Dawno temu, tak dawno, że najstarsi górale tego nie pamiętają, daleko stąd, tak daleko, że nawet najstarsi górale nigdy tam nie byli, mieszkała sobie dziewczynka. Chociaż jak się wkrótce przekonacie "dziewczynka" w tym przypadku to eufemizm. Dziewczynka, jak wszystkie dziewczynki w pewnym wieku, była nie do wytrzymania. Zwłaszcza wymagania w sprawie ciuchów miała wysokie. Rzadko akceptowała rzeczy, które kupowała jej mama. Z tego powodu chodziła w starych, zniszczonych ubraniach a nowe, które się jej nie podobały gniotła, deptała i kopała. Stąd też jej ksywka Kopciuszek od "kop ciuszek". Kopciuszek miała dwie starsze siostry i kochającą mamę, która starała się ją wychować najlepiej jak umiała. Niestety albo nie umiała albo jej się nie udało. Nie pomogły kary, które miały Kopciuszka nauczyć cierpliwości i pracowitości (oddzielanie grochu od soczewicy czy inne w tym stylu). Dziewczynka jak była wredną suką tak wredną suką pozostała.
W pałacu niedaleko mieszkał książę. Kawaler jeszcze acz w wieku gdy kawalerem już nie wypadało być. Z tego powodu książę rozpaczliwie poszukiwał żony. Tak rozpaczliwie, że z początkowych wymagań "ma być kobietą piękną, młodą i inteligentną, księżniczką z rodu o długiej tradycji, taką z którą można porozmawiać o podatkach i spłodzić gromadkę pięknych malutkich książątek" zostało tylko "ma być kobietą". A i tak miał problemy. Ponoć kobiety nie przykładają zbytniej uwagi do urody wybranka, jednak w przypadku księcia trudno było znaleźć chociaż kawałek czegoś co można by nazwać urodą. Złośliwi twierdzą, że to na skutek licznych małżeństw zawieranych przez przodków księcia praktycznie wewnątrz rodziny aby - o ironio - nie dopuścić do skażenia szlachetnej krwi. Brzydki był więc książę jak noc listopadowa. Imał się podstępów. Urządzał bale maskowe, na które zapraszano już nie tylko panny z dobrych domów ale po prostu panny.
Na jeden z takich balów cichcem wybrała się Kopciuszek. Cichcem bo akurat miała szlaban za pomieszanie cukru z makiem. Wystroiła się pięknie i poszła. Przed północą na bal przybył książę we własnej osobie. W masce jak wszyscy. Gdy zegar wybił północ książę maskę zdjął. I w tym momencie przerażone panny zaczęły pryskać z balu aż się kurzyło. Księżą jednak nie w ciemię bity, nie jeden raz mu panny wiały, był na taką okoliczność przygotowany. Schody prowadzące do sali balowej służba wysmarowała klejem coby chociaż jedną pannę zatrzymać. I prawie się udało. Panna wprawdzie zwiała, jednak jeden pantofelek na schodach zostawiła. I rozpoczął książę akcję poszukiwania wybranki. Ubrał się odświętnie, dosiadł rumaka białego a jakże i dalej w królestwo pannom bucik przymierzać. Daleko po prawdzie to nie miał, bo i królestwo najlepsze czasy miało już za sobą. Właściwie śmiało można by nazwać je wiosectwem, bo ostała się ino jedna wioska. Resztę zajęli sąsiedzi pod pozorem chronienia obywateli narodowości własnej. Ruszył więc książę w drogę, a że jak już wspomniałem daleko nie miał, to i do domu Kopciuszka dotarł przed wieczorem. Siostry Kopciuszka przerażone wizją posiadania księcia za męża postanowiły zrobić wszystko aby do bucika nie pasować. I nie pasowały. Trudno wprawdzie bez pięty lub palców do jakiegokolwiek bucika pasować ale obie zgodnie uznały, że to mała cena. No i przyszło w końcu i Kopciuszkowi pantofelek zmierzyć. Mierzyła i mierzyła ale stópka jej się w bucik nie mieściła. Zresztą bądźmy szczerzy - stópsko jej się w bucik nie mieściło. Zawzięła się Kopciuszek, bo choć książę brzydki to bucik przecudnej urody ją zauroczył. Ale nie dała rady i już. "A co mi tam" - pomyślał książę. "Jedyna, która nie zwiała z krzykiem to kto by się tam jakimś obuwiem przejmował". I poprosił matkę Kopciuszka o rękę jej córki. Szczerze się przez chwilę Kopciuszek zastanawiała czy aby tej ręki nie poświęcić a resztę zachować, ale jednoznaczne gesty ochroniarzy księcia spowodowały, że się jednak nie zdecydowała. Matka z trudem skrywała radość. Wcale nie z powodu zamążpójścia córki, raczej z powodu jej zdomuodejścia.
Huczne było wesele, książę często pokazywał zęby w uśmiechu. Oba.
I żyli długo i szczęśliwie? A to się jeszcze okaże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz