piątek, 5 czerwca 2015

Ze sceny zejść...

        Nadejszł ten dzień. Po latach bycia w awangardzie technologicznej, po latach wprowadzania młodzieży w skomplikowany świat nowych technologii, po latach wysłuchiwania szczenięcych zachwytów ("tato, jak ty wszystko wiesz") nadejszł TEN dzień. Dzień, w którym córka mojego kolegi uczy jego sztuczek z Kindlem. Nie odwrotnie. Ona jego. "Pdf to nie, tato, słabo się skalują czcionki. Jest taki program - wiesz, co to jest program? - który zamienia pdf na mobi".

        Czasy się zmieniają. Czas się pogodzić z nieuchronnym. Czas oddać pole młodzieży i odejść. Póki nie będzie za późno.


Piosenka tematyczna: Perfect

środa, 3 czerwca 2015

Jak przeżyć z kobietą - kurs dla opornych cz. 20

        Szanowni koledzy, współtowarzysze niedoli. Nadchodzi w życiu każdego mężczyzny taki dzień, że jego kobieta - choćby nie wiem jak idealna wydawała się do tej pory - zada niewinne z pozoru pytanie: “Misiu*, a może poszlibyśmy w piątek potańczyć?”. Powiało grozą, co? Jednakże jako doświadczeni czytelnicy tego poradnika wiemy, że ani to pytanie, ani niewinne. I nie zmyli nas znak zapytania na końcu. Tak naprawdę to wykrzyknik, a dopuszczalne na to “pytanie” odpowiedzi to:

- tak, kochanie
- oczywiście, kochanie
- koniecznie na tę okazję musisz sobie kupić nową sukienkę, kochanie.

         Zatem z trudem powstrzymujemy bolesny odruch parsknięcia śmiechem**. Spoglądamy na naszą kobietę z poważnym wyrazem twarzy… Nie, jeszcze raz z trudem powstrzymujemy się od parsknięcia śmiechem. Powstrzymujemy się również od wygłaszania przychodzących nam do głowy, idealnych na taką okazję cytatów z kultowych, polskich komedii jak np “Czy tobie czasem, Wąski, sufit na łeb się nie spadł?”. Można pomyśleć, ale ostrożnie, żeby się na głos nie wyrwało. Bo też potem boli. Długo.

        Tańce zatem. Wiedzcie, szanowni koledzy, że gdy padnie słowo “tańce” to los wasz już przesądzony, wyrok został wydany i zostanie wykonany. Można jedynie powalczyć o odroczenie egzekucji...

         Pan tam z siódmego rzędu, proszę się tak nie uśmiechać. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu tańca na rurze**** kobiety nie uznają za taniec, na który chciałyby się wybrać. Tańca brzucha też nie. W temacie tańców, jak widać, kompletnie się nasze definicje nie zazębiają. nic a nic. Już nie tak wesoło, co?

         ...egzekucji. W celu odroczenia egzekucji dozwolone są wszelkie środki. Legalne i nie. Zakazane przez konwencję genewską i nie. Humanitarne i nie. Można płakać, błagać, padać na kolana. Można straszyć i grozić. Można się obrażać i strzelać fochy. Wróć - faceci nie strzelają fochów. Można się obrażać i mieć uzasadnione pretensje. Można nie mieć odpowiedniego obuwia, kurtki, płaszcza, krawata, skarpetek - cokolwiek przyjdzie wam do głowy. I tak nie zadziała. Zyskacie kilka minut, które ona przeznaczy na pobłażliwe spojrzenie, po czym zacznie dzwonić do koleżanek z informacją, że - uwaga - zabieracie ją na tańce. Wy! Ją! Nie odkryliśmy jeszcze, dlaczego koleżanki muszą o tym wiedzieć, ale muszą. Choć wolelibyśmy oczywiście, aby świadków naszego upokorzenia było jak najmniej. Najlepiej zero.

         Dlaczego w ogóle taniec to takie przerażające dla mężczyzn zjawisko. Otóż mężczyźni, w przeciwieństwie do kobiet, ewoluowali ku celom praktycznym i pożytecznym. Nie ma nic pożytecznego ani praktycznego w podrygiwaniu w rytm muzyki. Żeby to chociaż jakoś ustandaryzowane było, to by się człowiek dał radę tego nauczyć. Ale gdzie tam, każdy tańczy po swojemu, każdy do innej muzyki. No nie do ogarnięcia. A my nie lubimy niepraktycznych, niepożytecznych rzeczy nie do ogarnięcia. Stąd nasza legendarna, genetycznie uwarunkowana niechęć do tańca. Faceci nie tańczą. Tak już jest i z tym się nie dyskutuje. Zresztą czy widział ktoś tańczących ze sobą facetów? Nie, bo żaden uczciwy facet nie robi tego dla samej wątpliwej przyjemności tańczenia. Robimy to dla kobiet. Albo przez kobiety. Czy taniec przydaje się wojownikowi w boju? Czy przydaje się predatorowi polującemu na tyranozaury? Nie przydaje. Dlatego ewolucja nie umieściła go w arsenale naszych umiejętności. Koniec. Kropka. Finito. Nie tańczymy i już.

        A teraz wróćmy do tematu, że jednak musimy zatańczyć. Kobiety, które - jak widać - w czasie ewolucji miały za dużo wolnego czasu, zapragnęły ten czas wykorzystać w sposób niepraktyczny i bezużyteczny. Jak to kobiety. Wymyśliły więc taniec. Nie powiem, fajnie się to czasem w ich wykonaniu ogląda. Zwłaszcza taniec brzucha i taniec na rurze. Ale żeby od razu brać w tym udział? Jak więc to odwlec? Szczęściarzom uda się załatwić zwolnienie lekarskie. I lepiej niech będzie dobre, bo nawet ZUS tak zwolnień nie prześwietla, jak kobieta podejrzewająca, że chcemy się wymigać od tańca. Ale zwolnienie nie będzie wieczne. Niektórym uda się może na kilka dni wyjechać w delegację, odpocząć i psychicznie przygotować się do nadchodzącego nieszczęścia. Potem niestety trzeba kombinować już mocniej. Kino, kolacja i wino załatwiają sprawę na jeden wieczór. Stosunek kosztów do zysków jest więc kompletnie nieakceptowalny. Spacer, też jeden wieczór, ale prawie za darmo. Trzeba tylko pamiętać, żeby się nie zapędzić w okolicy zamieszkane przez ludzi, bo gdzieś tam ktoś może zorganizował imprezę taneczną. Kąpiel z pianką dla wybranki - koszt zerowy, można - jak już się rozluźni - wytargować z tydzień.

        Co byśmy jednak nie robili, jakich środków nie używali, nadchodzi dzień, od którego nazwę wzięła druga część Terminatora, Dzień Sądu. Dzień, w którym pokornie spuszczamy głowę, rozglądamy się, czy nikt znajomy nas nie widzi i idziemy z wybranką naszego serca (lub rozumu, zależy co kto preferuje) pokiwać się na parkiecie. Gdyż tańcem w żaden sposób nazwać się tego nie da.


* Kotku, Skarbie, Kochanie - ich perfidia w zmiękczaniu nas jest niezmierzona.
** Samo parsknięcie śmiechem oczywiście bolesne nie jest***, bolesny jest srogi kuksaniec w żebro chwilę PO parsknięciu śmiechem.
*** Chyba, że ktoś ma akurat złamane żebra.
**** Taniec na rurze jest, jak się okazuje, dyscypliną sportową. Nazywa się to poledancing. Od dziś nie gapimy się na laski na rurze, tylko oglądamy sport.