Znacie? Nie? To poznajcie. Urodzony 8 stycznia 1942 roku, dokładnie 300 lat po śmierci Galileusza. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach nic nie zapowiadało geniusza. Chodził do dziwnej szkoły, w której nauczyciele nie wierzyli w tradycyjne metody nauczania. Dzieci wg nich powinny uczyć się - o zgrozo - same, w związku z czym najczęściej nie uczyły się w ogóle. Czytać nauczył się dopiero mając osiem lat. (Znam takich co do dziś nie umieją. Znaczy składają literki tylko kompletnie nie rozumieją o co w tekście chodzi.) Na studiach też nie był kujonem. Ponoć nie było to wtedy w modzie. Właśnie na studiach zaczęła pokazywać ząbki jego choroba. Pewnego razu tak po prostu przewrócił się na schodach. Lekarz stwierdził, że nic mu nie jest. Zalecił ograniczenie ilości wypijanego piwa (!). Choroba postępowała, lecz właściwą diagnozę postawiono dopiero gdy Hawking skończył studia. Stwardnienie zanikowe boczne i najwyżej kilka lat życia.
Przenieśmy się teraz do czasów współczesnych.
Co roku w rocznicę śmierci Hawkinga rodzina i przyjaciele spotykają się na cmentarzu w Cambridge aby uczcić pamięć genialnego fizyka. Bla, bla, bla...
Tak by to wyglądało gdyby Hawking nie pokonał depresji, w jaką wpadł po usłyszeniu diagnozy. Ale pokonał. Pokazał lekarzom figę z makiem i żyje do dziś. Choroba poczyniła wprawdzie znaczne postępy, ale żyje. Hawking jeździ na specjalnie skonstruowanym wózku, porozumiewa się za pomocą komputera z syntezatorem mowy (z zainstalowanym systemem Windows XP jakby kogoś interesowało), ma troje dzieci, drugą żonę (w trakcie rozwodu chyba), napisał kilka książek o budowie i pochodzeniu wszechświata i przegrał zakład o czarne dziury. Książka "Krótka historia czasu" okazała się bestsellerem. Książka popularno-naukowa bestsellerem! Uwierzycie? I nie zmienia tego nawet fakt, że ponoć większość ludzi, którzy ją kupili nie doczytała do końca. Ja doczytałem i polecam. A zakład? Hawking twierdził, że każda informacja, która wpadnie do czarnej dziury (zwanej przez fizyków nieładnie osobliwością) jest tracona na zawsze. Inny fizyk - Preskill - upierał się, że informację da się jednak odzyskać. 30 lat później Hawking udowodnił, że czarne dziury nie są tak czarne jak się wydawało, bo parują. Znaczy nie widać nad nimi obłoczków pary, po prostu część informacji z wnętrza czarnej dziury może się wydostać na zewnątrz. A co było nagrodą? Wersje słyszałem dwie. Pierwsza mówi o encyklopedii, z której da się w dowolnym momencie odzyskać informację (czujecie to poczucie humoru fizyków?). Druga - i ku tej się skłaniam osobiście - mówi o rocznej prenumeracie "Penthouse" (takie amerykańskie pismo dla dobrze wychowanych gentlemanów).
Ciekawostka z gatunku złośliwych (plotka znaczy). Z pierwszą żoną Hawking rozwiódł się ponoć z powodów światopoglądowych. Ona mocno wierząca nie mogła rzekomo znieść jego twierdzeń, że gdy już poznamy Teorię Wszystkiego to właściwie sami będziemy jak bogowie, bo będziemy mieć władzę nad wszechświatem. Tak ją, głęboko wierzącą, ta arogancja irytowała, że aż wzięła i się z nim rozwiodła. I w ogóle jej ta głęboka wiara nie przeszkadzała mieć romansu z "przyjacielem rodziny" (które to było "nie cudzołóż"?). I w ogóle ten romans na pewno nie miał wpływu na rozwód. Gońcie dziewczyny "przyjaciółki rodziny" gdzie pieprz rośnie.
Wnioski:
1. (Ważny) Wasze dzieci nie muszą mieć samych szóstek w szkole żeby coś w życiu osiągnąć.
2. (Ważniejszy) Jak macie depresję napiszcie jakąś pracę o czarnych dziurach. To jest chciałem powiedzieć o osobliwościach.
3. (Najważniejszy) Ograniczenie spożycia piwa NIE wpływa na poprawę zdrowia.
Dygresja będzie.
Mówiąc szczerze słysząc takie zdanie "Udowodniłem, że cała informacja, która wpadnie do czarnej dziury jest tracona na zawsze." a 30 lat później z ust czy też syntezatora tej samej osoby "Myliłem się. Informacja może się wydostać z czarnej dziury." czuję jakieś łaskotanie na plecach. Takie jakby ciarki. Toż przez ten czas żadnej czarnej dziury Hawking nie widział. Ba, nikt nie widział. "Udowodniono", że istnieją, ale nikt ich nie widział. W związku z tym mam mieszane uczucia jeśli chodzi o Wielki Zderzacz Hadronów. Nie, nie ma to nic wspólnego z akcesoriami seksualnymi. To po prostu wielki (9km średnicy, 27km obwodu) zderzacz (bo będzie doprowadzał do zderzeń) hadronów (tam zaraz hadronów, protonami będzie strzelał). Po polskiemu to będzie akcelerator cząstek. Właściwie to po polskiemu powinno być przyspieszacz cząstek chyba? Ten sam WZH (po angielsku LHC), który właśnie dzisiaj już za chwileczkę będą odpalać. Może znajdą cząstkę Higgsa? A może zrobią czarną dziurę pod Alpami? Tak szczerze mówiąc to fizycy sami nie wiedzą, ale zapewniają, że nawet jeśli powstanie czarna dziura to będzie ona malutka, taka tyci tyci, mniejsza nawet od kropki na końcu tego zdania, i zaraz się sama rozpadnie. Trzymajcie kciuki, żeby tym razem o nic się nie zakładali. A jakbym się jutro nie odzywał to chyba im się nie udało...
Odliczanie do odpalenia WZH zaczynamy... teraz:
3...
2...
1...
pffft
W życiu na Ziemi udział wzięli: ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz