Szanowni panowie. Współtowarzysze w niedoli. Uciemiężeni mężowie swoich żon. Każdy z nas pamięta gdy, jak to mówią, nadejszła wiekopomna chwila i z nieoczekiwaną wizytą przyjechała Mamusia. Nie nasza oczywiście tylko naszej żony. I nie nieoczekiwanie, bo się przez dwa tygodnie umawiały tylko nam zapomniano wspomnieć. Może to i lepiej. Przyjeżdża więc Mamusia a my musimy jakoś ten miesiąc przeżyć. Ponieważ niektórym z nas się to udało więc podzielimy się z wami tą wiedzą.
Może nie wszyscy znają jeszcze ten dowcip, więc opowiem.
"Przyjechała teściowa w odwiedziny i zięć pyta:
- Długo mamusia u nas zostanie?
- A dopóki się wam nie znudzę.
- To się mamusia nawet herbaty nie napije?"
Śmieszne? No śmieszne. Jeśli zamierzacie popełnić samobójstwo w bardzo bolesny sposób to zaserwujcie ten dowcip teściowej zanim się jeszcze zdąży rozpakować. Choć słyszałem o przypadkach gdy razem z teściową wyprowadzała się żona. Kto wie, może warto zaryzykować? Ale nie mieliśmy Was uczyć jak zginąć tylko jak przeżyć. Wizyta teściowej nieunikniona jest wcześniej czy później. Lepiej gdyby była zapowiedziana, pozwoliłoby to zacząć wcześniej gromadzić pokłady cierpliwości. Z drugiej strony wizyta niezapowiedziana, krócej powoduje stres. Przybyła więc teściowa. Otwieracie drzwi, z trudem powstrzymujecie odruch panicznej ucieczki, tj chciałem powiedzieć okazujecie nieokiełznaną radość. Prawie nie okazujecie zdziwienia gdy teściowa zapowiada, że nie zabawi długo a wy właśnie targacie do mieszkania (24m2) piątą walizkę. Przygotowujecie ciepłą herbatkę gdy żona z Mamusią przystępują do rozmów o ociepleniu klimatu, awarii Wielkiego Zderzacza Hadronów, przegranej Polski ze Słowacją, nowinkach z Międzynarodowego Salonu Samochodowego,... zaraz... coś tu jest nie tak.
Najmocniej przepraszam, zaplątała mi się kartka z notatkami na temat spotkania z kolegami przy piwie. O, jest właściwa. Przystępują więc do rozmów o tym, że gruba Maryśka z drugiej klatki znowu jest w ciąży, tą głupią Tereskę znowu rzucił mąż i dobrze jej tak, bo ma lepszą pracę niż ukochana córunia, a w ostatnim odcinku "M jak miłość"... Tyle jest w stanie znieść przeciętny facet zanim zapadnie w katatonię. Na szczęście mamy kojący odgłos wody gotującej się w czajniku. Podajemy herbatkę, ignorujemy z uśmiechem pytanie czy aby nic nie dosypaliśmy. Żałujemy, ale nie.
I co dalej, moi panowie, co dalej? Siądziemy do komputera - "Ten twój mąż to tylko przy komputerze siedzi". Włączymy telewizor - "Nic tylko telewizję ogląda, obibok jeden." Otworzymy książkę - "Inteligent się znalazł. Wziąłbyś się do jakiejś pożytecznej roboty". Otworzymy piwo - "Jak ty wytrzymujesz, kochanie, z tym alkoholikiem?". Wyjdziemy z domu - "Już się poszedł szlajać po knajpach, biedactwo ty moje". Przeżyć z kobietą-żoną to łatwizna. Teściowa ma przynajmniej 25 lat więcej doświadczenia od nas, jeśli nie będziemy czujni zostaniemy zmasakrowani. Wydawać by się mogło, że jesteśmy bez szans, ale tu na pomoc przychodzi nam męska solidarność. Otóż aby przeżyć wizytę Mamusi należy zrobić to co chcieliśmy zrobić w pierwszym odruchu po otwarciu drzwi - uciec. Nie dosłownie oczywiście, chyba że chcemy potem opowiadać dowcipy w stylu:
"- Teściowa przyszła do mnie na kolanach.
- I co powiedziała?
- Wyłaź spod łóżka, ty tchórzu!"
Jeśli nie dosłownie to jak możemy uciec? Wykorzystamy wspomnianą już męską solidarność. Powszechnie wiadomo, że szefami zazwyczaj są faceci. Jest to najzupełniej zrozumiałe, przecież lepiej się do tego nadają. Szefowie też zazwyczaj mają żony, a w ramach nieuniknionej transakcji wiązanej mają również teściowe. Zrozumieją więc naszą prośbę o miesięczną delegację gdzieś na drugi koniec kraju. Po powrocie wystarczy tylko przewietrzyć mieszkanie, żeby wywiało trochę powietrza mocno nasączonego jadem i w zasadzie jak gdyby nigdy nic można pogrążyć się w obowiązkach małżeńskich. Czyli włączyć telewizor wyraziwszy uprzednio głęboki żal, że z powodu tego wrednego szefa i nawału pracy nie mogliście spędzić uroczego miesiąca z Mamusią. Następnym razem zrobicie wszystko co możliwe aby zostać w tym czasie w domu. Uwaga. Wypowiadanie tej kwestii lepiej przećwiczyć przed lustrem. Pomimo panującej powszechnie i absolutnie błędnej opinii, że faceci to świnie, niewiarygodnie trudno jest kłamać w żywe oczy bez mrugnięcia okiem i nerwowego przełykania śliny. Dobrze byłoby również gdyby udało się zrobić to z miną, która chociaż odrobinę przypomina zmartwioną. Wypowiadanie tego z szerokim uśmiechem z jakiegoś powodu wydaje się kobietom niewiarygodne.
A cóż mają zrobić nieszczęśnicy, których szefami są kobiety? To nieprawdopodobne ale naprawdę takie są. Sam widziałem. Oczywistym jest, że pytanie o delegację z powodu wizyty teściowej skończy się miesięcznym urlopem bezpłatnym, żebyśmy ten czas dobrze wykorzystali. Pytanie o delegację bez powodu spotka się z kolei z podejrzliwością. Uzasadnioną, bo kto normalny sam zgłasza się w delegacje? Pozostaje wam panowie rzucić się w wir pracy. Taki wir żeby czasem zapomnieć, że czas już iść do domu. Zasiedzieć się do dwudziestej a po powrocie do domy zwalić wszystko na wredną szefową. I szybko położyć się spać, żeby nie słyszeć komentarzy "Straszny gamoń ten twój mąż, skarbie. Tyle pracuje a ciągle jeździcie tym starym Volvo. Mógłby się bardziej postarać."
I na koniec bonus. Otóż drodzy koledzy, nasz kurs cieszy się takim powodzeniem, że nawet płeć niewieścia postanowiła z tego powodzenia skorzystać i uszczknąć coś dla siebie. Joanna Chmielewska napisała dziełko pt "Jak wytrzymać ze współczesną kobietą?". Przejrzeliśmy pobieżnie i z całego serca polecamy. Nawet nie oskarżymy o plagiat. Pojęcia tylko nie mamy dlaczego napisała również "Jak wytrzymać z mężczyzną?". Przecież to łatwizna.
PS. To już piszę ja, Jacek. Żebym nie musiał po raz szósty wysłuchiwać jaką jestem męską, szowinistyczną świnią (to akurat prawda), imbecylem (nieprawda), prostakiem (nieprawda, prostym owszem), jaka to moja żona jest biedna, że ma takiego męża (nie jest, mam nadzieję) oświadczam uroczyście:
Powyższy tekst jest fikcją literacką (przy czym bardziej skupcie się na fikcją niż literacką) obnażającą i wyśmiewającą stereotyp teściowej a nie teściowe same w sobie. Osobiście moją teściową uwielbiam i nie ma znaczenia fakt, że głównie z tego powodu, że mieszka 300 km ode mnie. Wszelkie podobieństwo do rzeczywistych faktów bądź osób jest przypadkowe, niezamierzone i nie może być podstawą do ścigania mnie po sądach albo po polu z widłami.
PS2. A Irena Kühn vel Joanna Chmielewska naprawdę napisała te książki. Ba, napisała nawet "Przeciwko babom!". No po prostu muszę przeczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz