poniedziałek, 2 lutego 2009

Jak przeżyć z kobietą - kurs dla opornych, cz. 10

        Drodzy Koledzy, współtowarzysze niedoli. Temat dzisiejszy ważny jest, jak powiedziałby Yoda*. Wielkimi krokami zbliża się nieuchronnie kolejna po stonce amerykańska plaga. Plaga wzbudzająca mieszane uczucia. W naszych partnerkach niczym nieuzasadnioną nadzieję na romantyczne przeżycie, a w nas mocno uzasadnione obawy, że skończy się jak zwykle czyli nijak. Jednak w tym roku Drodzy Koledzy, współtowarzysze niedoli, naszym krótkim poradnikiem postaramy się pomóc Wam zobaczyć światełko w tunelu. I nie będzie to światełko pędzącego na Was pociągu Walentynki relacji WielkaNierozłącznaMiłość - ITySięOdeMnieTeż. Dziś dowiemy się jak przeżyć ten, nieistotny z naszego punktu widzenia i niesamowicie ważny z ICH punktu widzenia, dzień. Walentynki - święto handlarzy pluszowymi misiami i kartkami z serduszkami, mylnie zwane świętem zakochanych.

        Zaczniemy od udowodnienia, że żadne to święto zakochanych. Każdy z nas był pewnie wielokrotnie zakochany. Zawsze oczywiście była to ta prawdziwa, jedyna miłość. Zawsze bolało gdy się kończyła. I zawsze po niej następowała kolejna. Dlatego pamiętacie na pewno, że zakochani nie potrzebują jakiegoś specjalnego świątecznego dnia. Dla zakochanych każdy dzień jest świętem. Każdy. Nie ma znaczenia czy to czwartek czy niedziela. Nie ma znaczenia czy to 12-y listopada czy 14-y lutego. Pluszowe misie i kartki z serduszkami fruwają na bieżąco dlatego, że zakochani tak chcą a nie dlatego, że jest jakiś specjalny dzień, w który wypada żeby fruwały. Jeśli więc nie zakochani potrzebują święta zakochanych to kto? Zabawmy się w detektywów i zacznijmy od ustalenia kto na tym zyska. Zyskają chińscy producenci kartek z serduszkami i pluszowych misiów. Zyskają sprzedawcy sprzedający te kartki i misie z horrendalnymi marżami. Zyskają kwiaciarnie i restauracje. Zyskają sieci komórkowe na miliardach wysłanych dodatkowo SMS-ów, no bo jak w taki dzień nie wysłać ukochanej miliona SMS-ów z wyznaniem dozgonnej miłości? Tylko, Drodzy Koledzy, współtowarzysze niedoli, prawdziwej miłości nie mierzy się w misiach i SMS-ach. Prawdziwej miłości w ogóle się nie mierzy. Miłość, która zrobi Wam awanturę, bo 14-ego lutego nie wysłaliście SMS-a czy nie zaprosili do restauracji, to nie jest jeszcze TA miłość. I tu zwracam się ku przysłuchującym się naszej pogadance członkiniom Koła Gospodyń Miejskich z miejscowości Małebuty Wielkie. Tak, drogie Panie, wiemy o podsłuchu, ale ponieważ nasze intencje są szczere to nam on nie przeszkadza. Drogie Panie. Czy naprawdę sądzicie, że mężczyzna zapraszający Was na kolację w ten właśnie dzień kocha Was bardziej od tego zapraszającego dzień wcześniej czy później? Czy naprawdę SMS z wyznaniem miłości wysłany 14-ego lutego ma jakiś szczególnie wysoki priorytet? Czy całoroczna adoracja traci znaczenie wobec faktu, że w Walentynki nie dostałyście kwiatów? A w ogóle to dlaczego tylko my mamy adorować? Równouprawnienie jest.
        Doświadczenie wskazuje, że wbrew temu co aktualnie zakochani sądzą o swojej miłości najczęściej okazuje się, że to jednak jeszcze nie TA. W związku z tym konieczna będzie jakaś celebracja "święta". Albowiem my tu gadu gadu, one się nawet zgodzą z tym o czym mówimy a kwiaty i tak będą chciały dostać. I to nie tylko w Walentynki. Najlepiej przez cały rok. Skaranie z tymi kobietami. Chciały regularnie dostawać kwiaty bez okazji - dostają. Ale weź im powiedz, że masz przypomnienie w telefonie - foch, bo niespontanicznie. A jak nie jest zapisane to nie pamiętamy. A weź tu człowieku spróbuj zapisać w telefonie nieregularne przypomnienie. Chcecie do cholery te kwiaty w końcu czy nie?

        Przepraszam, uniosłem się i zbaczam z tematu. Wróćmy do wątku głównego - czy nam się to podoba czy nie, kobieta nasza w tym dniu spodziewać się po nas będzie jakiegoś romantycznego wyczynu. W tym momencie muszę Was uprzedzić Drodzy Koledzy, że "romantyczny" w słowniku kobiecym znaczy zupełnie coś innego niż w naszym. Także nie ma najmniejszych szans, że kolacja z pizzą i piwem zostanie uznana za romantyczną. Pojęcia nie mamy dlaczego, ale kto by tam próbował to zrozumieć. No chyba, że to będzie w jakimś miejscu, które kobiety uznają za romantyczne. Ponieważ wiemy, że możecie mieć problemy przygotowaliśmy krótką listę. I nie pytajcie dlaczego Empire State Building jest bardziej romantyczny od pubu Lolek a wieża Eiffla od szantowej knajpki Grota Piratów. Lista do odebrania przy wyjściu. Koszt 5 złotych, czyli nic w porównaniu z resztą okołowalentynkowych wydatków. Czyli już ustaliliśmy, że kolacja. Jednakże kolacja w dzień zakochanych jest banalna i oklepana. Opatentowaliśmy pomysł aby 14-olutową kolację przenieść na 13-ego lutego**. Ten chytry plan pozwoli nam zadziałać z zaskoczenia co zwiększy romantyczność kolacji. Przy okazji zaoszczędzimy parę groszy, bo wynajęcie stolika dzień wcześniej jest tańsze niż dokładnie 14-ego. Ale uwagę o tych paru groszach zachowajmy dla siebie. W innych sytuacjach zaoszczędzenie paru groszy poskutkowałoby wzrostem naszych akcji w oczach kobiety jako typu oszczędnego. W tej sytuacji poskutkuje dramatyczną bessą notowań aż do poziomu "chytrus". Kolejne zaoszczędzone parę groszy zyskamy na kwiatach, bez których obejść się nie da a które uda się kupić taniej. I znowu zastosujemy nasz patent. Zamiast kupować i wręczać kobiecie bukiet kwiatów kosztujący krocie, z którym w czasie kolacji nie ma co zrobić, czepia się sukienki, spada ze stołu, płatki wpadają do talerza, kupicie Drodzy Koledzy kilka róż, które odpowiednio dozowane warte będą w kategorii romantyzm więcej punktów niż wspomniany na początku bukiet. W kwestii dozowania należy umówić się z kelnerem aby za każdym razem gdy podchodzi do naszego stolika przynosił jedną różę. Kolor niestotny, możecie nawet kupić na wieczornej wyprzedaży w kwiaciarni resztki z każdego koloru, a efekt i tak gwarantowany. I kolejna ważna sprawa. Żadnych misiów. Powszechnie znane i niezrozumiałe jest kobiece uwielbienie dla wszelkich pluszowych stworzeń, niemniej w tym jednym dniu zaskoczcie Wasze kobiety i nie kupujcie misia. Kolacja kolacją, a po kolacji trzeba jakoś pojechać do domu. Wino pewnie jakieś*** zamówiliście, więc prowadzić Wam nie wolno. Pozostaje taksówka, na której niestety nie zaoszczędzimy ale wydane pieniądze w prosty sposób zamienimy na punkty w kategorii romantyczność. To co teraz powiemy może się wydać dziwne, ale zostało potwierdzone doświadczalnie ze 100% skutecznością. Otóż odkryliśmy zdumiewająco prosty sposób na zyskanie kobiecego uznania. Wystarczy otworzyć jej drzwi do samochodu i od razu patrzy na nas łagodniejszym wzrokiem. Ale nie powtarzajcie tego za często bo się przyzwyczai i jak potem raz zapomnicie to usłyszycie "Ty mnie już nie kochasz, kiedyś otwierałeś mi drzwi". W ogóle powyższych rad nie należy stosować za często. Zbyt często stosowanie spowoduje uzależnienie. Odstawienie ich powoduje objawy typowe dla uzależnień - irytacja, bezzasadne oskarżanie innych, płacz, krzyki, groźby i szantaż.

        Tak więc Drodzy Koledzy, współtowarzysze niedoli, wprawdzie do plagi jeszcze dwa tygodnie, ale jako wyszkoleni przeżywacze z kobietami przystąpcie do przygotowań. Wyszukajcie najtańszą kwiaciarnię, umówcie się, że 13-ego wieczorem odkupicie to co zostało, zamówcie stolik i wybierzcie nie rujnujące kieszeni wino, dowiedzcie się, że szczep to nie tylko banda ciemnoskórych z dzidami, znajdźcie najtańszą korporację taksówkową i bądźcie dobrej myśli. W końcu niektóre związki ponoć potrafią przetrwać ten dzień. A nawet jeśli nie, zawsze przecież może się trafić kolejna prawdziwa, jedyna miłość.


*Kto nie wie kto to Yoda - marsz oglądać Gwiezdne Wojny, ale tylko epizody 4, 5 i 6, pierwsze 3 dokręcone ostatnio to ledwo nadająca się do oglądania chała - i to mówię ja Jacek, wielbiciel SF w postaci niemal każdej.
**Zdecydowanie odradzamy eksperymentowanie z patentem i przenoszenie kolacji na 15-ego. Zaprawdę, uwierzcie nam, to nie jest dobry pomysł.
***Nie radzimy odkładać wyboru wina na dzień kolacji. Może nas spotkać nieprzyjemna niespodzianka w postaci ceny. Należy wybrać wino wcześniej dobierając dopuszczalną kategorię cenową, następnie sprawdzić w internecie informacje na temat wybranego wina, po czym w dniu kolacji niby od niechcenia wybierając wino rzucić kilka słów na temat jego pochodzenia i szczepu winogron. Wasza partnerka będzie pod takim wrażeniem, że nie zdąży zwrócić uwagi na niepokojąco dopuszczalną kategorię cenową. I kolejne zaoszczędzone kilka groszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz