poniedziałek, 3 grudnia 2007

Jak przeżyć z kobietą - kurs dla opornych, cz. 2

        Witam Państwa na drugiej części naszego cieszącego się ogromną popularnością kursu z serii "Jak przeżyć z kobietą - dla opornych". Dzisiej zajmiemy się tematem zakupów przedświątecznych. Wykład poprowadzi doktor N. Owo-Bogacki z Instytutu Zachowań Dziwnych.

        Wiem, jak bardzo wszyscy panowie "lubicie" biegać za swoimi żonami / dziewczynami / kochankami / narzeczonymi (niepotrzebne skreślić) jak opętani po supermarkecie szukając różnych "niezbędnych" rzeczy. Niestety czynność ta jest im z jakiegoś powodu niezbędna do przetrwania, biegać więc musimy. Dzisiejszy wykład pomoże wam nabiegać się jak najmniej, może nawet uda się w tym bieganiu załatwić coś dla siebie. Otóż szanowni moi słuchacze i czytelnicy... I tutaj pozwolę sobie na małą reklamę - w korytarzu przed salą można kupić szóste już wydanie mojej cieszącej się niemalejącym powodzeniem książki "Jak przeżyć z kobietą - skrócona instrukcja obsługi". Drodzy panowie, 75 złotych za 2356 stron to naprawdę niewiele, a pozwoli wam zaoszczędzić zdrowie, a być może i życie w wielu sytuacjach. Słyszeli panowie zapewne, że 60% wypadków wydarza się w domu. To czego panowie nie słyszeli, to że 90% tych wypadków to skutki uderzenia tępym narzędziem kuchennym. Nie przypuszczam, żeby któryś z panów uderzył się sam. Wnioski wyciągnijcie sobie sami. A za jedyne 75 złotych nauczycie się jak tego uniknąć.

        Wracając do tematu. Zakupy przedświąteczne są u kobiet nieuniknione jak okres, na szczęście występują raz na pół roku a nie co miesiąc. <westchnienie ulgi na widowni> Równie nieunikniona jest nasza obecność w czasie tych zakupów, albowiem nawet najgrzeczniejsza uwaga w stylu "A może kochanie pojechałabyś sobie sama?" może zakończyć się tragicznie, czyli fochem, odstawieniem od łoża i od żłobu, przepraszam stołu. A tego byśmy nie chcieli, bo o ile bez seksu można żyć to bez jedzenia już gorzej. Nie będę wam tu wstawiał bzdur, że jeśli nie możesz czegoś uniknąć to to pokochaj. Nawet nie próbuję sugerować żeby pokochać wielogodzinne zwiedzanie sklepu i wszystko co z tym związane. Nie, pokochać się nie da. Nauczymy się jak to przeżyć w miarę bezboleśnie.

Etap 1. Przygotowanie do zakupów.
        Zakupy przedświąteczne są na szczęście przewidywalne, czyli możemy się przygotować psychicznie. Szczerze odradzam wzbranianie się przed wyjazdem, sugestie coby sobie żona sama pojechała itp grożące śmiercią pomysły. Należy również przyrządzić listę niezbędnych zakupów. Wpisujemy na nią wszystko co wydaje nam się potrzebne oraz wszystko o czym tylko wspomni żona w ciągu tygodnia przed zakupami. Listę możemy uznać za "do przyjęcia" gdy liczy co najmniej 120 pozycji. Mamy więc listę, udajemy się na zakupy.


Etap 2. Zakupy właściwe.
        Wyrzucamy listę bo i tak do niczego się nie przyda. Zdziwione miny niektórych panów zdradzają, że w zakupach przedświątecznych jeszcze nie uczestniczyli. Zazdrościmy ale jednocześnie żal nam na myśl, że pierwszy szok jeszcze przed wami. Dlaczego wyrzucamy pracowicie przygotowaną listę? Bo zakupów nie robimy wg listy tylko wg kryteriów ustalonych przez żonę. Nie udało nam się w toku wieloletnich badań ustalić jakie to kryteria, choć pewne wnioski przedstawiam w książce do kupienia przed wejściem. Wiemy tylko, że wymaga to dużo biegania bez ładu i składu, naszym zdaniem przynajmniej. Najważniejszym elementem udanych i spokojnych zakupów jest wózek. Wózek musi być sprawny, kółka niepoblokowane, powinien się dawać łatwo prowadzić, albowiem przez następne 5 godzin będziemy poruszać się nim po sklepie, wśród tłumu innych ludzi, poganiani przez żonę, strofowani przez żony innych facetów, którym niechcący (hehe) wjechaliśmy na piętę. Zapewniam, że wózek samoczynnie skręcający w jedną stronę już po 10 minutach stanie się zmorą, którą zapamiętamy na długo. Następnie wzdychamy głęboko i ruszamy. Absolutnie, powtarzam absolutnie należy powstrzymać się od komentarzy na temat drogi wybranej przez małżonkę. Oczywiste jest, że sami ruszylibyśmy po prostu slalomem między półkami zbierając po drodze zakupy z listy do wózka i już pół godziny później byłoby po zakupach. Niestety, takie rzeczy to tylko w Erze. Nas będzie wiodła małżonka. A wyglądać to będzie tak:
-chodźmy kupić chleb;
-teraz po waciki;
-a jak już idziemy po waciki to zobaczmy te nowe szampony;
-(30 minut później) a teraz po waciki;
-zaczekaj chwilkę, jeszcze wezmę proszek do prania, o jejku ile ich jest;
-(30 minut później) jeszcze waciki;
-a teraz mleko (po drugiej stronie sklepu, koło pieczywa);
-pasta do zębów (przy szamponach);
-wędlina (też niedaleko pieczywa);
-zabawki na prezenty (gdzieś w środku drogi);
-makaron (znowu pieczywo)
-itp itd
-(5 godzin i 16 kilometrów później) a teraz do kasy.
Uwaga panowie. W trakcie tej wycieczki na wszelkie pytania należy odpowiadać wymijająco np: oczywiście kochanie, bardzo dobry wybór, weź który chcesz zdaję się na twój doskonały gust, ten szampon na pewno będzie świetny itp. Najważniejsze żeby nie walczyć. Z żywiołami się nie wygrywa. Istotne jest również aby poruszać się jak najwolniej. Zniecierpliwiona małżonka pobiegnie po coś sama od czasu do czasu a to zaoszczędzi nam drogi.


Etap 3. Płacenie.
        Bardzo przepraszam, cenzura mi wycięła ten kawałek, więc przejdę od razu do następnego.


Etap 4. Trzeba to zanieść do domu.
        Bardzo często panowie popełniają błąd już w ostatniej fazie, po wniesieniu zakupów do domu. Otóż ci nieświadomi nieszczęśnicy SIADAJĄ!!! Nie wolno. Pod żadnym pozorem po wejściu do domu nie wolno usiąść, albowiem zostanie to skwitowane krótkim: "No tak. Nie dość, że musiałam sama tyle zakupów zrobić to jeszcze sama będę to rozpakowywać." Nie ma najmniejszego znaczenia, że zapłaciliśmy, zatargaliśmy te zakupy z wózka do samochodu, z samochodu do domu robiąc 6 kursów na parking i z powrotem. Nie, to wszystko zostanie zaprzepaszczone w momencie gdy usiądziemy. Co więc robić jeśli wiemy, że tak naprawdę rozpakowywać i tak nam żona nie pozwoli bo tylko ona wie gdzie co schować? Zdejmować powoli kurtkę, udawać, że zaplątała nam się sznurówka, udać się za potrzebą, umyć dokładnie ręce, pójść sprawdzić czy samochód zamknięty, jeszcze raz pójść sprawdzić, pójść zajrzeć czy jest jakaś poczta w skrzynce, wrócić po klucz i pójść zabrać pocztę. Jeśli będziecie mieć szczęście to po powrocie wszystko będzie rozpakowane i będziecie mogli powiedzieć, że właśnie chcieliście pomóc. Jeśli będziecie mieć pecha pozostaje improwizacja.


        Więcej porad w mojej książce, do kupienia przy wyjściu. Zachęcam i zapraszam na następny wykład wkrótce.


Update:

        Pozdrawiamy aktywistki Koła Gospodyń Miejskich z miejscowości Małebuty Wielkie. Pragniemy jednak zauważyć, że wysyłanie anonimowych pogróżek na papierze firmowym to nie najlepszy pomysł. Jednocześnie pozostajemy pod wrażeniem liczby słów użytych do określenia miejsca gdzie prelegent może sobie wsadzić swoją książkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz