piątek, 22 lutego 2008

Niezwykłe, choć prawdziwe przygody kapitana Jacka

        Wszystkiego najlepszego z okazji ulubionego dnia ludzi pracy :) Piątek jest, znaczy się.

        Naleciała mnie ostatnio myśl taka coby sobie w szafie porządki zrobić. Myśl to jak na faceta niezwykła toteż pomimo jej absurdalności postanowiłem nie skreślać jej od razu. Chciałem podelektować się widząc jak miota się po moim umyśle mając nadzieję na realizację. Kilka razy gdy przechodziłem koło szafy podskoczyła z radości myśląc, że to już za chwileczkę, już za momencik. Ale ja tylko po piwo do lodówki szedłem. To znaczy za pierwszym razem po piwo, potem robiłem to złośliwie, żeby się nad tą biedną myślą poznęcać. Ale w końcu żal mi się jej zrobiło. W końcu to nie jej wina, że trafiła na mnie. Inne myśli, jej koleżanki, pewnie miały więcej szczęścia i trafiły na dziwnych facetów, którzy od czasu do czasu sprzątają w szafie. Ta bidulka miała pecha. Zaszalałem więc i postanowiłem urządzić Dzień Dobroci dla Biednych Myśli. W ramach uroczystych obchodów tego dnia postanowiłem chociaż zajrzeć do szafy. Jak już wypiję to piwo co po niego musiałem do lodówki chodzić. No i nadejszła wiekopomna chwila, podszedłem ostrożnie do szafy. Jeszcze ostrożniej uchyliłem drzwi przezornie chowając się za nimi. A bo to wiadomo co może z takiej szafy wyskoczyć. Jeśli myślicie, że nic to oglądacie nieodpowiednie seriale. Ale nic nie wyskoczyło. Śmielej otworzyłem drzwi szerzej. I wtedy to się stało. Boleśnie przekonałem się, że ignorowanie takich myśli to nie bzdurny wymysł leniwych facetów. To kwestia przetrwania. Jaszczurkom odrastają ogony, żaba potrafi wypluć wnętrzności żeby udawać martwą, mała rybka z kolcami nadyma się okrutnie a my nie zaglądamy do szaf. Wszystko po to aby zwiększyć szanse na przetrwanie. Otworzyłem i co? I zaatakowało mnie jakieś pudełko. Wzięło mnie z zaskoczenia, uderzyło kantem, rzuciło we mnie garścią kaset i powaliło na ziemię. Tym razem miałem farta, przeżyłem, ale dobrze się zastanowię zanim następnym razem postanowię nie zignorować jakieś natrętnej myśli.
        A jak się już pozbierałem z ziemi, zamknąłem szafę (zauważyliście, że szafy dużo łatwiej się otwiera niż zamyka) to zerknąłem co też się na mnie wysypało. A tam perełki. Kasety magnetofonowe. Starsi czytelnicy wiedzą co to za zjawisko, młodszym rodzice mogą pokazać w muzeum. Ale jakie kasety! Poczułem się ze 20 lat młodszy, bo niektóre z tych kaset pewnie tyle mają. Wszystkie moje, znaczy się, że kiedyś musiałem tego słuchać. Budka Suflera, Perfect, Stare Dobre Małżeństwo, EKT Gdynia, Marek i Wacek, Ennio Morricone, Czerwone Gitary i masa innych. Tak, niektóre zdecydowanie mają koło 20 lat. Znalazłem na nich inicjały moje i mojej byłej. Baaardzo byłej. Zamazane długopisem po tym jak mnie okrutnie zostawiła łamiąc mi serce i raniąc mą wrażliwą duszę.
.
.
.
(chwila ciszy, pogrążam się we wspomnieniach)
.
.
.
(wzdycham głęboko i wracam do rzeczywistości)
.
.
.
        A w Radiu Złote Przeboje leci właśnie "Jolka, Jolka pamiętasz". Pamiętacie? Oj wiem, że słuchałem Radia Zet, ale kolega mi zabrał pilota. Większy jest ode mnie (kolega, nie pilot) więc chwilowo słuchamy RZP. Poczekam aż mu się baterie skończą.

        PS. A tytuł wziąłem z jednej książki co ją dawno temu czytałem. O kapitanie, któren oswojonego tygrysa posiadał. I on tym tygrysem dziewczyny podrywał i złym ludziom łomot okrutny spuszczał. Właściwie dziewczyny podrywał nie tygrysem tylko przy jego pomocy. No bo któraż by się oparła facetowi z takim wdzięcznym kotkiem? Któraś? A nawet jakby się oparła to zawsze można ją było kotkiem poszczuć. I konkurs na weekend: jak się imć kapitan nazywał? Podpowiadam: nie Jacek. I przyznać się kto wiedział a komu google pomogły.

Baj baj, trzymta się. Razem czy oddzielnie ale się trzymta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz