Kwiecień był nudny. Nudny i złośliwy. Jak zrobiłem plany na sobotę, całkiem fajne plany, to całą sobotę lało. I się plany w tej wodzie roztopiły. Aż się boję robić plany na weekend majowy. Ja przeżyję, mogę siedzieć w domu, mam co robić. Ale deszcze zepsuje plany i Wam, a tego byśmy, prawda, nie chcieli.
Co u mnie? Ciągle nic. Za dwa tysiące lat ktoś określi te lata w historii ludzkości jako “Wielka Nuda”. Coś jak “Wielkie Wymieranie Gatunków” pod koniec plejstocenu, tylko bez wymierania gatunków. Znaczy gatunki wymierają, dość szybko nawet, ale nie ma to nic wspólnego ze mną.
Odbyłem sentymentalną podróż w rodzinne strony w celu spędzenia tzw świąt z rodziną. Podróż powrotna była intrygująca. Kierowcy jechali z nieoczekiwanie regulaminową prędkością. Myślałem, że może radiowóz jedzie na czele kolumny, ale nie. Po prostu wszyscy na raz stwierdzili, że pojadą nieprzyzwoicie wolno. Czyli 50 tam gdzie wolni jechać 50, 90 tam gdzie wolno jechać 90. Zamiast standardowo: 90/50 i 130/90. Czułem się jak w pielgrzymce. Nie żebym kiedyś był na pielgrzymce, po prostu snuliśmy się smętnie znudzeni drogą. Coś strasznego.
Z kolegami przy piwie zeszło nam raz na rozmowy o miłości. Tak, rozmawiamy nie tylko o rzeczach praktycznych (jak zimna fuzja czy teleportacja), ale i o takich pierdołach jak miłość. O cóż się rozchodziło? Ano rozchodziło się o to co to właściwie jest miłość. I czy sama miłość wystarczy do szczęścia. Wiadomo, że gdzie Polaków dwóch tam trzy zdania na jeden temat. Nas było czterech więc zdań osiemnaście.
Sama miłość do szczęścia oczywiście nie wystarczy. Nawet nie trzeba tego uzasadniać. To oczywiste. Choć nikt tak naprawdę nie wie co to takiego miłość. Zapytaj 1000 ludzi - dostaniesz 1000 różnych odpowiedzi. Och, oczywiście powtórzą się banały o czułości, troskliwości, chemii, wspieraniu się, zaufaniu, ale oprócz tego każdy dołoży coś od siebie. Uśmiech o poranku, muśnięcie dłoni niby przypadkowe, kartka na lodówce z wyznaniem miłości i uśmieszkiem, prezent-niespodzianka bez okazji i 996 innych.
Co to jest miłość dla Was? Czy sama miłość wystarczy do szczęścia i dlaczego nie? Co cenniejsze: miłość jednej osoby czy przyjaźń kilku? Czy warto poświęcić przyjaźń dla miłości? Czy warto odwrotnie? Czy miłość można znaleźć, czy sama się po prostu trafia tym co mają szczęście (lub pecha, powiedzą niektórzy)? Jeśli można znaleźć to jak się jej szuka? Czy można pokochać przyjaciela lub zaprzyjaźnić się z kimś, kogo się kocha? Czy mężczyzna może przyjaźnić się z kobietą platonicznie całkowicie, czy któreś z nich cierpi z powodu nieszczęśliwego zakochania?
Zaprawdę powiadam Wam - 3. rano po kilku piwach to najlepsza pora na szukanie odpowiedzi na takie pytania ;) Odpowiedzi te i tak są oczywiście bez sensu. Przecież i tak każdy musi sobie odpowiedzieć sam.