Więc - choć czasem trudno w to uwierzyć - jest zima i jest zimno. Nawet bywa śnieg. Co niektórym szaleńcom nie przeszkadza biegać. Ale żeby tam po prostu biegać. To by było trywialne. Więc wymyślili sobie - uwaga - Runmageddon. Takie niby odniesienie do armageddonu, czaicie? Że niby trudne jak diabli i niszczące. Pomyślałem “A pojadę, zobaczę o co - nomen omen - biega” (gdyż myślę pięknie, czasem wtrącając sentencje łacińskie). Jako pomyślałem, tak uczyniłem. I przybywszy na miejsce, i zobaczywszy cóż tym nieszczęśnikom przygotowano pomyślałem - “O ku… pardon… O kyrie eleison” (a czasem greckie).
Kontener... |
...z wodą |
Zgadujemy zatem, że na twarzy owego zapatrzonego w zawartość kontenera nieszczęśnika nie maluje się wyraz zachwytu, ale raczej coś w stylu “O ku… pardon… O kyrie eleison”. Niektórym zapomniano powiedzieć, że za styl dodatkowych not nie przyznają, więc skakali do tego na główkę albo na bombę. Tak. Składam ten brak rozsądku na zmęczenie po około 6 kilometrach pokonanych wcześniej.
W dalszej kolejności już lajcik. Czołganie pod armatą (czy tam haubicą), bieg wśród rażących prądem wiszących sznurków, wbieganie pod górkę śliską jak diabli, po czym z tej górki zjazd na tyłkach (tudzież w przypadku płci na starcie biegu jeszcze pięknej - na zgrabnych niewątpliwie tyłeczkach), pokonanie namiotu szczelnie wypełnionego gryzącym w oczy dymem i jako wisienka na torcie - przedarcie się przez barykadę stworzoną z żołnierzy w pełnym rynsztunku.
I ja tam byłem, miodu i wina nie piłem, bo nie było, ale zdjęcia robiłem. A nie jest praca fotografa łatwa, powiadam Wam.
To też nie ja, proszę się nie ekscytować. Ale byłem blisko. |
Ile im za to płacą? - zapytacie. Nie ‘im’ otóż tylko ‘oni’. Tak, to niewiarygodne, ale są ludzie (całkiem dużo ludzi, jakieś półtora tysiąca), którzy zapłacili za to, żeby ich gonić w transzejach, przez bunkry, przez kontener z wodą, przeczołgać pod armatą, popieścić prądem, zatruć dymem, poobijać przez żołnierzy i nie wiem co tam jeszcze było na poprzednich 5,5 kilometrach. Naprawdę. Oni to dobrowolnie.
Jacuniu, po wyniku ostatnich wyborów to już mnie niewiele rzeczy zadziwia. Przynajmniej robili to własnym kosztem, a nie kosztem całego społeczeństwa. No cóż- gusta są wszak różne.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Ależ ja nie potępiam, absolutnie. Tylko się nadziwić nie mogę, jakie to ludzie mają hobby. I im wszystkim autentycznie sprawiało to przyjemność.
UsuńJa się nawet nie dziwię, że się dziwisz... Pasja. Takie słowo. Poszukaj se w słowniku.
OdpowiedzUsuń"Pasja (łac. passio cierpienie, męka) – fragmenty Ewangelii opowiadające o męce Pańskiej – ostatnich 12 godzinach życia Jezusa Chrystusa, od pojmania w Ogrójcu do śmierci na krzyżu na wzgórzu zwanym Golgota."
UsuńNie widzę związku. :D
Rozumiem takie ciagotki, bo kiedys dawalam sie namowic na kazda przygode, w ktorej mozna bylo zarobic guza. A ze ludzie za to placa? Oszczedzaja czas, ktorego obecnie nikt nie ma za duzo. Mysle ze z pasja to nie ma nic wspolnego, to raczej szybkie i sprawnie zorganizowane odreagowywanie stresu czy tez dawanie upustu nagromadzonym emocjom. Wlasnie tak, szybko i sprawnie z maksymalnym efektem.
OdpowiedzUsuńP.S. Jacek, Ty nie musisz wtracac obcych slowek, bo Ci ich nie brakuje. Zostaw to prosze, dla takich jak ja ;)
No nie wiem czy tylko o odreagowanie chodziło. Oni wszyscy naprawdę wyglądali na zadowolonych.
UsuńA słówek będę używał, zgodnie z sentencją: "Quidquid latine dictum sit, altum videtur." ;)
Ja tam zawsze jestem zadowolona jak odreaguje��.
OdpowiedzUsuńJa się nie dziwię, ja im trochę zazdroszczę tego apetytu na życie, bo sama pewnie nie odważyłabym się wziąć w tym udziału...
OdpowiedzUsuńAlicja;)
49 yr old Software Consultant Emma Ducarne, hailing from Sioux Lookout enjoys watching movies like Comanche Territory (Territorio comanche) and Vacation. Took a trip to Su Nuraxi di Barumini and drives a Ferrari 375 MM Berlinetta. zrodlo artykulu
OdpowiedzUsuń