O kandydacie, mój kandydacie!
(Z cyklu: krótkie, nieprofesjonalne i absolutnie nierzetelne prezentacje niektórych kandydatów na prezydenta w niewiadomojeszczekiedy odbywających się wyborach)
Kosiniak-Kamysz. Nie wiem jak ma na imię. Co źle świadczy o mnie jako wyborcy lub jeszcze gorzej o jego sztabie wyborczym jako o jego sztabie wyborczym. KK kreuje się na obrońcę polskiej wsi. On i PSL baaardzo chcieliby trochę porządzić. Przyzwyczaili się przez lata, że ktokolwiek wygrał wybory potrzebował PSLu żeby swobodnie rządzić. A tymczasem od 5 lat dupa, żadnego ministra, żadnego prezesa, żadnego sekretarza stanu. Więc z tej potrzeby wytrwali w Koalicji Obywatelskiej tylko do wyborów samorządowych, po których okazało się, że ciągle nie będzie żadnego ministra. To pomyśleli "Może chociaż jakieś mniejsze i mniej ważne stanowisko? Może chociaż prezydenta? Roboty dużo nie ma. Trzeba wprawdzie podpisywać co przynoszą, ale nie trzeba czytać". Jak pomyśleli, tak ruszyli. Nawet, nie powiem, dobrze zaczęli. Moim prywatnym, nieobiektywnym zdaniem KK na początku wypadał lepiej niż KB. Niczym tygrys, jak nie omieszkała zauważyć jego żona. Niestety tygodnie mijają, a tygrys zamiast ryczeć już tylko cicho pomiaukuje. Wynik jednak, w przeciwieństwie do KB wróżę mu dodatni. Lekko. Nie wiem czego chce ten kotek. Nie pojawia mi się w newsach, nie pojawia mi się na FB. Czasem tylko słyszę, że na coś nie pozwoli, ale nie dosłyszałem na co. Nie wiem co sądzi o podatkach, rozdziale kościoła od państwa, religii w szkole, lgbt, piłce nożnej, Star Treku.
A na wieś nie ma szans. PiS kupił wieś hurtowo za nasze pieniądze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz