Cóż Jacek porabiał, jak go nie było? Jacek porabiał wiele rzeczy. Ale głównie był na urlopie. Tak, znowu. Nad morzem. Polskim. Tak, znowu. A że Jacek, jako osoba piasku i wody morskiej unikająca, niewiele miał na plaży do roboty, to robił zdjęcia. Kto ma facebooka to już widział. Kto nie ma to zobaczy. W wersji extended edition. Zapraszamy zatem Państwa na fotoreportaż pod tytułem: “co na plaży robi informatyk?”.
A informatyk na plaży, przypomnę, wygląda tak:
Dzień pierwszy. W którym Jacek z kobietami swego życia przybywa na plażę. Oraz odciska na tej plaży ślad swego żywota. Zagadka dla dociekliwych: na poniższym obrazku wskaż, który ślad to ślad jackowego żywota.
Dzień drugi. W którym Jacek dotyka piasku bosą stopą. Oraz poznaje rozkosze/męki (niepotrzebne skreślić) plażingu. I to bladym świtem, bo już o 11:45 zajmował tradycyjną pozycję półleżącą tyłem do słońca. Zadając sobie w myślach pytanie z tytułu: Elektryczne gitary - Co ty tutaj robisz.
Złota myśl: Urlop jest wtedy, gdy nie usuwasz budzika z 5:45 żeby móc wyłączyć go rano i z dziką rozkoszą pójść dalej spać.
Odwiedziny Jacka na plaży polubiło 11733 komary.
Wróć. 11732 komary.
Po południu dnia drugiego Jacek, zmęczony wielogodzinnym plażingiem, udał się do miejscowości okolicznej.
Wieczorową porą Jacek odwiedził plażę ponownie, aby upewnić się ze smutkiem, że ona ciągle tam jest. I dziwne tam mają chmury. Czym oni je karmią? Na zdjęciu: odrzutowy słoń.
Dzień trzeci. W którym Jacek podziwia okoliczności przyrody... (A okoliczności przyrody to oni tam mają piękne. I nawet taki malkontent jak Jacek nie może powiedzieć, że nie.)
...oraz bierze teren bezpański w posiadanie.
“Na mocy prawa parawaningu, paragraf 5, punkt 3 - niniejszym biorę tę ziemię w posiadanie.”
Dzień czwarty. W którym morze postanawia obmyć szlachetne stopy Jacka.
Z cyklu: Poranki z modą na plażę.
Doskonała kompozycja wrzosowej (czytaj: jasny fioletowy) barwy gustownego płaszcza przeciwsłonecznego (czytaj: ręcznika) doskonale komponuje się z gradientowym (czytaj: taki kolor co się zmienia) niebieskim kolorem markowych okularów Polarized Prius CE.
Model: Jacek.
Fotograf: JacekPhotography.
Makijaż: własny modela.
Komentarz znaleziony w lokalnej gazecie o wielomilionowym nakładzie: “Stylizacja, która wygrała konkurs mody plażowej imponuje świeżością i awangardowością. W połączeniu ze szlachetnym obliczem modela wyznacza nowe trendy. Nadciąga nowa era.”
Dzień piąty. W którym Jacek anonimowo wybrał się na Hel. Nie mylić z Hell, dokąd chętnie wysłałoby Jacka kilka osób.Niestety został rozpoznany przez ludność tubylczą, która to ludność tubylcza z okazji odwiedzin Jacka postanowiła urządzić paradę i festyn. Oraz obdarować go kluczami do miasta. Oraz przez aklamację mianować burmistrzem. Niestety musiałem odmówić, obowiązki plażowe wzywają. Na zdjęciu: jakiś dziwny traktor.
Oraz, na specjalne życzenie prezydenta Obamy, wpadliśmy na chwilę z wizytą do tajnego ośrodka szkoleniowego amerykańskich sił specjalnych SEALs. Największe wrażenie zrobił szef tego ośrodka o swojskim pseudonimie Bubas.
Dzień szósty. W którym Jace zażywa relaksu. Co dziwne, na plaży. Gdyż odkrył, iż całkiem niedaleko, całkiem niedrogo mają takie doskonale chroniące przed palącym słońcem Kalifornii... wróć, rozmarzyłem się... przed palącym słońcem Juraty kosze plażowe. W dodatku z dostępem do szlachetnego trunku.
Dzień siódmy. W którym Jacek zarządza koniec plażowania i rusza na podbój oceanów. Drżyj Neptunie. (tu jakiś dramatyczny dżingiel) (albo demoniczny śmiech)
Dzień siódmy późnym wieczorem. Przemyślenia. Jedzie człowiek 450 km żeby uniknąć sąsiada walącego w ścianę, gdy się ów człowiek zagada przy winie ze znajomymi. I co wspomniany człowiek zastaje na miejscu? Sąsiada walącego w ścianę, gdy się ów człowiek zagada przy winie ze znajomymi. Oni jakiś klub mają czy coś?
Dzień ósmy. W którym Jacek po podbiciu oceanu ze skruchą wraca na plażę. Kobieta kazała i spojrzała groźnie. Jest usprawiedliwiony. Plaża niemalże pusta. Z nudów od niechcenia buduje budowlę, którą miejscowa ludność za jakiś czas uzna za cud architektury oraz miejsce święte.
Jak w każdej starożytnej budowli, tak i w tej kryje się zagadka. Co roku, 28 sierpnia, o godzinie 17:33 na murach po zacienionej stronie ukazuje się inskrypcja następującej treści:
"Niestrudzony wędrowcze, choć miejsce to wydaje Ci się spokojne i bezpieczne, nie odkładaj swego telefonu ani na chwilę. Wciąż krążą tu bowiem duchy nieszczęśników, którzy nie wykazali się odpowiednią dozą przenikliwości. Albowiem skoro tu wkroczyłeś zagadkę rozwiązać musisz. Nic bzdurnego w stylu 'co rano chodzi na czterech nogach, w południe na dwóch, a wieczorem na trzech?'. Nie, do rozwiązania mojej zagadki nie trzeba używać koszmarnych i mocno naciąganych metafor. Wystarczy elementarna znajomość fizyki oraz zdrowy rozsądek. Zastanów się dobrze wędrowcze, albowiem prawidłowa odpowiedź zapewni Ci wdzięczność smoka, a po udzieleniu odpowiedzi błędnej zostaniesz pożarty przez księżniczkę. Czy jesteś gotów, wędrowcze? To pytanie kurtuazyjne, gdyż wyjścia stąd są tylko dwa: albo na grzbiecie smoka albo przez żołądek królewny.
Zagadka zatem:
Widzisz przed sobą, wędrowcze, trzy wieże. Wieże te, jak widzisz, pozbawione są okien. W jednej mieszka smok. W drugiej księżniczka. I widzisz, wędrowcze, przed sobą trzy przyciski. Jeden włącza żarówki u smoka, drugi u księżniczki. Zadaniem Twoim jest odgadnąć, który przycisk włącza żarówki w środkowej wieży. Bardzo ładne żarówki. Będzie Ci potem dane wejść, dotknąć i podziwiać kunszt starożytnych mistrzów. A potem, w zależności od Twojej odpowiedzi, spotkasz się że smokiem lub z księżniczką. Przy czym to drugie spotkanie będzie raczej krótkie. Możesz używać przycisków do woli, gdy jednak otworzysz drzwi do środkowej wieży i zajrzyj do środka, musisz udzielić odpowiedzi. Jaka zatem jest Twoja odpowiedź, wędrowcze?"
Dzień ostatni. W którym Jacek porzuca zatęchłe, nadmorskie powietrze i wraca w znajome warszawskie strony. Po zamku, rozdeptanym przez tubylców podczas składania darów, pozostały tylko mokre zgliszcza.
----------------------------------
Ha! Zdążyłem we wrześniu!