wtorek, 31 lipca 2007

Nie wiem jaki dać tytuł

        Ja bardzo wszystkich przepraszam za moją karygodną wczorajszą nieobecność. Zepsuł mi się internet. Kompletnie i całkowicie. W związku z tym dzień wczorajszy jako zbyt traumatyczny dla mojej biednej psychiki wymazałem całkowicie z pamięci. Witam więc w ten piękny poniedziałkowy poranek.
        Na początku pragnę przeprosić za ten post z rowerami. Przez pomyłkę wysłałem projekt ustawy autorstwa mojego taty, ministra komunikacji. Tam w przypisach jeszcze było, że te homologowane liczniki produkuje mój szwagier, a kaski wujek :) Tata mój post pod tytułem "Koalicja - jak nisko można upaść" przeczytał z kolei przez pomyłkę na posiedzeniu rządu i stąd ostatnie ruchy, LiS (tak to ja jestem winien temu tworu), awantura z immunitetem Leppera. No to jeszcze przeproszę, że już tam nie będę odpowiadał i już. Poczujcie się odpowiedzeni tutaj.

        A na poważnie o rowerzystach. Może ja jestem rowerowym rasistą, bo na rowerze mało jeżdżę a samochodem więcej. Może jestem, ale wierzcie mi lub nie - nie widziałem jeszcze rowerzysty jeżdżącego zgodnie z przepisami. Ani jednego. Co nie znaczy, że kierowcy są święci. Ale nawet uwzględniając proporcje przewaga rowerzystów w łamaniu przepisów jest miażdżąca. Że wspomnę tylko nieliczne: nagminne przejeżdżanie przez przejścia dla pieszych, jazda po chodniku, przejeżdżanie obok samochodów stojących na czerwonym świetle (nierzadko zahaczając o lusterka), szaleńcza jazda po ścieżkach rowerowo-pieszych, kompletna nieznajomość przepisów. Kto wymyślił, żeby wpuścić rowerzystów (i skuterzystów), którzy nie muszą znać żadnych przepisów na ulice to nie wiem, ale ten ktoś powinien być odpowiedzialny za każdy wypadek z rowerzystą w roli głównej. Wiecie o tym, że blachosmrodziarze żeby jeździć samochodem muszą zdać egzamin z jazdy samochodem i z przepisów ruchu drogowego? Rowerzyści niczego nie muszą. Wsiadają i jadą. Zgroza. Skuteciarze też.

        A teraz przyznać mi się bez bicia kto uwierzył a komu tylko serce na chwilę zamarło. Wiecie co jest w Polsce smutne? Że doszło do tego, że w największą bzdurę jesteśmy skłonni uwierzyć. Kilka dni temu czytałem artykuł na stronie Radia RMF albo Wyborczej o przygotowaniach do EURO 2012. Że niby w celu uratowania honoru RP w celu przygotowania igrzysk na czas każdy obywatel RP jest zobowiązany do przepracowania 2 dni w roku na rzecz EURO. I że to niby zaszczyt wielki jest. Normalnie jakbym się 30 lat w czasie cofnął. Dalej doczytałem, że te prace to również za karę będzie się wykonywać np zamiast mandatu. no i tu mnie tknęło. No bo albo zaszczyt albo za karę. Ale większość komentarzy pod tą wiadomością świadczyła o poważnym jej potraktowaniu. I raczej nie była pochlebna w stosunku do miłościwie nam panujących. Mam nadzieję, że to też był tylko żart. Jeśli nie to poproszę czytelników mieszkających na stałe za granicą (którym, tak na marginesie, odebrałbym prawo do brania udziału w wyborach w Polsce, ale o tym kiedy indziej) o znalezienie mi jakiegoś przytulnego lokum gdzieś daleko stąd.
 
Ale miało nie być o polityce. Podobno pogoda w sierpniu ma być lepsza. Prawda to?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz