piątek, 18 września 2020

Jak przeżyć z kobietą - kurs dla opornych cz. 22

    Czcigodni i szanowni koledzy (i koleżanki identyfikujące się jako koledzy), współtowarzysze ( i współtowarzyszki identyfikujące się jako współtowarzysze) szeroko rozumianej doli i niedoli. 

    W naszym życiu z niewiastami niewątpliwie naszego życia nadchodzi taki czas, że nasz urok osobisty, nasz zwierzęcy magnetyzm, czar, powab i słodkość przestają działać. Dla nieprzygotowanego mężczyzny zmiana ta… Och, nie, nie zmiana w nas, w nas się nic nie zmieniło. Zmiana następuje w odbiorze nas przez niewiastę niewątpliwie naszego życia. Już nie mówi “Misiu”, już nie mówi “bierz mnie, tygrysie”. Chce nas zamienić na innego zwierza. Tak, szanowni, zdewaluowaliśmy się. Dla nieprzygotowanego mężczyzny taka zmiana może być zabójcza. Ale na szczęście macie nas. Dzisiaj nauczymy się jak sobie poradzić, gdy kobieta chce innego słodziaka.

    Nadchodzi bowiem taki dzień nieuchronnie, w którym kobieta powie czule “Miśku…” - i tu czujność powinna skoczyć do poziomu maksymalnego. Zwykłe “Miśku” oznacza, że nastąpi jakieś trywialne polecenie, zwane dla niepoznaki prośbą. “Wynieś śmieci, skocz do żabki po jakiegoś browarka dla mnie, zawieź moją mamę do Międzyzdrojów” i takie tam trywialne polecenia. Prośbom z definicji można bezkarnie odmówić, trywialnym poleceniom zwanym dla niepoznaki prośbami szczerze odradzamy odmawiać. Przed nami i Wami jeszcze kilka lat życia, lepiej spędzić je we względnym spokoju. “Miśku…” zatem podstępne, a po nim nieuchronne “...może byśmy sobie sprawili pieska?

    Powiało grozą? Od razu powiem, że standardowa taktyka polegająca na udawaniu, że się nie słyszało, nie zadziała. Na śmieci i wieszanie prania działa, ale na pieska nie zadziała. Żeby niepotrzebnie nie ciągnąć nieuniknionego w nieskończoność - gdy pada takie zdanie jesteście już, szanowni, na pozycji przegranej i będziecie mieć psa. Tak. I nie ma szansy innej niż zawał, żeby tego uniknąć. Chwilowo. Bo jak tylko poczujecie się lepiej temat wróci nieubłaganie.

Cóż więc począć, jak żyć - zapytacie.
Głos z sali - “Cóż więc począć, jak żyć?

    Otóż, moi drodzy koledzy, nasi sowicie opłacani amerykańscy uczeni nie marnowali czasu i po latach badań wypracowali algorytm postępowania, aby w tej z góry przegranej sytuacji mieć jednak coś do powiedzenia. 

    Cóż zatem należy robić? Otóż w pierwszej kolejności należy odwlec nieuchronne jak długo się da. Po cóż mamy wstawać o 5, żeby wyjść z psem, od jutra, jeśli możemy od za miesiąc? Dozwolone są wszelkie środki - porozmawiamy jak wrócę z delegacji (w międzyczasie pod stołem sms do szefa, że jednak bardzo chętnie pojedziecie w delegację do klienta w Sosnowcu, nawet na tydzień), zastanowię się, nie mogę teraz rozmawiać, bo mam trudną sytuację w pracy, muszę wynieść śmieci (i zniknąć na tydzień), kupić papierosy, zrobić pranie, poodkurzać, wyprasować poprzednie pranie, wywiercić te dziury, o których mi przypominasz co pół roku, posprzątać garaż, pomalować mieszkanie, płytki na tarasie odpadają. Nie ograniczajcie się. To i tak da Wam co najwyżej tydzień.

    W następnej kolejności możemy podjąć heroiczną i skazaną na porażkę próbę podstępnego odwiedzenia niewiasty niewątpliwie Waszego życia od tego pomysłu poprzez znalezienie kandydata na pieska najdalej jak się da. Macie pecha, jeśli mieszkacie w Warszawie, bo stąd jest wszędzie góra 6 godzin drogi. Ale należy walczyć i szukać daleko. Na nic to się nie zda, po prostu dalej będziecie po niego lub nią jechać.

    Co dalej? Ponieważ nie ulega najmniejszym wątpliwościom, że większość obowiązków związanych z psem spadnie na Was, bo “właśnie pomalowałam paznokcie, już jestem w piżamie, pada śnieg, deszcz, grad, meteoryty, jest zimno, ciemno, gorąco, parno, za wcześnie, za późno…” dopilnować należy, aby stworzenie nie było brzydkie. Z dwóch powodów. Po pierwsze z brzydkim wstyd wychodzić. Po drugie za ładnym się dziewczyny oglądają. Co ma szczególnie znaczenie w moim i Waszym przypadkach, bo jak tak patrzę na salę to etap, kiedy dziewczyny oglądały się za nami mamy już dawno za sobą. Teraz zostało nam tylko oglądać się za nimi. A i to dyskretnie, bo niewiasty niewątpliwie naszego życia mają oczy dookoła głowy. Takie ewolucyjne udogodnienie, żeby lepiej pilnować dzieci w jaskini, gdy mąż - wojownik i predator - poszedł polować na tyranozaury. My patrzymy wąsko na cel, zwłaszcza ruchomy, i musimy się oglądać - taki archaiczny imperatyw. One nie muszą się oglądać, żeby wiedzieć, że się oglądamy. Więc piesek powinien być ładny. I mały. Przypominam, że to Wy w większości będziecie z nim wychodzić i po nim sprzątać. Wolicie po jamniczku czy dogu argentyńskim?

    Wybraliście więc najdalszą z możliwych hodowlę, w miarę ładną rasę, sprawdzacie cenę. Spadacie z krzesła, wstajecie i jeszcze raz sprawdzacie cenę. Jeszcze raz wstajecie i podejmujecie kolejną heroiczną i nieskuteczną próbę przekonania kobiety niewątpliwie Waszego życia, że może za te pieniądze lepiej kupić nowe mieszkanie. Nic to oczywiście nie daje. 

    Przystępujemy zatem do kolejnego etapu negocjacji - umowa. Wiadomo, że musi zostać spisana i podpisana przez wszystkich członków rodziny umowa dotycząca zakresów opieki nad psem. Dobrze sformułowana umowa zapewni spokój w domu, gdyż zawsze będzie wiadomo co i do kogo w związku z psem należy. Każdy z zaangażowanych członków rodziny musi mieć rozpisane szczegółowo kiedy przypada jego zadanie. Każde wyjście z psem musi zostać zaplanowane i przydzielone odpowiedniej osobie. Uwaga! Tylko u nas podpowiedź, która pozwoli Wam uniknąć niejednej, zakończonej oczywiście Waszą porażką, kłótni. Pierwszy rok psa należy rozpisać w najdrobniejszych szczegółach, z uwzględnieniem, że pies będzie szczeniakiem lejącym na wszystko z częstotliwością warszawskiego metra (przypominam: co 1:20 w godzinach szczytu). 
    Dobrze sformułowana umowa pozwoli Wam odnosić małe triumfy w kolejnych tygodniach, miesiącach i latach. Pozwoli uniknąć nieporozumień, zbędnych zatargów i zrzucania na Was 17-ego wyjścia dzisiaj. Ma być rozpisane kto karmi, kto sprząta, kto jeździ do weterynarza, do sklepu po jedzenie, kto wraca wcześniej z imprezy, bo trzeba wyjść z psem i kto nie jedzie na urlop, bo nie wpuszczają z psami.
    Targujecie się więc jak lew o każde wyjście i każde sprzątanie. Wreszcie jest! Umowa w ostatecznym kształcie. Każdy szczegół opisany, 1374 strony, na każdej parafka każdego z członków rodziny. Jeszcze tylko zdjęcie umowy i można ją wyrzucić do kosza.

    Gdyż jedynym elementem umowy, który będzie przestrzegany, będzie imię psa. Jedyną osobą, która będzie próbowała przestrzegać postanowień umowy będziecie, szanowni współtowarzysze niedoli, Wy. A próby wyegzekwowania jej przestrzegania na innych sygnatariuszach spotkają się w najlepszym przypadku z pobłażliwym uśmiechem. Doradzamy zatem dobrze zastanowić się nad imieniem, bo zostanie z Wami na długo.

    A potem cóż? Macie psa, radujcie się. On bowiem będzie się radował każdym Waszym powrotem do domu. Mogło być gorzej - niewiasta niewątpliwie Waszego życia mogła zażyczyć sobie kota. A kot na Wasze powroty do domu ma wywalone. Byle miska była pełna a kuweta pusta.

3 komentarze:

  1. Ze psem marki "jamnik karłowy" chodziłam głównie ja. Pierwszy spacer na ogół był około 9 rano- to był pies najpóżniej (z całego osiedla) wychodzący rano z domu. Ostatni spacer - około 24,00. A wyjście ze psem było dla męża głównie nagrodą- znasz to - owoc zakazany najbardziej nas ciekawi. To jakiego psa zafundowały Ci Twoje dziewczyny?
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hawańczyk. Skarpetkowy fet ysz ysta, jak tylko dorwie jakąś, to nie sposób dorwać jego, żeby mu odebrać. Musiałem użyć spacji w słowie na fet, bo - jak się okazuje - google cenzuruje bloggera i niektóre słowa są zakazane. Nawet użyte w niewinnym kontekście.

      Usuń
  2. uśmiałam się ;. zawsze miło czytam,, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń