie wszyscy informatycy pracują w norach i wyglądają jak neandertalczycy. Tylko niektórzy. A wiecie ile się trzeba napracować, żeby sobie taką przyzwoitą, ciemną norę zorganizować? Ile się trzeba namarudzić administratorom budynku, że słońce nam na cerę źle działa, że klawiatura się nagrzewa i parzy, że się te gołe kobiety z budynku naprzeciwko w ekranach odbijają i nie widać kodu, że oszczędność światła będzie, że nie będziemy musieli ze wstrętem patrzeć na te kalendarze na ścianach z ledwo co ubranymi kobietami (jak boga kochamy, już tam były jak się wprowadzaliśmy, my tylko zmieniamy miesiące), żeby nam w końcu zainstalowali rolety, to sobie nawet nie wyobrażacie.
        Że w ekranach? No oczywiście, że liczba mnoga. Szanujący się informatyk ma co najmniej 3 monitory ustawione w rzędzie. Wybitni mają jeszcze dodatkowe 3. Zazwyczaj puszczamy na nich jakieś skrypty, które w kółko wykonują się w czarnym okienku albo skomplikowane arkusze w excelu, co dla sporadycznie pojawiających się w norze gości wygląda jak ciężka praca. Zwłaszcza gdy o coś pytają, a my z tajemniczymi minami gapimy się w te ekrany, kiwając od czasu do czasu głową ze zrozumieniem, a innym razem notujemy coś szybko na kartce. Zazwyczaj idą sobie wtedy skąd przyszli mówiąc : “widzę, że zapracowani jesteście, wpadnę kiedy indziej”.

        Ale ja nie o tym chyba miałem. Skupmy się na tekście. Widzimy więc optymistyczną wieść, że informatyk a ma syna. Sformułowanie to daje rzeszom bezdzietnych jeszcze informatyków nadzieję na posiadanie potomstwa, która to nadzieja z kolei nierozłącznie wiąże się z nadzieją posiadania - chociaż przez chwilę, i nie przywiązujmy się do słowa ‘posiadania’, pasuje do konwencji - nadzieją posiadania kobiety. Dla większości - być może pierwszy raz.
        Poszedł na szczepienie. Informatycy, powszechnie zresztą znani ze swojej inteligencji - choć wredni ludzie mówią, że znani ze swojego przekonania o wysokiej inteligencji, tak czy owak zazwyczaj znani z wysokiej pensji… Chwila, muszę to przeczytać. A tak. Na szczepienie. Czyż zaprowadzenie dziecka na szczepienie nie jest kwintesencją inteligencji, zdrowego rozsądku i asertywności? W obliczu szerzących się po internecie bzdur o szkodliwości szczepionek, o magicznej mocy wody morskiej, o jaszczurach z kosmosu (tak, szlachetni, to wszystko jednakowe bzdury) on, informatyk, niezłomny, na białym koniu niemalże, hardo idzie z dzieckiem na szczepienie. Śmiało spogląda wyznawcom Ziemby w oblicza, płaskoziemcom mającym wyznawców na całej kuli ziemskiej z dumą pokazuje koszulkę z obrazem kuli ziemskiej widzianej z kosmosu z podpisem “a jednak się kręci”, jasnowidzom mówi “jak tak wszystko widzicie to czemu sprzedajecie porady po 3 zł + VAT za minutę zamiast wygrać w Eurojackpot?”. Czyż nie jest wspaniały?
        Złośliwi mogą powiedzieć “Hola, hola Jacek. Gdzie tam napisane, że on tego syna zaszczepił? Tam jest tylko, że poszedł z nim na szczepienie. Przecież może z tego wynikać, że on to dziecko wziął dla towarzystwa, albo go nie miał z kim zostawić, albo się boi szczepionek i chciał, żeby go ktoś potrzymał za rączkę, a syn przypadkowo dzielny jest.” Ja na to: “phi, pies was trącał, złośliwi, ja, informatyk Jacek, zaświadczam, że informatyk zaprowadził syna aby go - syna - zaszczepić”.

        Ale ja nie o tym miałem. Pomińmy milczeniem, że na plecach napisał, bo gdzie miał zapisać, żeby nie zapomnieć i żeby się nie zmyło? No na plecach, w miejscu, do którego ręka nie sięga, więc syn nijak tego nie zmyje. A pamiętać kiedy była ostatnia szczepionka bezwzględnie należy. Choćby po to, żeby wiedzieć kiedy się spodziewać poszczepiennego autyzmu czy innego NOP-a.

        Ale ja nie o tym miałem. “Baza wirusów została zaktualizowana”. Ręka do góry kto ani razu nie podskoczył pod sufit zdzierając słuchawki z głowy na dźwięk tych słów. Siedzicie sobie w słuchaweczkach na uszach, dźwięki ściszone do komfortowego poziomu, oglądacie kucyki pony czy co tam kto lubi i nagle jak Avast nie ryknie delikatnym głosem syreny okrętowej na sterydach, że właśnie w tym momencie możecie poczuć się spokojnie i bezpiecznie, gdyż “baza wirusów została zaktualizowana”. Ja bym osobiście wolał usłyszeć, że baza zabezpieczeń przed wirusami została zaktualizowana, ale ja raczej czepialski i upierdliwy jestem. No więc zapisał sobie rozsądnie w rozsądnym miejscu kiedy zaktualizował dziecku bazę wirusów. I w tym przypadku o aktualizacji bazy wirusów mówić można, gdyż właśnie próbki wirusów się dziecku podczas szczepienia aplikuje. Małe, osłabione, czasem zupełnie nieżywe, ale jednak wirusy.

        Suchar dzisiejszy polega więc w zasadzie na tym, że to nie żaden suchar, tylko podana w żartobliwy sposób informacja o nieograniczonych pokładach zdrowego rozsądku, którym obdarzeni są informatycy. Jak już kiedyś zatem wspominałem - kochajcie informatyków, dziewczęta. I w ogóle nie wierzcie w krążący bez sensu po internecie tekst, że marynarze są lepszymi kandydatami na mężów. Phi.