poniedziałek, 28 maja 2007

Bestia

        Zostałem dziś rano zaatakowany przez bestię.
(teraz chwila napięcia musi być...
...jeszcze trochę...
...dobra starczy)
       Bestia prowadzona na smyczy przez swoją Panią (z nerw aż się Pani nie przyjrzałem, co u mnie niezwyczajne) bez kagańca (Polska język trudna język, co bardziej dociekliwi domyślą się, że bez kagańca była zarówno Pani, co nie dziwne, ale również bestia, co już bardziej karygodne). Psy podobno wyczuwają gdy ktoś się ich boi. Ale weź się człowieku nie bój jak musisz przejść obok bestii i tylko nogawka spodni oddziela cię od jej zębów. I mimo zapewnień właścicieli, że piesek łagodny jest, że jeszcze nikogo nie zagryzł (hura, mam szansę być pierwszy) i że on tylko wtedy atakuje jak poczuje zagrożenie (jakbym był kynologiem i wiedział kiedy psy czują się zagrożone) jakoś pewniej bym się poczuł gdyby oprócz smyczy miał jeszcze kaganiec. Za dużo się naczytałem jak to pieski, które jeszcze nigdy nikogo nie ugryzły zagryzały córkę właściciela. Jeśli o mnie chodzi zakazałbym trzymania i hodowania psów tzw. obronnych i wszystkich dużych (pomijając przypadki uzasadnione typu pies przewodnik). W ostateczności prawo do posiadania takiego psa uzależniłbym od przejścia przez potencjalnego właściciela odpowiedniego szkolenia, surowych badań psychologicznych, a i pies koniecznie musiałby odbyć odpowiedni trening. Ludzie, którzy chcą dostać pozwolenie na broń muszą odbyć takie badania, a broń ma to do siebie, że w przeciwieństwie do psa nie atakuje sama.
Wiem, że jest wiele psów groźnych ras, które naprawdę są łagodne a ich właściciele odpowiedzialni i ich proszę o zrozumienie. Ja naprawdę boję się takich psów prowadzanych bez kagańca, a często bez smyczy, boję się o swoje dziecko. Jeśli kochacie swoje psy i jesteście normalnymi ludźmi to takie badania przejdziecie bez trudu, a Wasze psy zapewne są już po odpowiednich szkoleniach. Wy najlepiej powinniście wiedzieć, że pies w nieodpowiednich rękach może być gorszy od naładowanej broni.

        Nie powiedziałem jeszcze jakaż to bestia natchnęła mnie do tej bazgraniny i nie chcę już dłużej Was w niepewności trzymać. Przeżyłem, nawet strat w odzieży nie poniosłem znaczących. Nie znam się za dobrze na psach, pitbulla od bullterriera nie odróżnię (wiem tylko, że składają się zazwyczaj z wielkich szczęk i właściciela, z którym nie chciałbym się spotkać w ciemnym zaułku), ale to co mnie zaatakowało nazywa się ralterek, ratrerek, czy jakoś tak. Jakaś nowa agresywna rasa, strasznie się na kostki rzuca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz