Szanowni uczestnicy jubileuszowego 13-ego sympozjum na temat "Jak przeżyć z kobietą?". Drodzy koledzy, współtowarzysze niedoli. Tematem przewodnim dzisiejszego sympozjum jest SOS. Niech rozwinięcie tego skrótu pozostanie jeszcze przez chwilę tajemnicą.
Szanowni koledzy. Porozmawiamy sobie dzisiaj o seksie... Słucham? Tak, oczywiście, że można robić notatki... O seksie więc. Tajemnicą poliszynela jest, że liczni spośród nas miewają czasem tzw problem, nazywany w kobiecej prasie fachowej* "przedwczesnym wytryskiem". Ów "problem" urósł do takich rozmiarów, że nasi naukowcy postanowili wreszcie coś z tym zrobić. Gdy więc zakończyli już pasjonujące badania nad kolorem kłaczków w pępku, zakończyli liczenie aniołów na główce szpilki, udowodnili, że kobiety lecą na maczo zajęli się w końcu czymś istotnym. I istotnie, przeprowadziwszy istotne badania w istocie doszli do istotnego odkrycia. Otóż stwierdzili ponad wszelką wątpliwość, jednogłośnie, bezapelacyjnie, że problem tzw "przedwczesnego wytrysku" NIE ISTNIEJE! Tak, dobrze słyszycie, nie istnieje. Przebadawszy tysiące mężczyzn, przeczytawszy miliony ankiet doszli do wniosku, że nie może być problemem coś co żadnemu mężczyźnie nie sprawia kłopotu. Albowiem w seksie chodzi przecież właśnie o osiągnięcie satysfakcji, satysfakcję mężczyzna osiąga w momencie wytrysku, satysfakcja nie może być przedwczesna - ergo: nie ma żadnego problemu z przedwczesnym wytryskiem, każdy jest w samą porę.
Dowiedliśmy zatem, że problem nie leży po naszej stronie. Gdzież zatem może się on znajdować? Po stronie drugiej, którą to stronę zazwyczaj stanowi kobieta. Kobieta, stwór przedziwny, do osiągnięcia satysfakcji seksualnej potrzebujący gry wstępnej, czerwonego wina, świec, nastrojowej muzyki i mężczyzny. W takiej właśnie kolejności. W przeciwieństwie do mężczyzny, który do osiągnięcia satysfakcji seksualnej potrzebuje zazwyczaj tylko kobiety. Stroną zarzucającą mężczyznom przedwczesny wytrysk są kobiety. Tak, te same kobiety, dla których gra wstępna do wieczornego seksu zaczyna się rano. Te same, które by czuć się kochaną potrzebują kwiatów, sms-ów, czułych słówek, niespodzianek, kolacji, prezentów, troski, czułości, romantyzmu. W przeciwieństwie do mężczyzny, który by czuć się kochanym potrzebuje po prostu kobiety. Nie dziwota, że przy takich wymaganiach, trudno im osiągnąć satysfakcję z seksu. I tu na scenę wkracza wspomniany już SOS - Syndrom Opóźnionego Szczytowania. Jeśli bowiem udowodniono, że problem nie leży w mężczyznach zbyt szybko szczytujących to musi leżeć w zbyt wolno szczytujących kobietach. Nie w ich naturze jednak byłoby przyznanie nam racji, przyznanie się do swojej ułomności, o nie. W ich naturze leży odwracanie kota ogonem i zwalanie winy na nas. Robiły to z takim zaangażowaniem i przekonaniem, że przez długi czas nikomu z nas nie przyszło do głowy, że jak zwykle jesteśmy niewinni.
Od dziś, szanowni koledzy, w literaturze medycznej istnieje nowa jednostka chorobowa:
"Syndrom Opóźnionego Szczytowania - zaburzenie polegające na niemożności osiągnięcia satysfakcji seksualnej tak szybko jak partner. Opóźnienie może być niewielkie, wtedy zazwyczaj nie jest rozpoznawane przez chorą i pozostaje nieleczone. W ekstremalnym przypadku opóźnienie może dążyć do nieskończoności, co prowadzi do innego schorzenia - frustracji seksualnej (łac. frustritia sexuella maxima)."
Parafrazując bohatera filmu dokumentalnego "Dzień Niepodległości" - "Dziś jest nasz Dzień Niepodległości". Zapamiętajcie, zapiszcie jeśli macie słabą pamięć: cokolwiek by nie mówiły - to nie nasza wina.
*Pani domu, Viva, Twój Styl itp - przyp. autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz