czwartek, 9 lipca 2009

Zatem...

        Zatem... (nie zaczyna się zdania od "więc" (kiedyś tego w szkole uczyli (bo teraz to tylko testy, nawet do lektur można kupić streszczenia (gdzie te czasy gdy się w piątej klasie pisało wypracowania na 4 strony A4 (nie sądzicie, że Jacek ma jakiś problem z nawiasami? (nie odpowiadajcie, to było pytanie retoryczne))))), więc zacząłem od zatem, pani od polskiego byłaby na pewno ze mnie dumna). I zapomniałem od czego zacząłem. Miało być coś o urlopie i ładnej pogodzie. A, już wiem, ogłoszenie miało być. Właściwie odezwa.
Uwaga odezwa!!!

Narodzie!!!
        Ty czytający mnie od dawna i komentujący. Oraz Ty wpadnięty tu niedawno i czytający w milczeniu. Tudzież Ty czytający od dawna ale w milczeniu. Jak również wpadnięty niedawno a jednak komentujący. Oraz Ty Narodzie nie czytający i nie komentujący. Zaprawdę powiadam Wam... eeee Ci? Tobie? Zaprawdę więc powiadam Wam/Ci/Tobie, że nadejdzie czas zapłaty za znój, i trud, i cierpienia i stress jakich doświadczacie. Albowiem czyż nie jest napisane, że "nadejdzie czas zapłaty za znój, i trud, i cierpienia i stress jakich doświadczacie"? (174 list Jacka z Dziurawego Worka do Blogowian). No jak nie jest jak jest. Sam przed chwilą napisałem. Więc... znaczy zatem... Narodzie, wzywam Cię do użycia wszelkich dostępnych środków przymusu, pośredniego i bezpośredniego, w celu zapewnienia, że następny miesiąc będzie fajny. Pogoda znaczy się ma być fajna. Bo urlop mam. Można straszyć, szantażować, prosić, żebrać, tańczyć nago antytaniec deszczu (w tym przypadku proszę o informację gdzie i kiedy się taniec będzie odbywał, muszę zweryfikować czy dobrze to robicie), modlić się do pogańskich bożków. Można wykorzystywać znajomości i przekupstwo. Róbta co chceta (TM Jurek Owsiak), ale pogoda ma być. W przeciwnym bowiem przypadku będę musiał siedzieć w domu i jeszcze przyszłoby mi do głowy coś napisać. A tego byśmy nie chcieli, nie?