cześć wszystkim, to ja. szeptem piszę i proszę szeptem czytać. jak się pisze wielkimi literami to krzyk, to pomyślałem sprytnie, że małymi to będzie szept. muszę szeptać, bo mamy taki zapierdol (sorry), że zwinąłem jakiegoś notebooka pod koszulę i zamknąłem się w kiblu żeby kilka minut czasu wam poświęcić. no sorry, że w kiblu, też bym wolał w przytulnej kawiarni ale tak coś czuję, że przytulna kawiarnia to nie miejsce, w którym szef widziałby mnie najchętniej w godzinach pracy. właściwie to coś czuję, że każde miejsce poza miejscem pracy widziałby tak samo niechętnie. no się normalnie porobiło. w wojsku to się mówiło na takie cóś, że wszyscy śmigają na wysokości lamperii. nie wiem dlaczego tak się mówiło, biorąc pod uwagę, że ma to być synonim "roboty aż furczy" a bieganie w pozycji pochylonej raczej nie sprzyja wydajności. stukot klawiatur doprowadza mnie do szału. całe szczęście, że co chwila zagląda do nas ktoś mniej ważny niż ja to się mogę przynajmniej rozładować na kimś. ale zerkam czasem do was, zerkam. czytam też. nawet zdjęcia oglądam (wstydziłabyś się beznaiwna takie świństwa pokazywać). no ale rozsiąść się wygodnie w fotelu w mojej ulubionej prawie leżącej pozycji i pogrążyć się w konwersacjach z wami za bardzo nie mogę. ciii, ktoś idzie...
poszedł. no więc nie mogę, ale jak już powiedziałem pozostajecie pod moją obserwacją, bądźcie czujni, bo nie znacie dnia ani godziny. ciii, znowu. ej, co jest? zostaw tego notebooka, zostaw, nie oddam, nie... aaaaaa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz