piątek, 10 października 2008

Jak przeżyć z kobietą - kurs dla opornych, cz. 5

        Witam panów ponownie. Cieszę się, że po tak niedługim czasie możemy ponownie spotkać się w ramach cyklu wykładów pod wspólnym tytułem "Jak przeżyć z kobietą - kurs dla opornych". Dzisiaj część piąta. Przypomnę, że ostatnio omawialiśmy tak zwany PMS. Doszliśmy wspólnie do słusznego wniosku, że cały ten PMS, choć niewątpliwie powiązany z pewnymi nieszkodliwymi dolegliwościami cielesnymi wielkie mi co, jest jednakże w sposób niczym nieusprawiedliwiony bezlitośnie wykorzystywany do dopiekania nam. Jak również służy jako wymówka do nieuzasadnionych zakupów. Albowiem kobiety tłumaczą te nadmierne i niepotrzebne wydatki, których dokonują, potrzebą poprawienia sobie humoru po przebytym właśnie PMS-ie. A my nauczymy się dzisiaj jak zminimalizować straty związane z takimi zakupami. Zminimalizować, albowiem naukowcom nie udało się jeszcze znaleźć metody, która im tą bzdurę z głowy wybije.
 

        Na początek sztuczka jaką kobiety stosują aby łatwiej nam było przełknąć te niepotrzebne wydatki. Otóż częstokroć słyszycie na pewno panowie tłumaczenie: "przecież nie dla siebie to kupuję, to do domu". Oczywiście nie da się tego sformułowania użyć przy zakupie 17-ej pary butów zimowych, niemniej mnóstwo innych rzeczy kobiety uznają za "domowe". Do butów jeszcze pozwolę sobie wrócić, teraz zajmiemy się zakupami przeznaczonymi, jak to mówią kobiety, do domu. Któż z nas nie zetknął się ze zdaniem "Kochanie, może kupimy nowe zasłonki do DOMU?". Zwróćcie uwagę na podstępne, zmniejszające opór "kochanie" na początku oraz zaakcentowanie "domu". Wyszkolony małżonek potrafi powstrzymać się przed oczywistym w takim przypadku "A po cholerę nam nowe zasłonki?". Standardowy małżonek nie rozróżnia oczywiście zasłonek od firanek, podobnie jak nie odróżnia spódnicy od sukienki i rajstop od pończoch. Ale fakt nierozróżniania zasłonek od firanek nie zwalnia go z obowiązku czujności. Albowiem pochopnie wypowiedziane wspomniane słowa mogą dla nieostrożnego małżonka skończyć się odstawieniem od łoża. Albo, co gorsze, od stołu. Udało nam się więc powstrzymać "zachwyt" nad nowymi zasłonkami. Nie popadajmy z tego powodu w przesadny entuzjazm, bo to jeszcze nie koniec. Następne podchwytliwe pytanie: "Te MI się podobają. A tobie?". Zaakcentowane "mi" daje wyraźnie do zrozumienia, że nam się oczywiście też podobają. I taką też należy dać odpowiedź, wzmacniając ją wedle uznania kochaniem, skarbem czy inną rybką. W ogóle należy sobie zrobić listę takich pomocniczych słówek i od czasu do czasu - nie za często, bo wyda się podejrzane - dorzucić na końcu lub początku zdania. Listę można konsultować z kolegami, bo z doświadczenia wiem, że wymyślenie więcej niż trzech przerasta możliwości przeciętnego mężczyzny. I nie należy mieć nam tego za złe. Matka natura z jakiegoś powodu dawno temu uznała, że nie będzie nam to potrzebne do przetrwania. Jakżeż się pomyliła! A wspólnie z kolegami uda się listę rozszerzyć może nawet do 5-6 słówek. Wracając do zasłonek. Odpowiadamy głośno oczywiście coś w stylu "Piękne, słońce ty moje. Masz doskonały gust." a prawdziwą odpowiedź czyli "Jezu! Kobieto! Czy ty naprawdę myślisz, że obchodzi mnie jakie będą wisieć przy oknie zasłonki? Najlepiej żeby nie było żadnych, nie musiałbym się przez nie przedzierać żeby wyjrzeć przez okno." zachowujemy dla siebie. Jednocześnie dyskretnie, niby przyglądając się dokładnie fakturze, sprawdzamy cenę. Jeśli jest do przełknięcia pozwalamy na zakup. Jeśli nie jest do przełknięcia znajdujemy coś co można uznać za skazę na materiale. Cokolwiek, może być mała plamka ("zobacz jak łatwo łapie brud"), naderwana niteczka ("już w sklepie się pruje, to co będzie w domu"), nierówny wzorek ("zobacz jak krzywo, będzie brzydko wyglądać"). Powinno to skutecznie ostudzić zapał do kupowania. Powyższe czynności powtórzyć dla każdej kolejnej wskazywanej przez żonę zasłonki czy tam firanki. Przy odrobinie szczęścia jedyną stratą będzie kilka godzin czasu spędzonych przy stoisku z zasłonkami. Czy tam firankami.
 

        Buty. Temat rzeka. Powszechnie wiadomym jest, że przeciętny facet otrzymawszy 1000 złotych i polecenie "Kup za to buty" wróci po godzinie z pięcioma parami butów i przyniesie 700 złotych reszty. Przeciętna kobieta zaś po otrzymaniu 1000 złotych i polecenia "Kup za to buty" wróci po 6 godzinach, przyniesie 7 pełnych toreb ciuchów, ale żadnych butów. I jeszcze powie, żeby dać jej dwieście bo musiała pożyczać od Kryśki. "A buty?" - zapyta jakiś naiwny małżonek. "Żadne mi się nie podobały" - odpowie małżonka. Ludzie! W dowolnym sklepie obuwniczym jesteśmy w stanie w ciągu 10 minut znaleźć 10 par butów, które nam się podobają a one w 10 sklepach nie znajdują żadnej! Oczywiście dawanie małżonce 1000 złotych na buty nie jest najlepszym pomysłem i zostało tu zaprezentowane jako przykład z kategorii "nie róbcie tego w domu". Cóż więc robić gdy chcąc nie chcąc będziemy musieli udać się z małżonką po buty? Otóż niewątpliwie przyjdzie nam zmierzyć się z podchwytliwym pytaniem "Którą z tych dwóch par mam sobie kupić?". Niewinne z pozoru ale niesie niebywałe niebezpieczeństwo. Najgorsze jest to, że na to pytanie nie ma bezpiecznej odpowiedzi. Możliwe są następujące:
 

1. Weź obie pary.
2. Żadną.
3. Tą (albo tą).


        Odpowiedź pierwsza jest ryzykowna, bo kobieta gotowa posłuchać i rzeczywiście tak zrobić. Ryzykujemy, że będziemy musieli za to zapłacić. Odpowiedź druga jest bardziej ryzykowna, bo możemy spodziewać się zarzutów o skąpstwo. Zarzutów oczywiście niesprawiedliwych, bo na kogo mielibyśmy wydawać pieniądze jak nie na nasze ukochane, miłości naszego życia, nasze jedyne kobiety, nasze misie, żabki i rybki. A oprócz zarzutów o skąpstwo spodziewajmy się długotrwałego focha. I odpowiedź trzecia, najniebezpieczniejsza ze wszystkich. Bo a nuż będziemy mieli pecha i kobieta nasza kupi tą parę, którą zaproponowaliśmy. I ta para po zakupie okaże się jednak nie za bardzo małżonce podobać. Gdy żona kupi obie pary będziemy mieć w domu JEDNĄ parę nieużywanych butów. Gdy kupi tą zaproponowaną przez nas będziemy mieć w domu JEDYNĄ parę nieużywanych butów ze wszystkim co się z tym wiąże ("Bo KAZAŁEŚ mi kupić takie brzydkie" itp).
Ponieważ zakres zakupów w kategorii "poprawiacze humoru" jest nieskończenie szeroki nie podamy sposobu na każdą okazję. Należy po prostu wzmóc czujność i pogodzić się z losem. I co każde 17 przymierzonych par butów wziąć kilka głębokich oddechów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz