środa, 7 listopada 2007

Bajeczka ze szczęśliwym zakończeniem

        Było sobie podwórko. Takie zwykłe, niczym szczególnym się niewyróżniające podwórko leżące wśród innych podwórek. Choć trzeba mu przyznać, że niemałe było i miało dostęp do jedynej w okolicy sadzawki. Na podwórku, jak to na podwórku, mieszkały sobie zwierzątka wszelakie. Były pieski, świnki, kurki, gąski i kaczuszki. Żyły sobie te zwierzątka w zgodzie. Mniej więcej w zgodzie, bo wiadomo, że tam gdzie takie różne zwierzątka mieszkają tam nieuchronnie do pewnych scysji dojść musi. A to jedna kura oskarżyła dominującego kaczora, że jego dziadek służył w Wehrmachcie. A to kaczki oskarżyły indora o rozwiązłość seksualną. A to koń się obraził, bo jego sukcesów edukacyjnych nikt nie docenił. Sielanka po prostu.

        Aż któregoś dnia nad rzeczką opodal krzaczka kaczka znalazła jajo. Porzucone chyba, skoro tak sobie leżało samo. No to wzięła kaczka jajo i wychowała jak swoje. Dokuczały jej inne mamy, że na pewno brzydactwo jakieś się z tego jaja wykluje. Ale mama kaczka się nie dawała i dzielnie znosiła docinki podwórkowego układu. "Jeszcze wam pokażemy" - myślała. "Jeszcze się moja kaczuszka z wami policzy, oligarchy przebrzydłe". Nie mogła się doczekać kiedy z jaja wykluje się kaczuszka. Miała nadzieję, że to będzie kaczuszka. Szanse na krokodyla były raczej znikome. No i się wykluła. Wykluły. Dwa kaczorki. Z jednego jaja więc wzrostu raczej były niepozornego. "Brzydkie kaczątka" - pomyślała mama kaczka. Nie bez powodu tak pomyślała. Brzydkie były faktycznie. Ale słowo się rzekło i kaczorki wychować przyszło. Uczyła je mama pilnie. Uczyła, że światem rządzą układy a powinny rządzić kaczki. "Jak już będziecie duzi..." - tu spojrzała na kaczorki krytycznym wzrokiem i zaczęła jeszcze raz - "Jak już będziecie trochę więksi, to musicie tu władzę przejąć i te układy wytępić". I tak rosły sobie kaczorki w spokoju, ucząc się tropienia spisków, tępienia korupcji, zakładania podsłuchów i zakupów kontrolowanych.

        Aż razu pewnego, dnia świątecznego władzę nad podwórkiem chciały przejąć WRONy. Co bardziej pyskate stworzenia z podwórka zostały..., hmm, powiedzmy, że zostały zaproszone na obiad. Ale niekoniecznie spożywać. A po kaczorkach ślad zaginął. Nikt do dziś nie wie co się wtedy z nimi działo. Ale na obiedzie na pewno nie były.

        Wiele lat później marzenie mamy kaczki się spełniło. Kaczorki objęły władzę na podwórku. W normalnej bajce byłoby teraz tak: I wyrosły z nich piękne łabędzie. Albo tak: I wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Albo oba na raz. Ale to nie jest normalna bajka, to bajka ze szczęśliwym zakończeniem. Kaczorki nie odleciały niestety do ciepłych krajów. Ale rządy kaczorków jakoś podwórkowej społeczności nie przypadły do gustu i przy pierwszej możliwej okazji wykopano jednego od koryta. Na co drugi się obraził. I tak podwórko, zerkając zazdrośnie w kierunku bratniej Indorlandii, toczy się powoli.


PS. Zapomniałem dodać, że wszelkie podobieństwa do prawdziwych osób i faktów są całkowicie przypadkowe. Absolutnie przypadkowe i całkowicie niezamierzone. Tak bardzo niezamierzone, że już bardziej niezamierzyć nie można.


Weekend zaraz jest. Bawcie się dobrze. Tańce, hulanki, swawole czy co tam kto lubi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz