Helloł wierni i czcigodni. Nieubłaganie nadciągł czas, kiedy nie dało się już dłużej ociągać z publikacją części czwartej. Finału. Ekscytującego i długo oczekiwanego zakończenia. Podsumowania serii, od którego zależeć będą, być może, Wasze przyszłe plany wakacyjne. Część czwarta zatem, w której Jacek skupi się walorach turystycznych (no przecież to nie kościoły, nie?) oraz na sobie (w końcu partycypował w kosztach, to sobie trochę może o sobie popisać
c’nie?)
Dygresja.
Zwróciliście uwagę jak zgrabnie wkomponowałem w tekst nowoczesne słówko
c’nie? bd b b często go teraz używał. Kto zrozumiał ostanie zdanie ręka do góry? Jak człowiek ma internet i używa komunikatorów w kontaktach z młodzieżą (umówmy się, że to pojęcie umowne) to się musi przyzwyczaić, że młodzież ma jakąś awersję do używania dużej litery na początku zdania, do pisania całymi wyrazami i gdzie się da stosują skróty. Przecinki i kropki są passe. Zresztą i tak są niepotrzebne, bo młodzież pisze zdaniami prostymi, które przecinków nie wymagają. A skoro jedna wiadomość to jedno proste zdanie to i kropki nie są wymagane. W końcu służą do oddzielania zdań. A skoro zdania już są rozdzielone to kropki są zbędne. Kreatywna ta dzisiejsza młodzież. Jak ja byłem młody, to… (tu wstaw jakiś przykład genialnych, błyskotliwych i służących społeczeństwu przedsięwzięć, które robiliśmy, jak byliśmy młodzi).
Koniec dygresji (aczkolwiek kolejne niewykluczone)
Wracając do Malty. Co się człowiekowi pierwsze rzuca w oczy na Malcie? Nie mam pojęcia, ale na pewno nie plaże. Gdyż plaż u nich jak na lekarstwo, w dodatku jakości mizernej. Nie dajcie się nabrać na “
zobacz trzy najpiękniejsze plaże Malty”, bo trzy to wszystkie plaże Malty. Ale “
zobacz wszystkie trzy plaże Malty” brzmiałoby mało reklamowo. Ślad informatyka na plaży na Malcie wygląda tak (te bose to nie moje, jakiegoś tubylca):
Natomiast żeby nie było, że lecę kawał drogi, że Morze Śródziemne, że ciepło, a ja nawet nóg nie zamoczyłem. Zamoczyłem. I mam dowód.
Szlachecka bladość nóg uzyskana w sposób naturalny, żadnych sztuczek i wybieleń. Dlaczegóż to Jacek stopy swe szlachetne tylko do kostek w wodach ciepłych zanurzył? - zapyta ktoś.
Dlaczegóż to Jacek stopy swe szlachetne tylko do kostek w wodach ciepłych zanurzył? - pytanie z sali. Dziękuję za pytanie. Wyjaśniam.
“
Boże, co oni tu jedzą” - pomyślałem w pierwszej chwili. No bo jak tak nie pomyśleć, skoro na górze napisane ‘barbecue’, a poniżej prezentacja menu? I jeszcze na czerwono zaznaczone te pikantne, a na zielono łagodne. Tymczasem to nie menu, jak się okazało, tylko przegląd okolicznych morskich stworzeń, które mogą cię zabić lub trwale uszkodzić. Nie lubię być zabijany lub trwale uszkadzany (zwłaszcza zabijany), więc kontakt z wodą ograniczyłem do niezbędnego minimum. Pozostając jednak w stałej gotowości do natychmiastowego niesienia pomocy (zwłaszcza metodą usta-usta), gdyby jakaś niewiasta urody przecudnej zasłabła pod wpływem zobaczenia meduzy.
Z atrakcji okołowodnych mamy jeszcze na Malcie dziurę w skale. Płynie się promem na sąsiednią wyspę. Jedzie autobusem do centrum. Przesiada w inny autobus, jadący na zadupie, gdzie jest tylko parking, kościół, restauracja i sklep z pamiątkami. A, i dziura w skale.
Wycieczka do dziury w skale robi się bardziej atrakcyjna, gdy złapie nas tam zmierzch. Gdyż o zmroku wszystko tam zamykają i jedynym źródłem światła są telefony komórkowe ludzi zastanawiających się, czy ostatni autobus przyjedzie czy nie. Ale za to widać gwiazdy.
Zwiedzanie Malty, zapewne już wspominałem, związane jest z nieustającym wspinaniem się po schodach. Schody są wszędzie. Poniżej schody do schronu.
Ale! Obiecałem, że zabiorę ją windą do nieba? Obiecałem. A Jacek co? Jacek dotrzymuje obietnic. Więc zabrałem ją windą do nieba.
Wjazd windą do nieba kosztuje 1€. Cwane Maltańczyki sprytnie to sobie wymyślili. Na dół zjeżdża się za darmo, na górze żadnej informacji, że za powrót trzeba zapłacić. Dopiero gdy jesteś na dole dowiadujesz się, że albo dymasz po schodach - i już rano będziesz na górze - albo płacisz. Ale obiecałem, trzeba było z kasy wyskoczyć.
Jak się już wjedzie na górę to czeka nas niezwykłe widowisko. Mianowicie drugi ponoć co do urody ogród na Malcie. Drugi co do urody ogród na Malcie wygląda tak:
Nie, nie pomyliłem zdjęć. Kilka drzew, jakieś uschnięte sadzonki i mała fontanna na środku. Nie wiem, może ogrodnik miał zły dzień, albo światło padało z niekorzystnej strony, ale powiem Wam - nie powaliło mnie na kolana.
No ale dość krytyki (choć bądźmy szczerzy, krytykowanie sprawia mi znacznie więcej radości niż chwalenie), czas coś jednak pochwalić. Pomysł, który wcielony w życie w polskich centrach handlowych ocaliłby niejedno małżeństwo, a przynajmniej niejednego faceta od zawału i nerwicy. Bo do czego służy kobiecie facet na zakupach. Są dwie opcje: albo do płacenia, albo do dźwigania tego za co zapłacono. No przecież nie po to żeby go pytać, czy ten karmazynowy żakiecik dobrze leży, czy lepiej jednak amarantowy. Żaden heteroseksualny facet nie odróżni amarantowego od karmazynowego, a tylko nieliczni wiedzą jak wygląda żakiecik. Nie do porad zatem służymy. Snujemy się znudzeni za kobietami po sklepach, wzdychając ciężko przed każdym kolejnym, dyskretnie ale tak żeby na pewno zobaczyła zerkamy na zegarek. Po cóż nas, drogie niewiasty kochane, ciągać za sobą jak można skorzystać z oferty:
I włala. Wszyscy szczęśliwi.
I na koniec element patriotyczny, mało że z Polski, to jeszcze z mojego lokalnego niemalże podwórka. Przystanek w szczerym polu gdzieś na Gozo. Wiatr wieje, że mało łba nie urwie, człowiek by się za jakiś kamień chętnie schował. Nagle patrzy, słowa patriotyczne w swojskim języku i od razu się cieplej na duszy (przysłowiowej, w prawdziwą nie wierzę) robi, od razu wiatr cichnie i czekanie staje się przyjemnością. Pozdrawiam Mokotów :-)