niedziela, 30 marca 2014

Jak przeżyć z kobietą - kurs dla opornych, cz. 14

         Drodzy koledzy, współtowarzysze niedoli. Kampania nienawiści przeciwko nam przybiera na sile. Ostatnie w prasie kobiecej pojawiają się artykuły oskarżające nas o przesadę w temacie ochrony zdrowia. Że niby katar nie może być śmiertelny. Głosy oburzenia są jak najbardziej na miejscu. Katar albowiem, jak i wiele innych pozornie niegroźnych dolegliwości, może być śmiertelny. Ale o tym później. Wróćmy do sprawy bezpardonowych ataków. Pod wpływem wspomnianych już pisemek, gdyż na bogów doprawdy trudno je nazwać czasopismami lub nawet po prostu prasą, pod wpływem tychże pisemek kobiety coraz częściej odważają się zarzucić nam rzekomą przesadę osobiście. Prosto w twarz. Bez zawahania. Bez zawstydzenia. Bez pokornego opuszczenia oczu. A czasem nawet z zarzutem! Że katar nie choroba i można myć okna i odkurzać pociągając nosem.

         Koledzy. Dzisiejsze seminarium ma na celu przypomnienie tego, o czym my i wszyscy nasi przodkowie w linii męskiej wiemy i zawsze wiedzieliśmy. Przypomnimy dlaczego nie pozwalamy sobie na lekceważenie kataru, lekkiej gorączki czy palca zadrapanego do krwi.

        Mężczyzna od zawsze, od czasów gdy nasi przodkowie wyszli z jaskiń, wcześniej nawet, mężczyzna zawsze był tym, który zaopatruje klan, plemię, rodzinę w żywność. To mężczyzna wstawał o świcie. To mężczyzna zarzucał na grzbiet futro z upolowanego z narażeniem życia mamuta. To mężczyzna nie zważając na śnieg, deszcz, mróz czy upał dzień w dzień, tydzień w tydzień, rok w rok wychodził z ciepłej, własnoręcznie wykutej w skale jaskini. Po co? Oglądać wschód słońca? Podziwiać uroki nizinnego krajobrazu o poranku? Nie. Zaprawdę powiadam wam - nie. Po cóż więc wstawał mężczyzna o porze tak okrutnej, gdy kobieta jego zaledwie przekręcała się na drugi bok okrywając się futrem z mamuta? Tak, tego mamuta upolowanego wcześniej przez mężczyznę. Mężczyzna otóż wstawał albowiem świadom swego obowiązku udawał się na polowanie. Na mamuta między innymi. Aby dziatki jego i przekręcająca się właśnie na drugi bok żona miały co jeść. Między innymi na mamuta, bowiem jako wykształcony wszechstronnie w szlachetnej sztuce zabijania myśliwy, jako wojownik, jako nieposkromiony - nie bójmy się tego słowa - predator, tak, predator to dobre słowo, drapieżnik królujący we wspomnianym już nizinnym krajobrazie, myśliwy ten mógł polować na cokolwiek co lata, pływa, biega lub skacze, na cokolwiek co ma pazury, zęby, szpony lub kopyta.

         Co to ma wspólnego z katarem, lekką gorączką lub palcem zadrapanym do krwi, zapytacie. W co oprócz pazurów, zębów, szponów i kopyt wyposażone są ofiary naszego predatora? W zmysły, moi drodzy. I są to zmysły o niebo lepszej jakości niż zmysły naszego predatora. Taki wąż na przykład, umie rozpoznać ofiarę na podstawie temperatury jej ciała. Mężczyzna idący w grupie innych mężczyzn jest ofiarą tylko potencjalnie. Jedną plamką światła wśród innych plamek. Ale mężczyzna z gorączką moi drodzy i szanowni koledzy, mężczyzna z gorączką nie jest ofiarą tylko potencjalnie. Jest jak lampa świecąca w mroku i krzycząca "Weź mnie, ja najlepiej smakuję, ja tylko ja, inni są kościści i niejadalni." A węże, moi drodzy, nie zawsze były postury tak nikczemnej jak dzisiaj. Widać więc jak na dłoni, że gorączka, nawet niewielka, może być potencjalnie śmiertelna.

         Katar zatem. Dlaczegóż to katar miałby zabijać? A co robi mężczyzna z katarem? Tak, kicha i pociąga nosem. Dwie rzeczy, które na polowaniu nie dość, że odstraszają zwierzynę łowną (co może doprowadzić do śmierci z głodu), ale jeszcze zwabiają zwierzynę, dla której ów kichający mężczyzna sam staje się zwierzyną łowną. Podstawą w polowaniu na mamuta jest cisza. Zwierzę trzeba podejść, osaczyć i dopiero potem rzucić się na nie z oszałamiającą przewagą liczebną. Wie to każdy predator. Ale jaki predator jest z kichającego predatora? No żaden. Zostawia się go zatem w domu, skazując na docinki niewiast i innych predatorów. Taki narażony na docinki łowca nierzadko udawał się na polowanie samotnie. Równie nierzadko kończyło się to jego śmiercią. Trudno się bowiem osacza mamuta samemu będąc zwierzyną łowną dla tygrysa szablozębnego lub tyranozaura. Dlatego ten zakatarzony nieszczęśnik najczęściej nie wracał z łupem do jaskini, a raczej z nim jako łupem wracano. Czy katar może być śmiertelny? Jak widać na powyższym obrazku - jeszcze bardziej niż gorączka.

         Drobne, wydawać by się mogło niegroźne skaleczenia palca. Kropla krwi, wielkie mi co. Nie powiedział nigdy żaden mężczyzna. Mężczyzna, łowca, myśliwy, predator wie bowiem, że zapach krwi przyciąga bestie, o jakich kobietom się nie śniło. Zwabia je z odległości niepojętych, prowadząc jak po sznurku do tej malutkiej kropli krwi, tak niegroźnie wyglądającej w oczach spędzających wygodnie czas w domu kobiet. Jeśli gorączka zabić może, jeśli katar zabija pewniej, to zraniony do krwi palec zabija niechybnie. Do wyboru pozostaje tylko rodzaj śmierci: pożarcie przez tygrysa, rozerwanie na strzępy przez tyranozaura czy też coś mniej może drastycznego ale równie śmiertelnego. Dla człowieka krew nie ma zapachu. Dla drapieżników jest jak butla Chanel 5 wylana na tego nieszczęsnego łowcę. Ściągają z całej okolicy, żeby zobaczyć któż tak pięknie przyrządził się na kolację. Zraniony palec zabija, bez cienia wątpliwości, boleśnie i miejmy nadzieję - szybko.

         "Ale mamutów już dawno nie ma, zamiast na polowanie chodzi się do sklepu, może czas przestać przesadzać?" - zapytać może w swej naiwności jakaś kobieta. Imperatyw ewolucyjny - to odpowiedź. I nie dyskutować. Z naturą nie da się walczyć, 50 tysięcy lat ewolucji zrobiło swoje. Nie da się tego zniwelować kilkoma wiekami cywilizacji. Dlatego z powodu kataru i gorączki umieraliśmy, umieramy i umierać będziemy. One oczywiście tego nie zrozumieją, ale przyjmijmy ich niezrozumienie i dumnie oraz w ciszy znośmy ich niesłuszne i kompletnie pozbawione podstaw utyskiwania. Mężczyźni bowiem, łowcy, myśliwi, predatorzy cierpią w milczeniu. Co też ma uzasadnienie ewolucyjne. Cierpiący bowiem głośno narażał się na drastyczne skrócenie cierpienia przez przechodzącego obok tygrysa czy innego tyranozaura. I tylko w swej własnej jaskini, w bezpiecznym otoczeniu, które ciężką pracą stworzyliśmy, możemy oczekiwać troski i opieki na jaką łowca i predator zasługuje. Czy ją otrzymujemy? Nie. Czy się skarżymy? Nie. (chyba, że kolegom przy omawianiu projektu reaktora zimnej fuzji, ale rzeczy powiedziane przy projekcie pozostają tajemnicą projektu). Bądźcie dumni.

sobota, 8 marca 2014

Najlepszego



2013-03-08 07.41.07-1_small.jpg

        Jako, że nie mogę każdej osobiście dostarczyć kwiatu w ten piękny, marcowy poranek (umówmy się, że ciągle jest poranek, ok?) pozwalam sobie wykorzystać do tego celu nowoczesne technologie.

         Wszystkiego najlepszego drogie moje szanowne Koleżanki. Oczywiście wiem, że zasługujecie na kwiaty i słodycze (przy czym otrzymane słodycze wypada wspaniałomyślnie pozwolić nam zjeść) codziennie, ale bądźmy szczerzy, gdyby to rzeczywiście dawać Wam codziennie to by spowszedniało i nie było fajne. Niech więc będzie te kilka razy w roku.

        Panom przypominam: Nowy Rok, urodziny, wszystkie imieniny, rocznica pierwszej randki, rocznica pierwszego pocałunku (szczęściarze pocałowali swoją kobietę na pierwszej randce, więc jeden kwiat w roku im odpada), rocznica pierwszego hmmm powiedzmy 'razu' (jak wyżej), rocznica zaręczyn, rocznica ślubu kościelnego, rocznica ślubu cywilnego, 1 maja, 8 maja, 11 listopada, Dzień Dziecka. Jak również wypada wybrankę serca zaskoczyć więc z raz w miesiącu wypada kupić kwiaty niespodziewanie. Zalecam zrobienie niespodziewanych przypomnień na początku roku. Coby nie zapomnieć.

PS. Przy składaniu powyższych życzeń nie ucierpiał żaden kwiat.

poniedziałek, 3 marca 2014

Kot vs Rembrandt

        Pojawiło się w ostatnim numerze “Charakterów” pytanie podchwytliwe. "Gdybyś miał uratować z pożaru kota albo obraz Rembrandta, to co byś wybrał?". Moi facebookowi znajomi udzielali odpowiedzi przeróżnych, w większości nie na temat, fantazjując na temat okoliczności wypadku oraz praw własności do obrazu i kota. Możecie odpowiedzieć w komentarzach. Żeby jednak było Wam łatwiej od razu podpowiem jak wygląda odpowiedź poprawna, jedyna słuszna i nie podlegająca negocjacjom, a każdego kto wybierze kota uznam za chwilowo niepoczytalnego.

         Uwaga! Wszystko poniższe oczywiście z perspektywy mnie siedzącego na wygodnym fotelu przed komputerem, popijającego kawę, z prawdopodobieństwem, że będę musiał ratować kota albo obraz zbliżonym do zera. W przypadku prawdziwego pożaru zapewne będę się trzymał z daleka i pozwolę działać fachowcom. Którym w dodatku za to płacą. Bohaterowie umierają młodo, a ja zamierzam skorzystać z tego co odkładam na emeryturę.

         Przypominam, że chodziło o przypadkowego kota i przypadkowy obraz Rembrandta. Żeby wyeliminować ewentualne wpływy tzw przywiązania czy też tzw uczuć: to nie Wasz kot i nie Wasz obraz. To jakiś kot i Rembrandt. Nie dostaniecie medalu za uratowanie obrazu i nikt nie wrzuci na YouTube filmu jak ratujecie kota. Laski nie będą do Was wzdychać, faceci nie będą piszczeć na Wasz widok. W ogóle nikt nie będzie widział, że cokolwiek ratujecie. Nic. Tylko kot, obraz i pożar. Nie, kot nie ucieknie sam. Nie, nie macie czasu żeby tam wejść dwa razy i nie, nie dacie rady za jednym zamachem zabrać obu. To proste pytanie typu 'wybierasz a czy b?'. Jak test jednokrotnego wyboru z dwoma pytaniami. Nie umiem już tego lepiej wytłumaczyć.


Odpowiadam ja, Jacek, szczerze w miarę i proszę mi się nie dąsać jak ktoś ma inne zdanie:

         Kota? KOTA? KOTA??? Małe, czworonożne, nieprzydatne do niczego stworzenie, jakich miliardy na świecie vs obraz Rembrandta, unikalny w skali światowej, jedyny, niepowtarzalny egzemplarz, kulturowe dziedzictwo ludzkości? Naprawdę kota?
        Bez chwili zawahania - obraz. Na boga, czy w co tam wierzycie, to Rembrandt a to kot. Powtórzę: Rembrandt, kot, kot, Rembrandt. Och, wiem, jestem nieczułym sukin - nomen omen - kotem. W dodatku materialistą, bo obraz pewnie drogi. Ale cena nie ma nic do rzeczy, przecież to nie mój obraz. W przypadku obrazu Rothko albo Pollocka bez mrugnięcia okiem brałbym kota. Bo to co malował Pollock ('malował' to wielki eufemizm w jego przypadku) albo późny Rothko (a u niego wręcz przeciwnie, malował dosłownie, pędzlem do malowania ścian) potrafiłby namalować przeciętny gimnazjalista i doprawdy trudno mi to uznać za sztukę. Tworzenie sztuki (możecie się zgadzać albo nie, ale takie mam zdanie) wymaga posiadania talentu. Przypadkowe mazaje - to nie sztuka. Czarne prostokąty, o których sam autor nie wiedział, co powiedzieć - to nie sztuka. Rembrandt - to sztuka. Kot vs Rembrandt - bez wahania Rembrandt. Kot vs Rothko/Pollock - bez wahania kot.

        A obraz vs człowiek? "Jak w ogóle możesz zadawać takie pytanie?" Och, przestańcie. Naprawdę nie ma nikogo, kogo z czystym sumieniem zostawicie w płomieniach ratując obraz? Nikogo? Nikogusieńko? Tuska? Trynkiewicza? Putina? Sąsiada z góry, który po paru tygodniach kucia ściany, zbudowaniu jej od nowa, znowu ją rozwala, ale teraz dla odmiany młotem? Mnie? Naprawdę nikogo? Ok, nie mówcie głośno, nie wypada. I wyobraźcie sobie jak płonie. Lepiej, nie? :)

        Więc tak, w sytuacji człowiek vs obraz wybrałbym człowieka. Bez wahania. Chyba, że byłaby to jedna z osób, którym pozwoliłbym spłonąć. Jestem złym człowiekiem.