Panowie zatem pralka. Pralka, jak zapewne niektórym wiadomo, służy do prania. Ale najpierw odrobina historii...
Skąd w ogóle wziął się pomysł prania ubrań? W zamierzchłych czasach gdy przodkowie nasi, wolni jeszcze wtedy ludzie, chadzali polować na mamuty pranie skór nie było konieczne. Po każdym przecież polowaniu dostępne były nowe. Poza tym wyprane ubranie wymaga wysuszenia, a któżby chciał spędzać tyle dni w jednym miejscu czekając aż wszystko wyschnie? Szło się za mamutami, upolowało jakiegoś, zjadło, wypiło, przespało pod gwiazdami i ruszało dalej. Taki nieskrępowany tryb życia niezbyt przypadał do gustu damom naszych przodków. “A tam taka fajna jaskinia była a ty tylko mamuty i mamuty”, “A bo tam nad ruczajem gniazdko bym uwić chciała”, “Wy to macie chociaż rozrywkę przy tym polowaniu a ja co? Tylko dzieci i gotowanie”. Ulitował się przodek, znalazł jaskinię nad ruczajem i osiadł. Nic to, że mięso mamuta targać trzeba było teraz kilometrami. Nic to, że wstawać trzeba było przed świtem żeby mamuty przy porannym wodopoju zdybać. Nic to, że szlak cały trzeba było zapamiętać coby potem do jaskini nad ruczajem trafić (stąd, tak na marginesie, doskonała nasza orientacja w terenie i mapie podczas gdy kobiety ewolucyjnie przystosowane do siedzenia w domu umiejętności tej nie posiadają i gubią się kompletnie po trzech zakrętach). Nic to. Czegóż bowiem nie jesteśmy skłonni zrobić dla naszych kobiet? I tak osiadł mężczyzna, skór już się z polowania przynosić nie chciało, zapach z czasem stawał się nieznośny, trza było wymyślić pranie. Więc mężczyzna wymyślił. I już nie musiała kobieta jego biedaczka po każdym polowaniu palców sobie ością dziurawić szyjąc mu nowe spodnie. Nie musiała albowiem mogła wyprać. Ale łatwo kobietom dogodzić nie jest. “Eeee, bo tak w rękach prać to niewygodnie. I palce bolą.” Pochylił się mężczyzna nad jej losem ponownie, wymyślił tarę. Nazwa ‘tara’ nie wzięła się, jak mylnie sądzi większość ludzi, od czasownika ‘trzeć’. Wzięła się stąd, że mężczyzna wymyśliwszy tarę, chcąc podkreślić wagę tego odkrycia zakrzyknął głośno “Taraaaa!”. Nazwa się przyjęła, kobiety dostały tarę, delikatne ich ręce nie musiały już trzeć jedna o drugą. Lata mijały a kobiety marudziły dalej. “A bo ja się tak schylać muszę”, “A bo ta tara to ciężka a nad ruczaj tak daleko”. Westchnął ciężko mężczyzna, pochylił głowę posiwiałą ze zgryzoty, podumał i wymyślił pralkę. Jeszcze nie automatyczną ale już pralkę. I już nie musiała kobieta ganiać nad ruczaj, bo pralka w jaskini ulokowana. Wrzuca, włącza, czeka, wyłącza, włala? Nie, to by było zbyt proste. “A bo jak wyjmuję to mokre jest, wyżymać muszę”, “A bo mi się moje futerko z mamuta skurczyło, bo woda była za gorąca”. Już nawet mężczyzna nie wzdychał tylko wymyślił pralkę automatyczną. I wreszcie mogła kobieta poszaleć. 15 programów, regulacja temperatury, proszek, zmiękczacz, płyn do płukania, wirowanie i inne bajery. I nie wiedział biedny cóż on najlepszego uczynił...
I w ten sposób jesteśmy przy pralce automatycznej. Niech was ta nazwa nie zmyli. Zadziwiające jest jak kobiety w żaden sposób nie mogące pojąć intuicyjnej przecież obsługi magnetowidu, za żadne skarby świata nie rozumiejące jak przeprogramować kanały w telewizorze, kompletnie zagubione w starciu z większością przydatnej elektroniki doskonale poradziły sobie z opanowaniem dalekiej od logiki obsługi pralki. Ale to temat na odrębny wykład.
W pierwszej kolejności pralkę należy zlokalizować. W większości jaskiń stoi ona w łazience. Takie spore cóś, z pokrętłami i guzikami oraz charakterystycznym okrągłym otworem załadunkowym. Jeśli nie ma w łazience to może być jeszcze w kuchni. Nie zauważyliście jej dotąd prawdopodobnie dlatego, że przeciętny mężczyzna zapuszcza się na to typowo kobiece terytorium nie dalej niż do miejsca, w którym stoi lodówka.
Znaleźliśmy pralkę i co dalej. Wydawałoby się, że to proste i oczywiste. Wrzucić ciuchy, ustawić temperaturę, wsypać proszek i jazda. Z niewiadomego powodu pralki tak nie działają. Aby uruchomić pranie należy: wsypać proszek, wlać płyn zmiękczający, wlać płyn do płukania, włożyć ciuchy posegregowane wg rodzaju materiału i koloru, wybrać odpowiedni program, nastawić odpowiednią temperaturę, która może być różna od tej zapisanej w programie, wybrać opcje dodatkowe (szybkie pranie, mocne pranie itp). A to wszystko w dowolnej kolejności i w dowolnej konfiguracji. No ja bardzo przepraszam ale zdrowy na umyśle człowiek nie jest w stanie tego ogarnąć. I kto do diabła rozróżni bawełnę od wełny i syntetyków? I po co jest pokrętło temperatury skoro temperatura jest zaszyta w programie? I jak się mierzy czy coś jest bardzo brudne żeby użyć programu “Bardzo brudne”? (Czy ktoś pierze bardzo czyste ubrania?) Czy znamy odpowiedzi na te pytania? Nie. Jak więc żyć, panowie, jak żyć? Jest tylko jedna rada: poprosić sąsiadkę aby wskazała nam jeden odpowiedni do wszystkiego program, pokazała gdzie sypać proszek (płyn zmiękczający jest jak sama nazwa wskazuje dla mięczaków) i jak się to włącza. I tego jednego programu się trzymajmy jako i ja czynię.
Dziękuję za uwagę
"Nigdy nie jest za późno żeby zacząć marnować sobie życie" Piękne, nie? Z drugiej strony: dzisiaj jest pierwszy dzień reszty Twojego życia.
środa, 31 października 2012
poniedziałek, 22 października 2012
Jak przeżyć bez kobiety - część 1
Szanowni Państwo. Szanowni koledzy właściwie gdyż albowiem nie spodziewam się kobiet na kursie pod nic nie mówiącym tytułem "Jak nie słuchałeś jak przeżyć z kobietą to posłuchaj jak przeżyć bez kobiety". A nasi prelegenci mówili coby robić notatki, prosili o wykonywanie ćwiczeń praktycznych. Ale cóż, nie chciało się. Witam zatem panów ponownie.
Dzisiejszym mówcą jest wybitny znawca problemów przedmałżeńskich, małżeńskich i pozamałżeńskich, siedmiokrotnie żonaty i siedmiokrotnie rozwiedziony, doktor habilitowany mizoginii stosowanej paaaan, oklaaaaski, Jaaaan dwojga imion Maria Siermiężny, brawo!
Szanowni Koledzy. Życie z kobietą mogło wydawać się trudne. Nie, nie "wydawać się", nazwijmy to zgodnie z prawdą - no łatwe to to nie było. Niemniej, jak przekonamy się po ukończeniu cyklu kursów “Jak przeżyć bez kobiety”, prawdziwa jazda bez trzymanki zaczyna się gdy bez kobiety zostajemy sami w domu. Dzisiaj temat pierwszy, czyli : "Skąd się biorą czyste ubrania?". Zapewniam panów od razu, że pierwsza i wydawać by się mogło oczywista odpowiedź: "z szafy" nie jest odpowiedzią prawidłową. Panowie, proszę o ciszę, tak wiem, czyste ubrania zawsze były w szafie, podobnie jak woda w kranie i prąd w gniazdkach. Niemniej, zadaniem moim dzisiaj jest uświadomić wam, że w odróżnieniu od wody i prądu czyste ubrania nie pojawiają się w szafie ot tak. Otwarcie szafy nie jest czynnością analogiczną do włożenia wtyczki do gniazdka czy odkręcenia kurka. Szok pierwszy: aby czyste ubrania pojawiły się w szafie ktoś musi je tam włożyć. Rozumiem zdziwione miny. 20 lat wygniecione ubrania zostawione na krześle, albo na podłodze, tudzież w łazience rano w magiczny sposób czyste były w szafie. Któż z nas zastanawiał się jak tam trafiły? A któż z nas zastanawia się nad rzeczami oczywistymi? Rzeczy oczywiste po prostu są i prawdziwy mężczyzna nie traci swej drogocennej energii na ich rozważanie. Szok drugi: czyste ubrania trafiały do szafy za sprawą waszych kobiet. Tak, wiem, to nieprawdopodobne aby stworzenie, które od rana do wieczora chodzi i złorzeczy "mam okres, spadaj", "zaraz będę miała okres, spadaj", ewentualnie "właśnie miałam okres, spadaj" mogło być sprawcą tak cudownej i magicznej rzeczy jak czyste ubrania w szafie. Niemniej, jeśli chwilę się nad tym zastanowić, wyeliminować metodą Ockhama przyczyny nieprawdopodobne (krasnoludki, dobre wróżki, zaklęcia, jednorożce i yeti) to jedyną prawdopodobną przyczyną pozostają kobiety. Słucham? Nie proszę pana, krasnoludki naprawdę nie istnieją. Nie wiem komu pan zostawiał mleko i suchary ale nie istnieją.
Ale zaraz, chwila, zawołają co bystrzejsi. Rozumiemy jak trafiły do szafy, ale w jaki sposób stały się czyste, ha?!? Otóż, szanowni moi nieszczęśni, nieprzystosowani do życia koledzy, to ciągle nie wróżki i krasnoludki. Brudne ubrania, szok trzeci, się pierze. Słucham pana z drugiego rzędu? Nie, proszę pana, nie "się piorą" tylko "się pierze". Użycie tej formy czasownika prać implikuje konieczność istnienia podmiotu piorącego. U niektórych panów widzę przebłyski zrozumienia połączone z przerażeniem. Słusznie, albowiem - szok czwarty - podmiotem piorącym będziecie wy, szanowni koledzy, w swoich własnych, skromnych osobach. Aby nie przeciążyć waszych umysłów zbyt dużą liczbą wiedzy na raz obsługę pralki omówimy sobie na jednych z kolejnych zajęć. Na razie załóżmy, że z sukcesem udało nam się wyprać ubrania.
Stajemy się posiadaczami sporej liczby czystych ubrań. Ubrań, które choć niewątpliwie czyste w niczym nie przypominają tych, które wyjmujemy z szafy. Koszula, normalnie gładka i ładnie złożona, wydaje się teraz jakby stoczyła zaciekłą (i przegraną) walkę ze stadem nosorożców. W jaki magiczny sposób rzeczona koszula zamienia się w to gładkie cudo? Szok piąty: prasowanie, żelazko. Obsługą żelazka oraz 17-oma najpopularniejszymi sposobami prasowania koszuli zajmiemy się w przyszłości.
Pozwolą panowie na krótkie podsumowanie. Cykl życiowy ubrań wydaje się prosty. Brudne - wyprać - wyprasować - czyste - do szafy - z szafy - brudne. Pozorna ta prostota niejednego nieostrożnego doprowadziła na skraj rozpaczy i szaleństwa, doprowadziła do upodlenia do stanu, w którym gotów był poprosić o pomoc własną matkę. Kurs ten pomoże panom nigdy w takim stanie się nie znaleźć. Pozwoli korzystać wam z takim trudem odzyskanej wolności w sposób jaki na to zasługujemy, czyli nieskrępowany nakazami i zakazami narzuconymi nam przez kobiety i bez oglądania się na ich nic nie znaczące potrzeby. Do zobaczenia na kolejnym spotkaniu.
Dzisiejszym mówcą jest wybitny znawca problemów przedmałżeńskich, małżeńskich i pozamałżeńskich, siedmiokrotnie żonaty i siedmiokrotnie rozwiedziony, doktor habilitowany mizoginii stosowanej paaaan, oklaaaaski, Jaaaan dwojga imion Maria Siermiężny, brawo!
Szanowni Koledzy. Życie z kobietą mogło wydawać się trudne. Nie, nie "wydawać się", nazwijmy to zgodnie z prawdą - no łatwe to to nie było. Niemniej, jak przekonamy się po ukończeniu cyklu kursów “Jak przeżyć bez kobiety”, prawdziwa jazda bez trzymanki zaczyna się gdy bez kobiety zostajemy sami w domu. Dzisiaj temat pierwszy, czyli : "Skąd się biorą czyste ubrania?". Zapewniam panów od razu, że pierwsza i wydawać by się mogło oczywista odpowiedź: "z szafy" nie jest odpowiedzią prawidłową. Panowie, proszę o ciszę, tak wiem, czyste ubrania zawsze były w szafie, podobnie jak woda w kranie i prąd w gniazdkach. Niemniej, zadaniem moim dzisiaj jest uświadomić wam, że w odróżnieniu od wody i prądu czyste ubrania nie pojawiają się w szafie ot tak. Otwarcie szafy nie jest czynnością analogiczną do włożenia wtyczki do gniazdka czy odkręcenia kurka. Szok pierwszy: aby czyste ubrania pojawiły się w szafie ktoś musi je tam włożyć. Rozumiem zdziwione miny. 20 lat wygniecione ubrania zostawione na krześle, albo na podłodze, tudzież w łazience rano w magiczny sposób czyste były w szafie. Któż z nas zastanawiał się jak tam trafiły? A któż z nas zastanawia się nad rzeczami oczywistymi? Rzeczy oczywiste po prostu są i prawdziwy mężczyzna nie traci swej drogocennej energii na ich rozważanie. Szok drugi: czyste ubrania trafiały do szafy za sprawą waszych kobiet. Tak, wiem, to nieprawdopodobne aby stworzenie, które od rana do wieczora chodzi i złorzeczy "mam okres, spadaj", "zaraz będę miała okres, spadaj", ewentualnie "właśnie miałam okres, spadaj" mogło być sprawcą tak cudownej i magicznej rzeczy jak czyste ubrania w szafie. Niemniej, jeśli chwilę się nad tym zastanowić, wyeliminować metodą Ockhama przyczyny nieprawdopodobne (krasnoludki, dobre wróżki, zaklęcia, jednorożce i yeti) to jedyną prawdopodobną przyczyną pozostają kobiety. Słucham? Nie proszę pana, krasnoludki naprawdę nie istnieją. Nie wiem komu pan zostawiał mleko i suchary ale nie istnieją.
Ale zaraz, chwila, zawołają co bystrzejsi. Rozumiemy jak trafiły do szafy, ale w jaki sposób stały się czyste, ha?!? Otóż, szanowni moi nieszczęśni, nieprzystosowani do życia koledzy, to ciągle nie wróżki i krasnoludki. Brudne ubrania, szok trzeci, się pierze. Słucham pana z drugiego rzędu? Nie, proszę pana, nie "się piorą" tylko "się pierze". Użycie tej formy czasownika prać implikuje konieczność istnienia podmiotu piorącego. U niektórych panów widzę przebłyski zrozumienia połączone z przerażeniem. Słusznie, albowiem - szok czwarty - podmiotem piorącym będziecie wy, szanowni koledzy, w swoich własnych, skromnych osobach. Aby nie przeciążyć waszych umysłów zbyt dużą liczbą wiedzy na raz obsługę pralki omówimy sobie na jednych z kolejnych zajęć. Na razie załóżmy, że z sukcesem udało nam się wyprać ubrania.
Stajemy się posiadaczami sporej liczby czystych ubrań. Ubrań, które choć niewątpliwie czyste w niczym nie przypominają tych, które wyjmujemy z szafy. Koszula, normalnie gładka i ładnie złożona, wydaje się teraz jakby stoczyła zaciekłą (i przegraną) walkę ze stadem nosorożców. W jaki magiczny sposób rzeczona koszula zamienia się w to gładkie cudo? Szok piąty: prasowanie, żelazko. Obsługą żelazka oraz 17-oma najpopularniejszymi sposobami prasowania koszuli zajmiemy się w przyszłości.
Pozwolą panowie na krótkie podsumowanie. Cykl życiowy ubrań wydaje się prosty. Brudne - wyprać - wyprasować - czyste - do szafy - z szafy - brudne. Pozorna ta prostota niejednego nieostrożnego doprowadziła na skraj rozpaczy i szaleństwa, doprowadziła do upodlenia do stanu, w którym gotów był poprosić o pomoc własną matkę. Kurs ten pomoże panom nigdy w takim stanie się nie znaleźć. Pozwoli korzystać wam z takim trudem odzyskanej wolności w sposób jaki na to zasługujemy, czyli nieskrępowany nakazami i zakazami narzuconymi nam przez kobiety i bez oglądania się na ich nic nie znaczące potrzeby. Do zobaczenia na kolejnym spotkaniu.
wtorek, 16 października 2012
Oda do radości
Ogłaszam niniejszym prawo. I obowiązek. Sam wymyśliłem, nikogo nie dyskryminuje (przynajmniej o ile mi wiadomo, skargi i wnioski przyjmuję w poniedziałek w godzinach 2:45 - 2:46 (druga, nie czternasta, żeby było jasne)).
"Każda świadoma i inteligentna istota, niezależnie od planety i czasu pochodzenia, niezależnie od budowy organizmu lub też jego ekwiwalentu lub też braku odpowiednika organizmu, niezależnie od wyznawanej wiary w bóstwa istniejące, nieistniejące, istniejące kiedyś lub zaistniejące w przyszłości lub też niewiary we wspomniane wcześniej bóstwa lub też kompletnej obojętności w sprawie istnienia lub nieistnienia wspomnianych bóstw, niezależnie od rozmiaru w dowolnej zajmowanej przez tą istotę liczbie wymiarów, niezależnie od koloru, zapachu, smaku czy innych cech dających się odczuć dowolnym z istniejących lub potencjalnie istniejących lub przynajmniej niewykluczonych zmysłów, niezależnie od preferencji seksualnych lub nieposiadania żadnych preferencji w tej dziedzinie lub też w ogóle nierozumienia o co chodzi z tym całym seksem, niezależnie od używanego języka, czy to mówionego, czy to gwizdanego, piskanego, śpiewanego, zapachowego, kolorowego, migowego, telepatycznego lub innych potencjalnie istniejących lub przynajmniej niewykluczonych, niezależnie od rodzaju diety, trybu życia, liczby przyjaciół lub członków rodziny tudzież ich ekwiwalentu w lokalnej kulturze, każda taka świadoma i inteligentna istota posiada niezbywalne prawo przynajmniej przez jeden obrót planety, z której istota pochodzi lub którą aktualnie zamieszkuje wokół własnej osi być smutną lub odczuwać ekwiwalentne uczucie i nikt, ze szczególnym uwzględnieniem Hermiony (człowiek, płeć żeńska, wiek - 18 obiegów planety wokół gwiazdy centralnej, trzecia planeta od niczym niewyróżniającej się pojedynczej gwiazdy w peryferyjnym układzie słonecznym peryferyjnej galaktyki spiralnej przy jednej z peryferyjnych międzygalaktycznych autostrad 17-ej kategorii odmeteorowywania), nie może takiej istoty nazywać smutnym burakiem ze wsi."
Tako rzeczę Ja. Wbrew temu co się może wydawać nie straciłem wiary w ludzi i nadziei na lepszą przyszłość. Po prostu czasem się załamuję jak oglądam wiadomości (stąd tekst o marnym morale ludzkości, stąd też prawie już nie oglądam i nie czytam wiadomości), a czasem bywam smutniejszy niż powinienem (bo minął rok, na upływ czasu niewielki mam niestety wpływ). Na szczęście rzadko. W samym byciu smutnym nie ma niczego złego. Smutek pozwala pogodzić się ze stratą czegoś co było ważne i rozpocząć życie na nowo. Problem pojawia się gdy ten smutek zaczyna rządzić naszym życiem. Gdy przeżywanie przeszłości staje się ważniejsze od tworzenia przyszłości. Gdy ciąży nam jak kula u nogi i nie pozwala pójść dalej.
Mój taki nie jest. Nie trzyma mnie w miejscu, nie utrudnia życia, nie zamyka w domu przy szklance whisky i albumie ze zdjęciami. Nie, mój po prostu jest. A raczej bywa. Trudno żeby nie bywał, w końcu zamknąłem prawie 20 lat życia i nie ma co udawać, że to było radosne wydarzenie. Bywa więc, wypiję z nim czasem wino, pogadamy o starych czasach, potem ja idę do pracy, którą lubię i w której tak naprawdę dobrze się bawię, a on sobie idzie. Gdzieś, nie wiem gdzie, nie pytałem.
Obwieszczenie.
"Każda świadoma i inteligentna istota, niezależnie od planety i czasu pochodzenia, niezależnie od budowy organizmu lub też jego ekwiwalentu lub też braku odpowiednika organizmu, niezależnie od wyznawanej wiary w bóstwa istniejące, nieistniejące, istniejące kiedyś lub zaistniejące w przyszłości lub też niewiary we wspomniane wcześniej bóstwa lub też kompletnej obojętności w sprawie istnienia lub nieistnienia wspomnianych bóstw, niezależnie od rozmiaru w dowolnej zajmowanej przez tą istotę liczbie wymiarów, niezależnie od koloru, zapachu, smaku czy innych cech dających się odczuć dowolnym z istniejących lub potencjalnie istniejących lub przynajmniej niewykluczonych zmysłów, niezależnie od preferencji seksualnych lub nieposiadania żadnych preferencji w tej dziedzinie lub też w ogóle nierozumienia o co chodzi z tym całym seksem, niezależnie od używanego języka, czy to mówionego, czy to gwizdanego, piskanego, śpiewanego, zapachowego, kolorowego, migowego, telepatycznego lub innych potencjalnie istniejących lub przynajmniej niewykluczonych, niezależnie od rodzaju diety, trybu życia, liczby przyjaciół lub członków rodziny tudzież ich ekwiwalentu w lokalnej kulturze, każda taka świadoma i inteligentna istota posiada niezbywalne prawo przynajmniej przez jeden obrót planety, z której istota pochodzi lub którą aktualnie zamieszkuje wokół własnej osi być smutną lub odczuwać ekwiwalentne uczucie i nikt, ze szczególnym uwzględnieniem Hermiony (człowiek, płeć żeńska, wiek - 18 obiegów planety wokół gwiazdy centralnej, trzecia planeta od niczym niewyróżniającej się pojedynczej gwiazdy w peryferyjnym układzie słonecznym peryferyjnej galaktyki spiralnej przy jednej z peryferyjnych międzygalaktycznych autostrad 17-ej kategorii odmeteorowywania), nie może takiej istoty nazywać smutnym burakiem ze wsi."
Obwieszczenie wchodzi w życie z dniem narodzin tego wszechświata i obowiązuje do samego końca.
Tako rzeczę Ja. Wbrew temu co się może wydawać nie straciłem wiary w ludzi i nadziei na lepszą przyszłość. Po prostu czasem się załamuję jak oglądam wiadomości (stąd tekst o marnym morale ludzkości, stąd też prawie już nie oglądam i nie czytam wiadomości), a czasem bywam smutniejszy niż powinienem (bo minął rok, na upływ czasu niewielki mam niestety wpływ). Na szczęście rzadko. W samym byciu smutnym nie ma niczego złego. Smutek pozwala pogodzić się ze stratą czegoś co było ważne i rozpocząć życie na nowo. Problem pojawia się gdy ten smutek zaczyna rządzić naszym życiem. Gdy przeżywanie przeszłości staje się ważniejsze od tworzenia przyszłości. Gdy ciąży nam jak kula u nogi i nie pozwala pójść dalej.
Mój taki nie jest. Nie trzyma mnie w miejscu, nie utrudnia życia, nie zamyka w domu przy szklance whisky i albumie ze zdjęciami. Nie, mój po prostu jest. A raczej bywa. Trudno żeby nie bywał, w końcu zamknąłem prawie 20 lat życia i nie ma co udawać, że to było radosne wydarzenie. Bywa więc, wypiję z nim czasem wino, pogadamy o starych czasach, potem ja idę do pracy, którą lubię i w której tak naprawdę dobrze się bawię, a on sobie idzie. Gdzieś, nie wiem gdzie, nie pytałem.
A oglądaliście skok Felixa? Wiecie dlaczego uwielbiam i podziwiam takich ludzi? Bo w nich jest przyszłość. Była w Kolumbie i Magellanie. Była w Amelii Earhart, w Edmundzie Hillarym, w sir Livingstonie, w Chucku Jaegerze. Była w każdym człowieku, który wyruszał w nieznane, który wyruszał szybciej, dalej, wyżej. Ktoś kiedyś wymyśli sposób na podróżowanie szybciej niż światło - jestem o tym przekonany - i będziemy potrzebować kogoś kto wsiądzie do prototypu i poleci nie wiedząc dokąd. I wsiądzie. I poleci. A za nim polecimy MY.
No i nie można nie wspomnieć o kolejnej, 15-ej chyba już próbie pokonania Anglików w piłkę nożną. A w Warszawie leje. Stadion Narodowy powinno się zbudować nie w centrum tylko gdzieś poza miastem. Szybka kolej i transport zapewniony. Kibice po meczu biliby się na polu a nie między samochodami. No i po powrocie pieszo do miasta nie mieliby już siły na demolki tylko szli grzecznie spać. Czyż to nie cudowny pomysł? Może opatentować zanim Apple to zrobi?
No i nie można nie wspomnieć o kolejnej, 15-ej chyba już próbie pokonania Anglików w piłkę nożną. A w Warszawie leje. Stadion Narodowy powinno się zbudować nie w centrum tylko gdzieś poza miastem. Szybka kolej i transport zapewniony. Kibice po meczu biliby się na polu a nie między samochodami. No i po powrocie pieszo do miasta nie mieliby już siły na demolki tylko szli grzecznie spać. Czyż to nie cudowny pomysł? Może opatentować zanim Apple to zrobi?
Subskrybuj:
Posty (Atom)