czwartek, 29 września 2011

Jesiennie

        Wróciłem. Świeży, wypoczęty, gotowy na wyzwania w pracy, przeczytawszy kilka mądrych książek, obejrzawszy kilka całkiem rozrywkowych filmów, w trakcie rozwodu, wypiwszy hektolitry piwa, pokonawszy rzesze komarów i liczne swoje słabości. Wróciłem. Kto się cieszy ręka do góry. Kto się nie cieszy... hmm... wolno Wam. Nikt nie musi szczerzyć zębów po próżnicy. Choć szczerze to zalecam. Psychologowie (pojęcia nie mam czy amerykańscy) zrobili interesujący eksperyment. Kazali studentom podzielonym na dwie grupy oglądać kreskówki. Różnica między grupami była następująca: jedna grupa przygryzała w zębach ołówek (w poprzek), druga trzymała go w ustach jak słomkę. I nie zgadlibyście. Grupa przygryzająca ołówek oceniała te kreskówki jako śmieszniejsze. Wytłumaczenie ponoć jest takie: przygryzając ołówek usta układają się w coś podobnego do uśmiechu, natomiast zwykłe trzymanie go w ustach układa te usta w coś podobnego do smutku. Szczerzenie zębów po próżnicy okazuje się być sposobem na postrzeganie świata jako radośniejszy w porównaniu do tych smutasów chodzących z nosami na kwintę. I od dzisiaj kategorycznie żądam żebyście się uśmiechali. Jak spotkam na ulicy kogoś śmiejącego się bez powodu będę wiedział, że tu był, czytał, zastosował się i zasługuje na miejsce przy kominku. Moim kominku, z małej litery, nie Kominku.

        I jeszcze przeczytałem książkę. Tak, wiem, nie ma się czym chwalić, wszyscy czytają. Ale jaką książkę! "Efekt Lucyfera". I jeśli macie jakąś możliwość ją zdobyć (kupić, pożyczyć, ukraść) szczerze nie polecam tego robić. Naprawdę. Naczytacie się i Wasza wiara w to jacy jesteście szlachetni, jak to się wspaniale zachowacie w trudnej sytuacji, jak bez wahania ruszycie na pomoc - wszystko to runie i pozostanie tylko marność. Marność nad marnościami i wszystko marność. Zaprawdę powiadam Wam - nie popełnijcie błędu jako ja go popełniłem.

        A przed urlopem dokonałem czynu heroicznego i zagrałem główną (i jedyną) rolę męską w dramacie w (niestety) jednym akcie pod wielce oryginalnym tytułem "Piękne i bestia". Jam był bestia, one piękne. Wzrok mnie przez to latał na boki bo się skupić było trudno, co mogło sprawić na niewiastach wrażenie, żem jest dziki jakiś, albo nieśmiały czy cóś (najgorsze, że to by było całkiem bliskie prawdy wrażenie). Niniejszym chciałem przeprosić wszystkie obecne tam piękne Panie, ale zielony zostaje. One wiedzą o co chodzi. Dawno temu, tak dawno, że już prawie nie pamiętam kiedy, ale gdzieś w okolicy 23 maja 2007 roku godzina 19:23 postanowiłem, że choćby nie wiem co to zielony zostaje i już. Bo lubię.

        A wiecie, że naukowcy przepowiadają, że już urodził się człowiek, który dożyje 150 lat? A w ciągu następnych 20 ma się urodzić taki, który dożyje 1000? A ja jak zwykle mam pecha i przyjdzie mi spędzić tysiąclecie jako sześćdziesięciolatek. Świat jest okrutny, powiadam Wam. Kiedyś było łatwiej. Średnia wieku 35 lat. Przy nich byłbym Matuzalemem. Nie martwili się starością bo nie mieli pojęcia, że takie coś istnieje. A teraz? 25-latki reklamują kremy przeciwko starzeniu. Nie żeby nie było fajnie popatrzeć, ale czy to aby nie przesada?


I refren z piosenki Happysad “Zanim pójdę”

Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty.
To też nie diabeł rogaty.
Ani miłość kiedy jedno płacze
a drugie po nim skacze.
Miłość to żaden film w żadnym kinie
ani róże ani całusy małe, duże.
Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze.

        Piosenka może nie jest utworem stulecia, ale refren wciąga. Nie mogę się od niego opędzić. Ktoś mi powiedział, że jestem sentymentalny. Chyba jestem.