Latem roku tego, albo tamtego, nie pamiętam, odbył Jacek z przyjaciółmi wycieczkę do zaprzyjaźnionego miasteczka prowincjonalnego. Zaprzyjaźnione miasteczko prowincjonalne gości ze stolicy powitało fanfarami oraz umundurowaną specjalnie na tę okazję orkiestrą dętą.
Że ja przesadzam mówiąc "prowincjonalne"? A skąd. Toż oni sami siebie tak nazywają. Na co posiadam niepodważalny dowód fotograficzny.
Miasteczko, choć prowincjonalne to posiada jakiś dziwny budynek, który wszyscy odwiedzają, choć ani on kolorowy, ani ładny, ani nawet nie skończony, bo ciągle budują. Nie idzie im łatwo, jak widać. Nie starczyło na całość jednego materiału, to sztukują po kawałku. Co szczególnie widać na tym przesadnie wysokim murze. Czego oni się tam boją, że potrzebują takiego wysokiego muru?
Poniżej ten sam budynek z bliska, cobyście mogli się przyjrzeć dokładniej. Partactwo jakby szwagier po pijaku budował. Ściana południowa i wschodnia. Albo północna i zachodnia. Nie pamiętam.
Przez owo miasteczko prowincjonalne bardzo płynie płynie Oka jak Wisła szeroka… Tfu… Lata uwarunkowań we wczesnej podstawówce powodują automatyczne intonowanie niektórych pieśni po tym jak padnie słowo klucz. Kto przeżył ten wie i rozumie. Więc płynie płynie Oka jak Wisła szeroka… szlag. Więc majestatycznie toczy swe wody rzeka Wisła. Ta sama co w stolicy, tyle że w stolicy ładniejsza. No sami popatrzcie.
Co to niby ma być to takie brudno-zielone? No proszę Was. Nie to co Wisła w Warszawie. Woda błękitna, przezroczysta, że dno widać, aż się chce zanurzyć w jej chłodnych i kojących falach, zanurkować i podziwiać bogactwo życia jakiego i rafa koralowa by się nie powstydziła. Tak właśnie wygląda Wisła w stolicy. Tak. Kto widział to wie.
Miasteczko dumne jest z posiadania unikalnej gwary. Używanej tylko tam i tylko tam rozumianej. No popatrzcie, wielkimi literami ZARA (po polsku: wkrótce) otwarcie. Polska wersja ze wstydem napisana małymi literkami. Nie wiem co mają tam otworzyć, ale wiem, że wkrótce.
Miasteczko można zwiedzać samodzielnie np ulicą Grodzką. Ale uwaga, ulice strasznie zanieczyszczone. Przykład jeden wybrałem, najdrastyczniejszy, aby uzmysłowić Wam ich straszliwe braki w tej dziedzinie. Widzą wszyscy czy muszę tłumaczyć? Straszne, nie?
Jeśli ktoś nie lubi samodzielnie to zawsze może się przyłączyć do jakiejś grupy. Np do wycieczki fanów legendarnego i znanego na całym świecie zespołu Village People.
Szczególną estymą u tubylców cieszy się ptactwo z ginącego gatunku Columba livia urbana. Oni tam mają pomnik gołębia. A nawet dwóch gołębiów. Gołąbów. Gołębii? Poniżej pomnik dwóch ptaków oraz dostojny gołąb majestatycznie sunący przez miasto nie niepokojony przez tubylców.
Wycieczka w sumie udana. Na pozostałych zdjęciach udało się uchwycić wiele interesujących i przyciągających wzrok obiektów. Coby oszczędzić czasu i miejsca przygotowałem z owych zdjęć profesjonalny kolaż. Kolaż to takie coś gdy wszystkie zdjęcia są na jednym zdjęciu. Kolaż.
Gdyby się ktoś wybierał do owego prowincjonalnego miasteczka, którego nazwę pozwolę Wam odgadnąć, to radzę się spieszyć. Chodzą słuchy, że w sumie to ono jednak brzydkie jest i nikomu niepotrzebne i będą je rozbierać. Nawet już sprowadzili żurawie. Na jego miejscu ma powstać centrum handlowe czy coś tam.