To doprawdy karygodne. Jak tak można znikać na cały miesiąc bez słowa. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Może oprócz tego, że mi się nie chciało.
Parafrazując słowa znanej piosenki o komarach i muchach (dla niewtajemniczonych: tutaj) mógłbym zaśpiewać, gdybym oczywiście śpiewał, bo śpiewacy pozbawieni kompletnie talentu stanowili na polu namiotowym klęskę nie mniejszą niż wspomniane już komary i muchy, mógłbym zatem zaśpiewać ale nie zaśpiewam piosenkę zaczynającą się od słów:
Będąc młodym* jeszcze pewnie zakładałem,
że ludzie to jednak z natury dobre stworzenia są**.
I tylko czasem przydarzają im się złe okoliczności.***
* Dodanie, że byłem również piękny i inteligentny, które to cechy wcale nie przełożyły się na powodzenie u płci przeciwnej, zakłóciłoby subtelną harmonię tego trójwiersza.
** Tak, widzę, że się nie rymuje. I co?
*** Aż mi prawie haiku wyszło.
Potem opuściłem przedszkole i zacząłem zauważać barwy inne niż różowa. I już nigdy nie będzie takiego lata, nigdy straż pożarna nie będzie tak szybka i sprawna, nigdy papieros nie będzie tak smaczny a wódka taka zimna i pożywna, nigdy nie będzie tak ślicznych dziewczyn... (dla zainteresowanych: tutaj, polecam, Boguś śpiewa). Tak, moi mili, podstawówka i liceum nauczyły mnie, że nie ma czegoś takiego jak dobra ludzkość i zła ludzkość. Złamanych serc nie zliczę, fałszywych kolegów też nie, o fałszywych dziewczynach nie wspominając.
Ciągle jednak w naiwności swej nie dopuszczałem myśli, że można być złym bezinteresownie, że może istnieć zło czyste, wcielone, nieskrępowane. Długo i uparcie, wbrew znakom na niebie i ziemi, tkwiłem w tym naiwnym przekonaniu. Poddaję się. Dłużej tak nie można. Czas się przyznać do porażki, czas przyznać, że ludzie nie są z natury dobrzy. Nie są nawet neutralni. Czas przyznać, że ludzie z natury są źli. Do szpiku kości, od czubka głowy do koniuszka małego palca u nogi, od poranku do zmroku i od zmroku do poranka. Zawsze i wszędzie. Potrzebujecie dowodów? Włączcie Onet, Gazetę, TVP, TVN, cokolwiek. Zobaczcie co się dzieje nawet w tzw cywilizowanych krajach gdy ludzie przez chwilę nie czują policyjnego bata nad głową. Londyn, zamieszki w centrum miasta, rabowanie sklepów, podpalanie samochodów, napady. Paryż, co kilka lat zamieszki w peryferyjnych dzielnicach. Warszawa, mistrzostwa Europy, wybryki stada dzikusów. Nie wspominając o krajach dzikich. Ukamieniowania przez tłum zanim policja zdąży przyjechać. Kobieta-terrorystka opowiadająca w telewizji jak cieszyła się gdy docierały informacje o wzrastającej liczbie ofiar podłożonej przez nią bomby. Nienawiść w najczystszej postaci. Nienawiść do zupełnie obcych ludzi tylko z powodu tego, że mieli nieszczęście urodzić się kilka kilometrów dalej, w innym kraju, w innym ustroju, w innej religii.
Daleko szukać nie trzeba. Kojarzycie babkę, która na Youtube miała kanał, który nazwała katolickim głosem w internecie? Ilość jadu, jaka na nią spłynęła przeraziła chyba autorów tego eksperymentu. Bo to eksperyment był socjologiczny. A ona przecież robiła tylko to co wolno jej w wolnym kraju - wyrażała swoje poglądy. A internauci ją zjedli żywcem. Razem z butami, moherowym beretem, ze stołem, na którym stał jej komputer. Internauci, młodzież, przyszłość tego narodu, w osiemdziesięciu kilku procentach katolicka rzygnęli na nią taką ilością “miłości”, że chyba dobrze, że ktoś się połapał, że to podpucha bo by ją jeszcze znaleźli i naprawdę zrobili krzywdę.
Jesteśmy źli z natury, trzeba to przyznać, bo tylko wtedy będzie można coś z tym zrobić. Tylko groźba nieuchronnej kary powstrzymuje nas od okrucieństwa. Ale dajcie nam wolną rękę i drżyjcie narody. Znacie eksperyment więzienny dra Zimbardo? Kilkudziesięciu losowo wybranych studentów, zdrowych na ciele i umyśle, podzielił na dwie grupy - strażników i więźniów. Zaplanowany na dwa tygodnie eksperyment trzeba było przerwać po tygodniu, bo sadyzm strażników groził, że dojdzie do prawdziwej tragedii. Wystarczył tydzień świadomości posiadania nieograniczonej władzy nad innymi ludźmi aby przeciętni studenci zamienili się w sadystów. A oni wiedzieli, że to eksperymet, że są obserwowani, że za dwa tygodnie to się skończy i więźniowie i strażnicy razem pójdą do szkoły. To spróbujcie sobie teraz wyobrazić co się dzieje gdy to nie jest eksperyment.
Albo eksperyment dra Milgrama badający nasze posłuszeństwo wobec autorytetów. Badani sądzili, że aplikują jakiejś osobie wstrząsy elektryczne począwszy od 15V aż do 450V (co jest ponoć dawką śmiertelną). Mniejsza o szczegóły, kto chce to sobie znajdzie. Milgram sądził, że co najwyżej 0,1% badanych zaaplikuje maksymalną dawkę. Jakżesz się pomylił. Badani sądzili, że słyszą krzyki ofiary, ale przez eksperymentatorów byli namawiani (nienachalnie, tak wyglądało na filmie) do zwiększania dawki, bo ofiara źle rozwiązywała test. Waszym zdaniem ile procent osób doszło do maksymalnej (przypominam: śmiertelnej) dawki? Bo Milgram był w szoku. Ponad 50% badanych doszło do konca skali. Co drugi zabiłby niewinną osobę tylko dlatego, że eksperymentator zachęcał do kontunuacji.
Jesteśmy z natury źli i głupi. Potrzebujemy nad sobą bata, potrzebujemy widzieć, że jest ktoś kto za złe uczynki nas ukaże. I nie hipotetyczny Bóg. Tak naprawdę niewielu z nas wierzy, że po śmierci nasza hipotetyczna dusza zostanie rozliczona. Nie, potrzebujemy bata tutaj, na ziemi, natychmiast. Z jakim rozrzewnieniem Polacy wspominają RP numer II, Piłsudskiego. A przecież facet, nie ujmując mu innych zasług, doprowadził do wojny domowej, obalił legalny rząd, stworzył obóz koncentracyjny, do którego wysyłał ludzi bez wyroku sądowego, uważał posłów za osłów i powiedział, że “Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy”. A mimo to wielkim bohaterem jest. Dlaczego? Nie znajduję wytłumaczenia innego niż to, że trzymał Polaków za pysk.
Jesteśmy z natury źli i głupi. Jesteśmy gatunkiem, który mieni się inteligentnym, a który eksterminuje się hurtowo. Jesteśmy gatunkiem, który mieni się humanitarnym a wymyślił bombę atomową, gazy bojowe, obozy koncentracyjne (w sumie bomba atomowa w tym zestawieniu wydaje się najbardziej humanitarna). Niszczymy siebie, swoje środowisko, swoją planetę. Dlaczego do wojny atomowej nie doszło? Bo obie strony wiedziały, że tego nie przetrwają. Gdyby nie równowaga sił dziś w miejscu Moskwy albo Waszyngtonu ziałyby radioaktywne dziury. Jeśli we wszechświecie istnieją inne inteligentne istoty (a biorąc pod uwagę wielkość wszechświata nie mam wątpliwości, że istnieją) to na ich mapach Ziemia oznaczona jest jako strefa zakazana.
Dlaczego furorę w internecie robią zdjęcia pokazujące proste, dobre rzeczy? Człowieka oddającego buty bezdomnemu, dwójkę chłopców wyciągających owieczkę z kanału, dziewczynę pomagającą zmęczonej koleżance minąć linię mety, strażaka ratującego kota z płonącego domu, bezdomnego oddającego znalezione 50 000? Dlaczego trudno nam powstrzymać łzy oglądając te głupie, proste, nie wymagające milionowych nakładów, dobre uczynki? Bo w środowisku, które sami sobie stworzyliśmy, wrogim, czekającym tylko by wbić nam nóż w plecy potrzeba nam takich obrazków jak przysłowiowej kani przysłowiowego dżdżu. Potrzebujemy świadomości, że można być bezinteresownie dobry, bez znaczenia czy patrzą na nas dziesiątki kamer czy nikt nie widzi. Potrzebujemy nadziei. Dobrzy ludzie, przytłoczeni przez wszechogarniające zło potrzebują nadziei, potrzebują wiary, że dobro istnieje jednak. Bo istnieje. U Zimbardo było kilku strażników, którzy nie byli bezmyślnie okrutni, wręcz pomagali więźniom. Ale zło dominowało, bo dobro bało się reagować. U Milgrama byli badani, którzy przerwali test gdy słyszeli, że ofiara cierpi. Można? Można. Więc dlaczego to takie trudne?
I tym optymistycznym akcentem dobranoc Państwu.
** Tak, widzę, że się nie rymuje. I co?
*** Aż mi prawie haiku wyszło.
Potem opuściłem przedszkole i zacząłem zauważać barwy inne niż różowa. I już nigdy nie będzie takiego lata, nigdy straż pożarna nie będzie tak szybka i sprawna, nigdy papieros nie będzie tak smaczny a wódka taka zimna i pożywna, nigdy nie będzie tak ślicznych dziewczyn... (dla zainteresowanych: tutaj, polecam, Boguś śpiewa). Tak, moi mili, podstawówka i liceum nauczyły mnie, że nie ma czegoś takiego jak dobra ludzkość i zła ludzkość. Złamanych serc nie zliczę, fałszywych kolegów też nie, o fałszywych dziewczynach nie wspominając.
Ciągle jednak w naiwności swej nie dopuszczałem myśli, że można być złym bezinteresownie, że może istnieć zło czyste, wcielone, nieskrępowane. Długo i uparcie, wbrew znakom na niebie i ziemi, tkwiłem w tym naiwnym przekonaniu. Poddaję się. Dłużej tak nie można. Czas się przyznać do porażki, czas przyznać, że ludzie nie są z natury dobrzy. Nie są nawet neutralni. Czas przyznać, że ludzie z natury są źli. Do szpiku kości, od czubka głowy do koniuszka małego palca u nogi, od poranku do zmroku i od zmroku do poranka. Zawsze i wszędzie. Potrzebujecie dowodów? Włączcie Onet, Gazetę, TVP, TVN, cokolwiek. Zobaczcie co się dzieje nawet w tzw cywilizowanych krajach gdy ludzie przez chwilę nie czują policyjnego bata nad głową. Londyn, zamieszki w centrum miasta, rabowanie sklepów, podpalanie samochodów, napady. Paryż, co kilka lat zamieszki w peryferyjnych dzielnicach. Warszawa, mistrzostwa Europy, wybryki stada dzikusów. Nie wspominając o krajach dzikich. Ukamieniowania przez tłum zanim policja zdąży przyjechać. Kobieta-terrorystka opowiadająca w telewizji jak cieszyła się gdy docierały informacje o wzrastającej liczbie ofiar podłożonej przez nią bomby. Nienawiść w najczystszej postaci. Nienawiść do zupełnie obcych ludzi tylko z powodu tego, że mieli nieszczęście urodzić się kilka kilometrów dalej, w innym kraju, w innym ustroju, w innej religii.
Daleko szukać nie trzeba. Kojarzycie babkę, która na Youtube miała kanał, który nazwała katolickim głosem w internecie? Ilość jadu, jaka na nią spłynęła przeraziła chyba autorów tego eksperymentu. Bo to eksperyment był socjologiczny. A ona przecież robiła tylko to co wolno jej w wolnym kraju - wyrażała swoje poglądy. A internauci ją zjedli żywcem. Razem z butami, moherowym beretem, ze stołem, na którym stał jej komputer. Internauci, młodzież, przyszłość tego narodu, w osiemdziesięciu kilku procentach katolicka rzygnęli na nią taką ilością “miłości”, że chyba dobrze, że ktoś się połapał, że to podpucha bo by ją jeszcze znaleźli i naprawdę zrobili krzywdę.
Jesteśmy źli z natury, trzeba to przyznać, bo tylko wtedy będzie można coś z tym zrobić. Tylko groźba nieuchronnej kary powstrzymuje nas od okrucieństwa. Ale dajcie nam wolną rękę i drżyjcie narody. Znacie eksperyment więzienny dra Zimbardo? Kilkudziesięciu losowo wybranych studentów, zdrowych na ciele i umyśle, podzielił na dwie grupy - strażników i więźniów. Zaplanowany na dwa tygodnie eksperyment trzeba było przerwać po tygodniu, bo sadyzm strażników groził, że dojdzie do prawdziwej tragedii. Wystarczył tydzień świadomości posiadania nieograniczonej władzy nad innymi ludźmi aby przeciętni studenci zamienili się w sadystów. A oni wiedzieli, że to eksperymet, że są obserwowani, że za dwa tygodnie to się skończy i więźniowie i strażnicy razem pójdą do szkoły. To spróbujcie sobie teraz wyobrazić co się dzieje gdy to nie jest eksperyment.
Albo eksperyment dra Milgrama badający nasze posłuszeństwo wobec autorytetów. Badani sądzili, że aplikują jakiejś osobie wstrząsy elektryczne począwszy od 15V aż do 450V (co jest ponoć dawką śmiertelną). Mniejsza o szczegóły, kto chce to sobie znajdzie. Milgram sądził, że co najwyżej 0,1% badanych zaaplikuje maksymalną dawkę. Jakżesz się pomylił. Badani sądzili, że słyszą krzyki ofiary, ale przez eksperymentatorów byli namawiani (nienachalnie, tak wyglądało na filmie) do zwiększania dawki, bo ofiara źle rozwiązywała test. Waszym zdaniem ile procent osób doszło do maksymalnej (przypominam: śmiertelnej) dawki? Bo Milgram był w szoku. Ponad 50% badanych doszło do konca skali. Co drugi zabiłby niewinną osobę tylko dlatego, że eksperymentator zachęcał do kontunuacji.
Jesteśmy z natury źli i głupi. Potrzebujemy nad sobą bata, potrzebujemy widzieć, że jest ktoś kto za złe uczynki nas ukaże. I nie hipotetyczny Bóg. Tak naprawdę niewielu z nas wierzy, że po śmierci nasza hipotetyczna dusza zostanie rozliczona. Nie, potrzebujemy bata tutaj, na ziemi, natychmiast. Z jakim rozrzewnieniem Polacy wspominają RP numer II, Piłsudskiego. A przecież facet, nie ujmując mu innych zasług, doprowadził do wojny domowej, obalił legalny rząd, stworzył obóz koncentracyjny, do którego wysyłał ludzi bez wyroku sądowego, uważał posłów za osłów i powiedział, że “Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy”. A mimo to wielkim bohaterem jest. Dlaczego? Nie znajduję wytłumaczenia innego niż to, że trzymał Polaków za pysk.
Jesteśmy z natury źli i głupi. Jesteśmy gatunkiem, który mieni się inteligentnym, a który eksterminuje się hurtowo. Jesteśmy gatunkiem, który mieni się humanitarnym a wymyślił bombę atomową, gazy bojowe, obozy koncentracyjne (w sumie bomba atomowa w tym zestawieniu wydaje się najbardziej humanitarna). Niszczymy siebie, swoje środowisko, swoją planetę. Dlaczego do wojny atomowej nie doszło? Bo obie strony wiedziały, że tego nie przetrwają. Gdyby nie równowaga sił dziś w miejscu Moskwy albo Waszyngtonu ziałyby radioaktywne dziury. Jeśli we wszechświecie istnieją inne inteligentne istoty (a biorąc pod uwagę wielkość wszechświata nie mam wątpliwości, że istnieją) to na ich mapach Ziemia oznaczona jest jako strefa zakazana.
Dlaczego furorę w internecie robią zdjęcia pokazujące proste, dobre rzeczy? Człowieka oddającego buty bezdomnemu, dwójkę chłopców wyciągających owieczkę z kanału, dziewczynę pomagającą zmęczonej koleżance minąć linię mety, strażaka ratującego kota z płonącego domu, bezdomnego oddającego znalezione 50 000? Dlaczego trudno nam powstrzymać łzy oglądając te głupie, proste, nie wymagające milionowych nakładów, dobre uczynki? Bo w środowisku, które sami sobie stworzyliśmy, wrogim, czekającym tylko by wbić nam nóż w plecy potrzeba nam takich obrazków jak przysłowiowej kani przysłowiowego dżdżu. Potrzebujemy świadomości, że można być bezinteresownie dobry, bez znaczenia czy patrzą na nas dziesiątki kamer czy nikt nie widzi. Potrzebujemy nadziei. Dobrzy ludzie, przytłoczeni przez wszechogarniające zło potrzebują nadziei, potrzebują wiary, że dobro istnieje jednak. Bo istnieje. U Zimbardo było kilku strażników, którzy nie byli bezmyślnie okrutni, wręcz pomagali więźniom. Ale zło dominowało, bo dobro bało się reagować. U Milgrama byli badani, którzy przerwali test gdy słyszeli, że ofiara cierpi. Można? Można. Więc dlaczego to takie trudne?
I tym optymistycznym akcentem dobranoc Państwu.