środa, 12 listopada 2008

Jak przeżyć z kobietą - kurs dla opornych, cz. 7

        Witam szanownych towarzyszy niedoli. Koledzy. Kobiety nasze miewają czasem kaprys pójścia do fryzjera. W odróżnieniu od nas, którzy odwiedzamy ten przybytek raz w miesiącu, bo włosy odrosły i trzeba skrócić, one chadzają tam niespodziewanie i z zaskoczenia. Niepotrzebnie zazwyczaj, bo włosy zazwyczaj mają długie, codziennie inaczej ułożone, w innym kolorze. Po co więc ten fryzjer to pojęcia nie mam. Co nie zmienia faktu, że jednak tam chodzą. A niespodziewaność i zaskoczoność tego wydarzenia stanowi dla nas niebezpieczeństwo.
Standardowa wizyta standardowego mężczyzny u standardowego fryzjera wygląda tak:
Fryzjer - To jak tniemy?
Klient - Jak zwykle, góra dziewiątką, boki siódemką.


        Standardowa wizyta... wróć. Nie ma czegoś takiego jak standardowa kobieta, nie mówiąc o standardowej wizycie u fryzjera. Zresztą nawet gdyby była i tak byśmy o tym nie wiedzieli. Przecież nigdy nie wchodzimy do środka. Bo i po co marnować trzy godziny? Na czym więc oprócz bolesnego ubytku w portfelu polega niebezpieczeństwo? Otóż koledzy szanowni natura w swej łaskawości obdarzyła nas umiejętnością rozróżniania 16 kolorów. Dokąd kobiety nie odkryły fryzjerów te 16 kolorów w zupełności nam wystarczało do przeżycia. Zepsuta wędlina w lodówce - kolor zielony, wszelkie pozostałe kolory wędliny - jadalne. Mleko nadające się do picia - białe, pozostałe - wywalać, woda lecąca z kranu bez koloru - nadaje się do picia, kolorowa - tylko do podlewania kwiatków. Można doskonale radzić sobie w życiu znając tylko 16 kolorów. Ale żadne szczęście jak powszechnie wiadomo nie trwa wiecznie i nasze ukochane kobiety chodzą czasem do fryzjera. I kilka godzin później wracają do domu, stają w drzwiach do pokoju, i patrzą na nas znacząco. Patrzą tak znacząco, że odczuwamy to znaczenia na plecach więc odrywamy się na chwilę od ulubionej gry i patrzymy. I teraz warianty są dwa. W celu podniesienia dramaturgii sceny warianty zostaną przedstawione w pierwszej osobie z perspektywy przeciętnego faceta z wstawkami narratora. Oba warianty zostały przez prowadzącego spisane na podstawie osobistej rozmowy z ich odtwórcami. Odtwórcy nie mogli niestety przybyć na nasze spotkanie z powodu odniesionych ran.

Wariant1. Kobieta była u fryzjera niezapowiedzianie.
Staje w drzwiach i patrzy na mnie. Ja patrzę na nią gorączkowo szukając jakiegoś powodu jej spojrzenia. Powodem absolutnie nie może być nowa fryzura, bo przecież nie jestem w stanie dostrzec, że skróciła 40-centymetrowe włosy o centymetr i przefarbowała z wiosennego burgunda na jesienną wiśnię. Dla mnie oba te kolory nie istnieją i moja kobieta zawsze była brunetką. Albo blondynką. Czasem rudą. Ale nigdy w kolorze jesiennej wiśni. Patrzę więc gorączkowo szukając powodu tego jej palącego spojrzenia. Zaczynam się pocić gdy do palącego spojrzenia dołącza płomyk zniecierpliwienia. W powietrzu zaczynają przemykać nieśmiało lekkie wyładowania. Czajnik, który właśnie zagotował wodę zamilkł ze wstydem w obliczu rosnącej pomieszczeniu temperatury. Z coraz większym przerażeniem w oczach szybkimi, ledwo co kontrolowanymi ruchami obiegam całe ciało ukochanej szukając POWODU. Nowa bluzka? Nie, miała ją już kiedyś na sobie. Chyba. Może więc spódnica? Zaryzykować spódnicę? Nie! Nie, przecież była w niej wczoraj w pracy. Buty? Buty możemy wyeliminować, zdjęła je przy wejściu. Gdyby chciała zwrócić uwagę na buty nie zdejmowałaby ich, tylko chodziła w nich po domu aż zauważę. Temperatura rośnie. Ciśnienie krwi przekracza dopuszczalne normy. Osaczony mężczyzna, pozbawiony możliwości ucieczki staje się niebezpieczny i w końcu nie wytrzymuje i strzela: Nowa szminka kochanie?

Wariant 2. Wizyta u fryzjera była zapowiedziana.
Kobieta staje w drzwiach i patrzy na mnie. Ja patrzę na nią gorączkowo szukając jakiegoś powodu jej spojrzenia. Do cholery. Przecież miała być u fryzjera a nic nie widać. Pewnie nie była i żeby nie zmarnować pieniędzy poszła na zakupy. Tylko co kupiła? Cholera i na co mi było schodzić z tego pieprzonego drzewa? Sukienka? Bluzka? A raz się żyje. Nowa szminka kochanie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz