Dochodzą mię słuchy, iż pojawiły się słuchy, iż blog ów ten umiera. Niniejszym dementuję owe kalumnie. Blog żyje i żył w swej zieloności będzie. Do samego końca. Mojego albo jego.
Ja natomiast, jako osoba w wieku już podeszłym, tak, podeszłym, szukam miejsca na emeryturę. Takiego gdzie dziewczyny gorące (choć tylko popatrzeć już zostało), wino schłodzone (tego mi jeszcze nie odebrano), a temperatury znośne przez cały rok. No i w poszukiwaniach swych popatrzajta co znalazłem:
Chlip. Aż się wzruszyłem. Wprawdzie nic nie piszą o dziewczynach i o winie, ale bądźmy szczerzy - dla nas, starych ludzi, liczy się najbardziej, żeby ogrzać gnaty. Od stycznia do grudnia temperatura pomiędzy 24 a 29 stopni. W nocy od 15 do 22 stopni. W wodzie od 19 do 23 stopni. A w Polsce w sierpniu bywało 9. Tak, gdzieś tam jest mój dom.
Ach, bo mnie tu szturchają, żeby powiedzieć co w święta i jak Sylwester. Sylwester dziękuje, ma się dobrze, a w święta tradycyjnie odpoczywałem. Gdyż jako słabo wierzący wdzięczny jestem katolikom za te dodatkowe dni wolne w roku. I uważam, że w ramach równouprawnienia dni święte wszystkich religii powinny być wolnymi od pracy. Dlaczego mielibyśmy dyskryminować pastafarian (zarejestrowali ich w końcu?), dla których dniem świętym jest, o ile się nie mylę, piątek. Bardzo bym sobie cenił wolny piątek. Albo wyznawców boga kraba z jakiejś zapyziałej wysepki na Pacyfiku, którzy świętują każdy pierwszy tydzień po pełni księżyca. Albo dni święte pozostałych kilkuset religii, z których każda uważa się za jedyną prawdziwą, a swojego boga/bogów za wszechmocnego i wszystkowiedzącego. Tak, w tym temacie jestem za pełnym równouprawnieniem.