czwartek, 29 listopada 2007

Sentymentalnie będzie, ostrzegam wrażliwych.

"Wyseł jo se łącke kosić, słonko świciło."

        I syćko by było piknie, jakby nie to, ze nie łącke se jo wyseł kosić ino z psem na spacer wieczorny. I nie słonko świciło ino ksienżyc. Ale jak. No mówię Wam jak świecił.


(Uwaga, teraz będzie sentymentalnie. Przygotować popcorn i chusteczki, włączyć nagrywanie).


        Jak tak sobie na ten księżyc patrzyłem i na gwiazdy (akurat chmur nie było) to mi się młode lata przypomniały i wakacje u babci na wsi. Tam jak zapadała noc to było CIEMNO. Nie ciemno ale właśnie CIEMNO. Mieszczuchy nie wiedzą co to znaczy CIEMNO, bo w miastach zawsze jest widno. Gwiazdy owszem widać jak jest bezchmurnie, ale blado jakoś i to światło miejskie przeszkadza. Na wsi to jest CIEMNOŚĆ. Jak jest zachmurzone i nieba nie widać to CIEMNOŚĆ jest absolutna. Wyciągacie rękę przed siebie a ręka ginie w mroku. Żeby zobaczyć kogoś stojącego pół metra przed Wami trzeba go dotknąć. I cisza. Jeśli nie liczyć szczekania psów. Żadnych karetek, pisku opon mistrzów kierownicy, kłótni "młodzieży" przed budynkiem. CISZA. A jak jest bezchmurnie to widać gwiazdy. 100 razy więcej niż w mieście. I Mleczną Drogę. I Wielką Niedźwiedzicę z małym misiem. I Oriona. I Kasjopeę. Dawno temu nie wiedziałem jak one się wszystkie nazywają ale to było nieważne. Ważne było dla nas mających wtedy po kilka lat, że w kosmosie jest mnóstwo planet. I mieszkają na nich najdziwniejsze stwory z naszej wyobraźni.
A tak mi jakoś przyszło to wszystko wczoraj wieczorem do głowy.
(Można wyłączyć nagrywanie)


        Ech, wzruszyłem się. Ale muszę do roboty. U Was na koniec roku też zawsze jest najwięcej roboty? Wygląda tak jakby szef przez cały rok zbierał różne zadania dla mnie i przynosi mi to jak się już do świąt zaczynam przygotowywać. I mówi, że na jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz