czwartek, 22 grudnia 2016

Z cyklu: Wuj Jacek z podróży - Malta, część 2

         Położenie hotelu miało jedną wadę. W dwie strony było pod górkę, a w dwie się iść nie dało, bo mur, pole, kaktusy (dla niepoznaki zwane tutaj opuncjami). A propos kaktusów… Maltańczycy, ludek gospodarny i praktyczny, z braku zbóż i ziemniaków nauczyli się robić alkohol z kaktusów właśnie. W zasadzie z owoców kaktusów, ale to bez znaczenia.

Owoc kaktusa wygląda tak:



Cały natomiast kaktus z owocami wygląda tak (jak oni wpadli, że to może być jadalne, ba! pijalne, to pojęcia nie mam):



        Nazywa się to u nich 'likier z opuncji' . Co brzmi lepiej niż 'mizernej mocy alkohol z kaktusa'. Na szczęście krzewy winogron czasem jednak dają u nich owoce, bo można nabyć w każdym prawie sklepie maltańskie wina. W całkiem znośnej cenie i sympatycznie pieszczące podniebienie. Sprzedają je tutaj w restauracjach w półbutelkach. Tak to nazywają - 'half bottle', choć przecież bardziej odpowiednie byłoby 'small bottle'. Gdyż po zamówieniu half bottle dostajemy small bottle o objętości 0,375l, czyli połowę butelki normalnej. Bardzo to jest dobry pomysł, bo butelka do obiadu na dwie osoby to jednak sporo, a z małej wychodzi po dwa kieliszki. Idealnie.

Białe half bottle wygląda tak:
 


        Kelner nalał trochę i patrzy na mnie wyczekująco. Zanim się zorientowałem, że trzeba odprawić rytuał przez głowę przebiegały mi w tempie teleekspresu myśli przeróżne: 'czy powinienem mieć tu krawat?', 'mam coś na twarzy?', 'podobam mu się?', 'czy na pewno wyłączyłem żelazko?'. Ale się zorientowałem. Zrobiłem więc mądrą minę, łyknąłem odrobinę, wpierw powąchawszy (choć węch mam kategorii 17), po czym skinąłem porozumiewawczo głową, co w międzynarodowym języku kelnerów oznacza 'lej pan'. A wszystko to trzymając kieliszek profesjonalnie za stopkę. Za trzymanie za stopkę u kelnera od razu +5 do zajebistości.

         Położenie hotelu miało również jedną zaletę. Idąc od przystanku nie dało się nie przejść obok jednej całkiem sympatycznej knajpki. Znaczy formalnie to się dało. Jak się obeszło kościół z drugiej strony, to można było zamiast obok knajpy przejść obok cmentarza. Ale kto rozsądny chodzi w nocy koło cmentarza? Więc z jednej strony 20 metrów od kościoła cmentarz, z drugiej 15 metrów od kościoła knajpa. Z alkoholem, żeby nie było wątpliwości. I nikomu to nie przeszkadza.

A cmentarz ma 100m2 i wygląda tak:




         Po likierze z kaktusa, winie z winogron, pozostało jeszcze spróbować piwa. Na Malcie gdy prosicie o piwo to nie pytają 'jakie?', tylko 'zwykłe czy excel?'. Bo z automatu dają jedyne chyba lokalne piwo - Cisk. Z wyglądu, ze smaku i z brzmienia - nasze tyskie.

Maltańskie tyskie wygląda tak:



        Inne piwa dostaje się na specjalne życzenie. Do wyboru najczęściej: Heineken i Guinness. Ceny w knajpach zbliżone do cen w naszych knajpach. I wolno pić w tzw miejscach publicznych, o ile nie pije się bezpośrednio z butelki. Plastikowe kubeczki zatem sprzedają w każdym sklepie. W związku z czym można się szarpnąć romantycznie i wybrance swego serca (i rozumu) zaproponować romantyczny wieczór z romantycznym winem na romantycznej plaży romantycznego Morza Śródziemnego.

Romantyczne wino na plaży wygląda tak:



Koniec części drugiej, choć przecież nie ostatniej. Nie ma lekko.