piątek, 27 lutego 2009

Ciemność. Widzę ciemność.

        Popatrzcie sobie na gwiazdy, bo wkrótce możecie nie mieć okazji. Wszechświat się rozszerza i nic nie wskazuje na to żeby przestał. Według niektórych fachowców od fizyki teoretycznej za jakieś 50 miliardów lat gwiazdy będą tak daleko, że ich światło po prostu nie zdąży do nas dotrzeć. Albo jakoś tak. W każdym razie ciemno będzie i żadnych gwiazd. Zwłaszcza spadających.
Z drugiej strony nie wiem czy powinno nas to martwić, bo już niebawem, czyli za jakieś 3 miliardy lat nasza galaktyka (Milky Way - kto wymyślił taką nazwę?) zderzy się z galaktyką Andromedy (i to jest nazwa, a nie jakaś tam Mleczna Droga). Ale będą fajerwerki. Już się nie mogę doczekać. Zająć komuś miejsce koło mnie?

No to idę na weekend. Będę nie robił nic. Strasznie nielogiczny jest polski język, nie?

        A, jeszcze mi się przypomniało. Wszyscy moi koledzy informatycy są zajęci, ja też, także sorry, ale musicie szukać we własnym zakresie. Ale to łatwizna. Wystarczy wejść na dowolne forum, może być o czymkolwiek byle była szansa, że jest tam jakiś facet (co wyklucza np forum o tipsach czy wyszywaniu. Przynajmniej mam nadzieję, że wyklucza). Więc wejść na jakieś forum i napisać, że przestała Wam działać kamerka w Skype. Gwarantuję, że od razu znajdzie się kilku chętnych do zobaczenia Was przez tą kamerkę. Z grona tych co się zgłoszą wybieramy tego, który będzie wiedział jak się nazywa Goa'uld, z którym SG1 walczyła przez kilka pierwszych sezonów. Będzie to znaczyło, że ogląda porządne seriale zamiast się szlajać z kolegami po knajpach, co oznacza, że będziecie mieć kontrolę nad jego wieczorami. Powodzenia :)

I miłego weekendu.

I wszystkiego najlepszego życzę tym nieszczęśnikom, którzy urodzili się 29-ego lutego. Bądźmy dla nich mili, bo w tym roku nie dostaną prezentów.

czwartek, 19 lutego 2009

Kochajcie informatyków dziewczęta, kochajcie do jasnej cholery

        Jako, że dzisiaj Światowy Dzień Informatyka (możecie jeszcze tego nie wiedzieć, bo dopiero przed chwilą to ogłosiłem) a informatykiem z dumą się nazywam i ja, postanowiłem podać Wam powody, dla których informatycy niezłymi partiami są i basta. Jednak na JoeMonsterze wpadli na to szybciej niż ja i wymyślili lepiej. Zerżnąłem im więc powody i bezczelnie skopiowałem tekst do siebie. Zapłaciłem JoeMonsterowi za konto więc pozwalam sobie od czasu do czasu na małe co nieco. Bierzcie i czytajcie z tego wszyscy, a potem umawiajcie się z informatykami. Kobiety znowu mają łatwiej.


        Słysząc słowo „informatyk” przeciętna młoda kobieta zaczyna sobie wyobrażać nudnego faceta w kraciastej koszuli włożonej w zaciągnięte po paszki spodnie, który nie potrafi porozmawiać na żaden inny temat poza światem komputerów i nowych technologii, a randka z nim to koszmar...

Tymczasem z informatykiem* warto się umówić. Oto dlaczego:
  1. Informatyk umie naprawić Twój komputer (i zabezpieczy go tak, że drugi raz już go nie zepsujesz)
  2. Informatyk umie naprawić inne Twoje gadżety (odtwarzacz mp3, który wymaga wymiany softu, nie stanowi problemu, a Twój mikser po naprawie przez informatyka będzie dodatkowo tańczył i robił kawę)
  3. Będziesz mieć dostęp do najlepszego centrum rozrywki (informatycy szybko adaptują wszystkie nowości technologiczne, ich zestaw gadżetów elektronicznych jest więc zwykle imponujący)
  4. Będziesz mieć super gadżety (Twój informatyk kupi Ci najlepszego smartfona pod choinkę)
  5. Informatyk Cię nie zdradzi (a przynajmniej nie inaczej niż wirtualnie. Poza tym - czy widziałaś kiedyś rozchwytywanego przez kobiety informatyka???)
  6. Informatyk zniesie Twoje najgorsze fochy (czy osoba która godzinami patrzy na mrówki cyferek przemykające przez ekran, bądź obsługuje klientów Neostrady, nie może nie mieć anielskiej cierpliwości i być super ZEN? )
  7. Informatyk będzie nosił Cię na rękach (w końcu jak Cię straci jak szybko trafi mu się następna dziewczyna?)
  8. Informatyk nie zawstydzi Cię publicznie (to raczej spokojne i wycofane osoby, a nie głośne i nieznośne)
  9. Informatyka łatwo jest znaleźć (wystarczy wejść do Internetu)
  10. Informatyk jeśli obieca że zadzwoni, to zadzwoni (większość informatyków myśli zerojedynkowo, na zasadzie (if) obiecałem (then) dzwonię)
  11. Informatyk nie rzuci Cię jak przytyjesz (informatyk nie dba o status społeczny i wizerunek - inaczej spaliłby kraciaste koszule)
  12. Informatyk gwarantuje dobry seks (ma go tak rzadko, że w zastępstwie przeczytał w Internecie wszystkie porady na ten temat i jest prawdziwym ekspertem. Poza tym, po długiej przerwie będzie naprawdę zaangażowany)
  13. Informatyka łatwo uszczęśliwić (wystarczy dać mu super-ekstra- wypasiony- nowy gadżet)
  14. Informatyk będzie wdzięczny za to, że się z Tobą umawia (informatyk nie ma wielu okazji do randek, każdą przyjmuje więc z wdzięcznością i atencją)
  15. Informatyk umie być romantyczny (musisz tylko nauczyć się to rozpoznawać. I pamiętaj -nowe kości pamięci w Twoim komputerze, to wyraz największego zaangażowania)
  16. Możesz wybierać w informatykach jak w ulęgałkach (informatyk nie jest popularnym materiałem na partnera, nawet więc jeśli masz 30 lat możesz mieć nadzieję że coś tam jeszcze dla Ciebie zostało)
  17. Informatyk pamięta o rocznicach i urodzinach (ma w końcu tyle terminarzy i systemów powiadamiania przez maila, komunikator czy telefon, że nie jest w stanie przeoczyć ważnej daty)
  18. Informatyk nie będzie wyglądał jakby miał pod pachami dwa telewizory (no, dla niektórych kobiet to akurat jest wada… ale za to informatyk na pewno nie będzie kazał Ci chodzić wraz z nim na siłownię)
  19. Informatyk ma miłych kolegów (większość z nich rzadko ogląda kobiety inaczej niż na ekranie - kiedy już więc zobaczą jakąś żywą kobietę, są mili)
  20. Informatyk jest prosty w obsłudze (nie spędził w okresie dorastania połowy życia na podrywaniu, manipulowaniu i uczeniu się społecznych interakcji, nie umie więc manipulować i mówi to co myśli)
  21. Informatyk pomoże Ci rozwiązać większość problemów (umiejętność chłodnej analizy oraz kompulsywna potrzeba rozwiązywania trudności i dowiadywania się dlaczego coś nie działa, przenosi się również na codzienne życie)
  22. Informatyk nie przerazi się Twoją rodziną (przez całe liceum wszyscy patrzyli na niego jak na dziwaka. Myślisz że zdziwi się tym, że Twój ojciec lubi nosić pończochy?)
  23. Informatyk wprawi Twoją rodzinę w zachwyt (schludny chłopiec, bez kolczyków dookoła twarzy i włosów do pasa, który pomoże ojcu w problemie z komputerem, a babci na urodziny zrobi pokaz slajdów - kto by go nie pokochał…)
  24. Informatyk jest doskonałym ojcem (ma morze cierpliwości, jest niewrażliwy na złośliwości i może grać z dzieckiem w gry komputerowe całymi godzinami)
  25. Informatyk ma zadatki na bogatego informatyka (jeśli informatyk jest dobrym informatykiem, nie musi martwić się o pieniądze)
*Pod pojęciem informatyka rozumiemy wszystkie osoby związane z działką IT i zafascynowane komputerami i technologią.

poniedziałek, 16 lutego 2009

Jak przeżyć z kobietą - kurs dla opornych cz. 11

        Szanowni, pogrążeni w żalu jak ja, koledzy. Skąd żal ten - zapytać mogą nasi młodzi, niedoświadczeni jeszcze przez życie, koledzy. Żal ten, moi młodzi niedoświadczeni jeszcze przez życie koledzy, bierze się stąd, że lato idzie. Cóż jest złego w lecie, zapytacie. [głos z sali: Cóż jest złego w lecie?] W samym lecie nic złego nie ma. Rzekłbym - wręcz przeciwnie. Możemy odkurzyć czarne okulary PRZECIWSŁONECZNE - i tu pozwolę sobie na gest jaki swego czasu wykonywała Mariola OKOCIM spojrzeniu - coby bezpiecznie rozglądać się za kobietami, wróć, słońcem. Dodatkowo ciepło jest i śniegu z samochodu nie trzeba odgarniać poczynając oczywiście od tablicy rejestracyjnej. I wytłumaczenie dla zimnego piwa dobre, bo przecież "jest taaaak gorąco, no na jedno piwo mi nie pozwolisz?". Więc jeśli chodzi o lato to jak najbardziej jesteśmy za i popieramy. Natomiast problemem jest zbliżanie się lata. Nawet jeśli na dworze -10 stopni, nogawki spodni sztywnieją a oddech zamienia się w lód zanim jeszcze opuści nasz układ oddechowy to lato nieuchronnie się zbliża. A jeśli klęski nie da się uniknąć to trzeba się przygotować.

Z nadchodzeniem lata wiążą się następujące klęski żywiołowe:

Klęska 1.
        Kobiety nasze, widząc nieuchronnie nadciągające lato, rozpoczynają procedury odchudzające. Procedury te nie przewidują przerwania na skutek wydawanych przez nas głośno komunikatów w stylu "Ależ kochanie, naprawdę dobrze wyglądasz" czy też "Ty za gruba? No chyba żartujesz", więc od razu możecie sobie je darować. "Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia" - że pozwolę sobie zacytować artystę - kuracja odchudzająca wchodzi w życie. I żebyż to sobie ona sama te trociny i kefirki żarła. Ale nie, sama cierpi to i my mamy cierpieć wraz z nią. Dla naszego dobra oczywiście. "I skończyło się rumakowanie" - że zacytuję innego artystę - odeszły w zapomnienie szyneczki, schabowe i mielone. Istota w kuchni dominująca [głos z sali: Ach żebyż tak w łózku też.] - kobieta - wprowadza reżim żywieniowy w życie i albo się dostosujemy albo czas znaleźć jakąś tanią restaurację. A przecież wystarczy tylko doczytać rzeczonego artystę - tego pierwszego - do końca, aby wiedzieć, że "przeżytych kształtów żaden cud nie wróci do istnienia".
        Zapytane dla kogo to robią, co odpowiedzą nasze kochane małe hipokrytki? No oczywiście, że dla siebie. No przecież nie żeby koleżankom zbielały oczy. I nie po to żeby się za nimi obcy faceci oglądali. One przecież nie chcą żeby się za nimi oglądali obcy faceci, bo nam przecież się za innymi kobietami oglądać nie pozwalają. A propos oglądania - pan Uhfmski nie wywiązuje się z corocznego limitu obejrzeń. Przypominam, że nie robimy tego dla własnej przyjemności. To ciężka praca mająca na celu ułatwić życie nam wszystkim. A wiadomo, że łatwiej żyje się z kobietą zadowoloną i że nic tak kobietom humoru nie poprawia jak pełne uznania spojrzenia rzucane za nią przez obcych meżczyzn. Jak również pełne zazdrości spojrzenia rzucane przez inne kobiety, ale na to akurat nie mamy wpływu. Tak więc proszę się nie obijać i wyrabiać normę. Słucham? No wiem, że łatwo nie jest, bo żona czujna, ale jakoś sobie radzić musimy. Przekroczenie limitu obejrzeń za obcymi kobietami mile widziane. No więc dla siebie to robi. Całą jesień i zimę im wygląd nie przeszkadzał a na wiosnę nagle jest nie do zaakceptowania. Jakby ich żeńska samokrytyka wróciła z ciepłych krajów.

Klęska 2 (aczkolwiek mocno z pierwszą powiązana).
        Jak już kobiety zaczną się swojemu wyglądowi przyglądać to nieuchronnie nadejdzie moment kulminacyjny czyli mierzenie kostiumu kąpielowego. Takie mierzenie kostiumu może być źródłem niemałej radości dla obserwującego, nie radzimy jednak radości tej okazywać. Oczywistym jest, że kostium jest za mały, więc nieuchronnie czeka nas...

Klęska 3 (aczkolwiek mocno z drugą powiązana).
        Aktualny kostium jest za mały, czas więc kupić nowy. Nie wiedzieć czemu ale jesteśmy przy tej czynności niezbędnie pożądani. Kobieca logika okazuje tu swe prawdziwe oblicze. Bo tak: popatrzeć na inne kobiety spokojnie - nie pozwolą, ale za to do sklepu gdzie kobiety w samej bieliźnie paradują - musimy jechać. A kto potem wysłuchuje "A bo się za tą oglądałeś, a bo za tamtą..."? No my wysłuchujemy, niewinni jak niemowlęta. A zresztą jak tu się nie oglądać jak aż się prosi żeby popatrzeć. Ale wróćmy do tego kostiumu. Co robi nasz kobieta, rozmiar 38? Szuka kostiumu rozmiar 36. Szuka i mierzy ale na 38 nawet nie spojrzy. No przecież byłby NA PEWNO za duży. Po pewnym czasie widząc naszą rozanieloną minę wygania nas ze sklepu i mamy czekać. Na szczęście w centrach handlowych pracują też nasi koledzy - tu brawa dla nich proszę [oklaski na sali] - i przygotowali oni dla takich wypędzonych mężów specjalne miejsca. Są ławeczki, jakieś sztuczne zielsko - nie wiem po co, pewnie jakaś kobieta przyłożyła do tego palce [buczenie na sali] - można spokojnie usiąść i podelektować się widokami, to jest chciałem powiedzieć pokornie czekać na małżonkę. Wspomniana małżonka kupi w końcu kostium rozmiar 36, który w przyszłym roku będzie usiłowała na siebie wcisnąć, będzie za mały więc trzeba kupić nowy, pojedziemy do sklepu, kupi znowu 36, w przyszłym roku będzie za mały więc trzeba kupić nowy, pojedziemy do sklepu, kupi 36, ...

Klęska 4.
        Ta jest akurat wyjątkowo mało uciążliwa bo boli tylko w portfelu. Pani nasza mianowicie uznaje, że kto by się tam w lecie opalał. Na urlop do Tunezji trzeba przecież jechać opalony bo nie wpuszczą do samolotu. Znajduje więc jakieś solarium w okolicy, umawia się na pierwszy wolny termin za miesiąc, bo nie tylko nasza żona leci na urlop do Tunezji. A kto za to płaci? Pan płaci, pan też płaci, społeczeństwo płaci.

        Klęski poznaliśmy. A działania zapobiegawcze? Jak w przypadku innych klęsk - zabezpieczyć zapasy jedzenia, zapewnić sobie jakąś rozrywkę. I byle do jesieni, drodzy koledzy, byle do jesieni. Proszę teraz wszystkich o powstanie... Nie, nie, żadnych kos. O powstanie z miejsc proszę. Odśpiewajmy wspólnie w oczekiwaniu na jesień:



Raz staruszek spacerując w lesie
Ujrzał listek przywiędły i blady
I pomyślał - Chyba idzie jesień.
Jesień idzie, nie ma na to rady.

czwartek, 5 lutego 2009

Jak przeżyć z Jackiem

        Coraz więcej radości sprawia mi czytanie komentarzy pod notkami - nie wiem czemu - nominowanymi przez Onet. Zapewniam, że czytam z zainteresowaniem wszystkie te komentarze, chociaż raczej się nie wypowiadam. Kto bywa u mnie dłużej wie o tym. Kto dopiero zaczyna bywać właśnie się dowiedział i może się już nie dąsać, że nie odpowiedziałem. Niniejszym odpowiadam, więc czujcie się odpowiedzeni.
Padły liczne zarzuty. Niektóre nawet sensowne (akapity) i te postaram się w przyszłości wziąć pod uwagę, chyba że zapomnę. Inne bezsensowne i te zignoruję jak zwykle. Zielony kolor zostaje. Jeśli kiedyś zniknie będziecie wiedzieć, że to już nie ten Jacek co kiedyś. I możecie zacząć się martwić o losy tego świata. Albo o losy Jacka, jak wolicie. Ktoś tam coś wspominał o mojej interpunkcji (chyba nawet pozytywnie), stylu itp. Błędów ortograficznych staram się nie robić, innych zresztą też nie, ale polonistyki nie kończyłem więc coś może mi umknąć. Trudno, ja to przeżyję, Wy też musicie sobie z tym poradzić. Ale najbardziej, naprawdę najbardziej, zabolała mnie uwaga, że się snobistycznie wypowiadam o gwiezdnych wojnach. Ja, który ćwierć wieku temu oglądałem Gwiezdne Wojny leżąc w kinie na podłodze przed pierwszym rzędem (nie za karę, po prostu nie było wolnych miejsc), ja się nie znam na Gwiezdnych Wojnach? Zraniłeś mnie Cenzor, zraniłeś mnie do głębi. Nie wiem czy się po tym pozbieram. W ramach pokuty masz trzy razy obejrzeć trzy najnowsze odcinki Gwiezdnych Wojen. Jestem okrutny, wiem, ale sam się prosiłeś.
        
Co poza tym? No przecież oczywiście, że zdaję sobie sprawę, że 90% (albo więcej) czytelników tego bloga to kobiety. Przecież nie jestem ślepy. Zadziwia mnie tylko, że podobna proporcja panuje wśród czytelników przybywających tutaj gdy Onet mnie poleci. Spodziewałbym się raczej, że większe zainteresowanie tematem "Jak przeżyć z kobietą" wykażą mężczyźni. W ostateczności zrozumiałe byłoby, gdyby siły rozłożyły się po równo. Tymczasem choć temat dla mężczyzn, kategoria bloga "Męski punkt widzenia" to zjawiły się głównie kobiety. Ktoś ma pomysł dlaczego przeżyciem z kobietą bardziej zainteresowane są kobiety niż mężczyźni? Chyba że mężczyźni też czytali tylko nie mieli czasu napisać, bo byli zajęci robieniem notatek ;) Znaczek przed tym zdaniem oznacza, że żartuję. Żaden normalny facet nie weźmie tego poradnika na serio. Dziwi mnie, że w ogóle komuś przychodzi do głowy, że to może być serio. A jednak niektórzy biorą. Ewolucja ma jeszcze sporo roboty.
        Witam zatem wszystkich, którzy zadali sobie trud czytania ze zrozumieniem. Żegnam zatem wszystkich, dla których zielony kolor jest nie do strawienia.

PS. Klamka, skarpetki mam czarne.

poniedziałek, 2 lutego 2009

Jak przeżyć z kobietą - kurs dla opornych, cz. 10

        Drodzy Koledzy, współtowarzysze niedoli. Temat dzisiejszy ważny jest, jak powiedziałby Yoda*. Wielkimi krokami zbliża się nieuchronnie kolejna po stonce amerykańska plaga. Plaga wzbudzająca mieszane uczucia. W naszych partnerkach niczym nieuzasadnioną nadzieję na romantyczne przeżycie, a w nas mocno uzasadnione obawy, że skończy się jak zwykle czyli nijak. Jednak w tym roku Drodzy Koledzy, współtowarzysze niedoli, naszym krótkim poradnikiem postaramy się pomóc Wam zobaczyć światełko w tunelu. I nie będzie to światełko pędzącego na Was pociągu Walentynki relacji WielkaNierozłącznaMiłość - ITySięOdeMnieTeż. Dziś dowiemy się jak przeżyć ten, nieistotny z naszego punktu widzenia i niesamowicie ważny z ICH punktu widzenia, dzień. Walentynki - święto handlarzy pluszowymi misiami i kartkami z serduszkami, mylnie zwane świętem zakochanych.

        Zaczniemy od udowodnienia, że żadne to święto zakochanych. Każdy z nas był pewnie wielokrotnie zakochany. Zawsze oczywiście była to ta prawdziwa, jedyna miłość. Zawsze bolało gdy się kończyła. I zawsze po niej następowała kolejna. Dlatego pamiętacie na pewno, że zakochani nie potrzebują jakiegoś specjalnego świątecznego dnia. Dla zakochanych każdy dzień jest świętem. Każdy. Nie ma znaczenia czy to czwartek czy niedziela. Nie ma znaczenia czy to 12-y listopada czy 14-y lutego. Pluszowe misie i kartki z serduszkami fruwają na bieżąco dlatego, że zakochani tak chcą a nie dlatego, że jest jakiś specjalny dzień, w który wypada żeby fruwały. Jeśli więc nie zakochani potrzebują święta zakochanych to kto? Zabawmy się w detektywów i zacznijmy od ustalenia kto na tym zyska. Zyskają chińscy producenci kartek z serduszkami i pluszowych misiów. Zyskają sprzedawcy sprzedający te kartki i misie z horrendalnymi marżami. Zyskają kwiaciarnie i restauracje. Zyskają sieci komórkowe na miliardach wysłanych dodatkowo SMS-ów, no bo jak w taki dzień nie wysłać ukochanej miliona SMS-ów z wyznaniem dozgonnej miłości? Tylko, Drodzy Koledzy, współtowarzysze niedoli, prawdziwej miłości nie mierzy się w misiach i SMS-ach. Prawdziwej miłości w ogóle się nie mierzy. Miłość, która zrobi Wam awanturę, bo 14-ego lutego nie wysłaliście SMS-a czy nie zaprosili do restauracji, to nie jest jeszcze TA miłość. I tu zwracam się ku przysłuchującym się naszej pogadance członkiniom Koła Gospodyń Miejskich z miejscowości Małebuty Wielkie. Tak, drogie Panie, wiemy o podsłuchu, ale ponieważ nasze intencje są szczere to nam on nie przeszkadza. Drogie Panie. Czy naprawdę sądzicie, że mężczyzna zapraszający Was na kolację w ten właśnie dzień kocha Was bardziej od tego zapraszającego dzień wcześniej czy później? Czy naprawdę SMS z wyznaniem miłości wysłany 14-ego lutego ma jakiś szczególnie wysoki priorytet? Czy całoroczna adoracja traci znaczenie wobec faktu, że w Walentynki nie dostałyście kwiatów? A w ogóle to dlaczego tylko my mamy adorować? Równouprawnienie jest.
        Doświadczenie wskazuje, że wbrew temu co aktualnie zakochani sądzą o swojej miłości najczęściej okazuje się, że to jednak jeszcze nie TA. W związku z tym konieczna będzie jakaś celebracja "święta". Albowiem my tu gadu gadu, one się nawet zgodzą z tym o czym mówimy a kwiaty i tak będą chciały dostać. I to nie tylko w Walentynki. Najlepiej przez cały rok. Skaranie z tymi kobietami. Chciały regularnie dostawać kwiaty bez okazji - dostają. Ale weź im powiedz, że masz przypomnienie w telefonie - foch, bo niespontanicznie. A jak nie jest zapisane to nie pamiętamy. A weź tu człowieku spróbuj zapisać w telefonie nieregularne przypomnienie. Chcecie do cholery te kwiaty w końcu czy nie?

        Przepraszam, uniosłem się i zbaczam z tematu. Wróćmy do wątku głównego - czy nam się to podoba czy nie, kobieta nasza w tym dniu spodziewać się po nas będzie jakiegoś romantycznego wyczynu. W tym momencie muszę Was uprzedzić Drodzy Koledzy, że "romantyczny" w słowniku kobiecym znaczy zupełnie coś innego niż w naszym. Także nie ma najmniejszych szans, że kolacja z pizzą i piwem zostanie uznana za romantyczną. Pojęcia nie mamy dlaczego, ale kto by tam próbował to zrozumieć. No chyba, że to będzie w jakimś miejscu, które kobiety uznają za romantyczne. Ponieważ wiemy, że możecie mieć problemy przygotowaliśmy krótką listę. I nie pytajcie dlaczego Empire State Building jest bardziej romantyczny od pubu Lolek a wieża Eiffla od szantowej knajpki Grota Piratów. Lista do odebrania przy wyjściu. Koszt 5 złotych, czyli nic w porównaniu z resztą okołowalentynkowych wydatków. Czyli już ustaliliśmy, że kolacja. Jednakże kolacja w dzień zakochanych jest banalna i oklepana. Opatentowaliśmy pomysł aby 14-olutową kolację przenieść na 13-ego lutego**. Ten chytry plan pozwoli nam zadziałać z zaskoczenia co zwiększy romantyczność kolacji. Przy okazji zaoszczędzimy parę groszy, bo wynajęcie stolika dzień wcześniej jest tańsze niż dokładnie 14-ego. Ale uwagę o tych paru groszach zachowajmy dla siebie. W innych sytuacjach zaoszczędzenie paru groszy poskutkowałoby wzrostem naszych akcji w oczach kobiety jako typu oszczędnego. W tej sytuacji poskutkuje dramatyczną bessą notowań aż do poziomu "chytrus". Kolejne zaoszczędzone parę groszy zyskamy na kwiatach, bez których obejść się nie da a które uda się kupić taniej. I znowu zastosujemy nasz patent. Zamiast kupować i wręczać kobiecie bukiet kwiatów kosztujący krocie, z którym w czasie kolacji nie ma co zrobić, czepia się sukienki, spada ze stołu, płatki wpadają do talerza, kupicie Drodzy Koledzy kilka róż, które odpowiednio dozowane warte będą w kategorii romantyzm więcej punktów niż wspomniany na początku bukiet. W kwestii dozowania należy umówić się z kelnerem aby za każdym razem gdy podchodzi do naszego stolika przynosił jedną różę. Kolor niestotny, możecie nawet kupić na wieczornej wyprzedaży w kwiaciarni resztki z każdego koloru, a efekt i tak gwarantowany. I kolejna ważna sprawa. Żadnych misiów. Powszechnie znane i niezrozumiałe jest kobiece uwielbienie dla wszelkich pluszowych stworzeń, niemniej w tym jednym dniu zaskoczcie Wasze kobiety i nie kupujcie misia. Kolacja kolacją, a po kolacji trzeba jakoś pojechać do domu. Wino pewnie jakieś*** zamówiliście, więc prowadzić Wam nie wolno. Pozostaje taksówka, na której niestety nie zaoszczędzimy ale wydane pieniądze w prosty sposób zamienimy na punkty w kategorii romantyczność. To co teraz powiemy może się wydać dziwne, ale zostało potwierdzone doświadczalnie ze 100% skutecznością. Otóż odkryliśmy zdumiewająco prosty sposób na zyskanie kobiecego uznania. Wystarczy otworzyć jej drzwi do samochodu i od razu patrzy na nas łagodniejszym wzrokiem. Ale nie powtarzajcie tego za często bo się przyzwyczai i jak potem raz zapomnicie to usłyszycie "Ty mnie już nie kochasz, kiedyś otwierałeś mi drzwi". W ogóle powyższych rad nie należy stosować za często. Zbyt często stosowanie spowoduje uzależnienie. Odstawienie ich powoduje objawy typowe dla uzależnień - irytacja, bezzasadne oskarżanie innych, płacz, krzyki, groźby i szantaż.

        Tak więc Drodzy Koledzy, współtowarzysze niedoli, wprawdzie do plagi jeszcze dwa tygodnie, ale jako wyszkoleni przeżywacze z kobietami przystąpcie do przygotowań. Wyszukajcie najtańszą kwiaciarnię, umówcie się, że 13-ego wieczorem odkupicie to co zostało, zamówcie stolik i wybierzcie nie rujnujące kieszeni wino, dowiedzcie się, że szczep to nie tylko banda ciemnoskórych z dzidami, znajdźcie najtańszą korporację taksówkową i bądźcie dobrej myśli. W końcu niektóre związki ponoć potrafią przetrwać ten dzień. A nawet jeśli nie, zawsze przecież może się trafić kolejna prawdziwa, jedyna miłość.


*Kto nie wie kto to Yoda - marsz oglądać Gwiezdne Wojny, ale tylko epizody 4, 5 i 6, pierwsze 3 dokręcone ostatnio to ledwo nadająca się do oglądania chała - i to mówię ja Jacek, wielbiciel SF w postaci niemal każdej.
**Zdecydowanie odradzamy eksperymentowanie z patentem i przenoszenie kolacji na 15-ego. Zaprawdę, uwierzcie nam, to nie jest dobry pomysł.
***Nie radzimy odkładać wyboru wina na dzień kolacji. Może nas spotkać nieprzyjemna niespodzianka w postaci ceny. Należy wybrać wino wcześniej dobierając dopuszczalną kategorię cenową, następnie sprawdzić w internecie informacje na temat wybranego wina, po czym w dniu kolacji niby od niechcenia wybierając wino rzucić kilka słów na temat jego pochodzenia i szczepu winogron. Wasza partnerka będzie pod takim wrażeniem, że nie zdąży zwrócić uwagi na niepokojąco dopuszczalną kategorię cenową. I kolejne zaoszczędzone kilka groszy.