piątek, 29 października 2010

Małżeństwo wymyśliły kobiety

        Żonkosiem jestem wprawdzie, ale w tem szczęśliwem położeniu, że żona pozwala mi czasem spotkać się z kolegami w celu konsumpcyjnym (nawet z kawalerami i rozwodnikami, chociaż w jej mniemaniu oni tylko na pokuszenie wodzić mnie chcą i do złego namawiać). Razu pewnego na takim spotkaniu, gdy przedyskutowaliśmy już kwestię pokoju na świecie, wymyśliliśmy jak rozwiązać problem globalnego ocieplenia, wynaleźliśmy sposób na fuzję jądrową w temperaturze pokojowej, rozrysowaliśmy na serwetce projekt hipernapędu, doprowadziliśmy do pojednania PiS z PO i Rydzyka z Palikotem, rozwikłaliśmy tajemnicę szczęścia i opracowali system na dużego lotka postanowiliśmy pogadać o sprawach ważniejszych i osobiście (i boleśnie) nas dotykających.

        Kobiety zatem. Każden jeden z nas w swoim dłuuugim (czas to wreszcie przyznać) życiu niejeden raz spotkał kobietę, która dała mu popalić. A to jedna nie zrozumiała, że mężczyzna przed ślubem musi się wyszaleć, co wcale nie oznacza, że po ślubie musi przestać. A to druga myślała, że jak facet się żeni to ślepnie i przestaje się rozglądać za innymi. A to trzeciej się wydawało, że po ślubie to on się zmieni. Generalnie - bo to złe kobiety były. I po kolejnym piwie nagle nas olśniło. Otóż małżeństwo wymysłem kobiet jest. Czego poniżej postaram się dowieść.

         Od zarania dziejów mężczyzna - jako silniejszy, sprawniejszy, bardziej przedsiębiorczy i waleczny - zajmował się polowaniem, podbijaniem, gwałceniem, rabowaniem i graniem na giełdzie. Kobieta zaś, jako istota genetycznie wyposażona w predyspozycje do gotowania, wychowywania dzieci i czekania na swego wojownika, zajmowała się gotowaniem, wychowywaniem dzieci i czekaniem na swego wojownika. Gdy wojownik długo był poza domem to groziło jej gwałcenie i rabowanie ze strony innych wojowników. W dodatku wojownik długo przebywający poza domem mógł wpaść na pomysł aby swym nasieniem obdarzyć inne kobiety. Mężczyzna albowiem, w przeciwieństwie do kobiety z trudem produkującej jedno nasionko na miesiąc, produkuje je hurtowo. A genetyczny imperatyw podtrzymywania gatunku, choć w przypadku kobiety i mężczyzny dąży do tego samego, to jednak zupełnie inne nam wyznaczył do realizacji tegoż drogi. Imperatyw mężczyzny nakazuje rozsiewać nasiona gdzie się da i nie martwić się potem ich stanem. Któż by się martwił o potomstwo jak go można mieć miliardy. W celu przedłużenia gatunku w interesie mężczyzny jest mieć potomstwo z jak największą liczbą kobiet. Imperatyw kobiet z kolei nakazuje im, gdy już to ich jedyne nieszczęsne nasionko zakiełkuje, utrzymać mężczyznę przy sobie (ściślej rzecz biorąc nie musi to być dokładnie ten mężczyzna, wystarczy ‘jakiś’. Pewnie dlatego ponoć 20% mężczyzn wychowuje nie swoje dzieci wcale o tym nie wiedząc). Ktoś bowiem musi polować, aby rodzinie zapewnić jedzenie. To samo jedzenie, za którym 3 dni trzeba było gonić po buszu, potem przytargać je na własnych plecach wiele kilometrów do jaskini, odganiając po drodze wygłodniałe hieny, tyranozaury i wojowników z innych jaskiń. To samo, które żona po oporządzeniu i upieczeniu (raptem góra godzina) na ogniu zapalonym przez męża (trzy godziny tarcia patykami) serwuje mężowi a widząc, że mąż krzywi się na siódmy stek z mamuta w tym tygodniu mówi “To ja się TYLE napracowałam a ty grymasisz”.

         Jak więc utrzymać przy sobie mężczyznę? Wojownika, wędrowca, wolnego jak ptak, przemierzającego świat i rozmnażającego się na lewo i prawo? Należy mu otóż zaproponować małżeństwo. Wybić mu z głowy szlajanie się z kolegami wojownikami, kazać zapomnieć o gwałceniu i rabowaniu dla rozrywki, wyperswadować szastanie genami. Przekonać go, że wychowanie tego jednego konkretnego dziecka, jednego z milionów, które mógłby mieć, to jest to o czym marzy prawdziwy wojownik. No może jeszcze o własnej jaskini.

        Ze smutkiem stwierdzam, że udało się Wam to znakomicie. Tak znakomicie, że to my dzisiaj pytamy czy za nas wyjdziecie! My, wojownicy, wędrowcy, zdobywcy nieprzebytych oceanów i najwyższych gór, pogromcy mamutów i tyranozaurów (gdyby żyły w tym czasie co my na pewno byśmy je gromili), z własnej i nieprzymuszonej woli pytamy “czy zechcesz łaskawie pozbawić mnie wolności, radości i towarzystwa kolegów oraz rozrywek, które z nimi przeżywałem, ze szczególnym uwzględnieniem rozrywek związanych z wojowaniem, gwałceniem i rabowaniem?” Czyż to nie szczyt manipulacji? Młodym, naiwnym jeszcze wydaje się, że w zamian za pozbawienie się tych wszystkich przywilejów będą mieć seks co noc i ciepły posiłek po powrocie z polowania. Mają rację - wydaje im się. A mimo to, my uciemiężeni i tak dajemy z siebie wszystko co najlepsze. Przecież w takiej sytuacji po cóż mamy szastać plemnikami gdy wystarczyłby jeden? Po cóż tracić energię na miliony, po cóż skazywać na śmierć legiony potencjalnych wojowniczków? Po cóż ofiarowywać to wszystko mówiąc “masz, daję ci miliony, weź jeden, najlepszy” gdy z drugiej strony słychać “masz, daję ci jedno, bierz i nie grymaś”? Po cóż? Bo nawet uciemiężony i pokonany wojownik pozostaje wojownikiem i zawsze daje z siebie wszystko.

         A potem zadzwoniły telefony, cichutko powiedzieliśmy, że zaraz wracamy, dopiliśmy piwo i dumnie pomaszerowaliśmy do domu. Jaskini. Żadnego gwałcenia po drodze.

środa, 6 października 2010

O kobietach. Głównie.

        Taki król to ma klawe życie. Jest sobie w Afryce państwo... państewko właściwie, w którym król raz w roku ogłasza casting na następną żonę. Coś jak nasz Taniec z Gwiazdami czy Top Model (bosz, skąd ja znam takie nazwy???). Talenty kandydatki posiadać muszą dwa. Choć po napisaniu “dwa” zdałem sobie sprawę jak to dwuznacznie brzmi. Każden jeden prawdziwy mężczyzna w tym momencie oba sobie je wyobraża. Przykro mi panowie, talenty naprawdę muszą być dwa. Jeden talent to taniec. Trza mianowicie umieć zatańczyć Taniec Trzcin. W stroju rytualnym (czyli w zasadzie bez stroju). Szczegółów nie znam, ale bądźmy szczerzy - zatańczyć lepiej lub gorzej każda lebiega potrafi (oprócz mnie, ja się do tańca kompletnie nie nadaję i mam na to certyfikat, a nieumiejętności tej bronił będę jak niepodległości). Talent drugi, no ten to jest hardcorowy. Trza być dziewicą. Czy ten król zdaje sobie sprawę jak trudno teraz znaleźć dziewicę nie ocierając się o pedofilię? Nawet jednorożca chyba łatwiej upolować. (To przenośnia taka. Wiadomo przecież, że na jednorożce się nie poluje. No chyba, że w sezonie) Szukałem kiedyś. Nawet nie miałem wielkich wymagań. Miała być dziewicą, w wieku nie podlegającym prokuratorowi, no i miał na nią pasować bucik ten co go znalazłem o północy na schodach oraz oczywiście żadnego zamieniania w żabę. Czy ja za dużo wymagam? Na marginesie - na te zawody w Tańcu Trzcin stawia się kilkanaście tysięcy dziewic. Nawet jak na małe afrykańskie państewko wynik nie imponujący, no nie imponujący.

         Wiele się wydarzyło w dziedzinie pionierskich badań naukowych podczas mojej nieobecności. Okazuje się bowiem, że mężczyźnie posiadającemu partnerkę co najmniej kilkanaście lat młodszą znajomość taka zmniejsza ryzyko przedwczesnego zejścia o ponad 30% w stosunku do mężczyzny z równolatką. Nie wspominając o takim ze starszą. W przypadku kobiet aż takiej zależności nie ma. Wprawdzie kobieta mająca kilkanaście lat młodszego partnera zmniejsza sobie ryzyko śmierci o kilkanaście procent, ale czym jest kilkanaście w obliczu naszych ponad 30%? Co ciekawe, kobieta mająca partnera starszego o kilkanaście lat ma ryzyko śmierci również o kilkanaście procent mniejsze. Wniosek oczywisty nasuwa się tylko jeden. My jesteśmy genetycznie przystosowani do życia z młodszymi kobietami. Wam to obojętne. Ergo - powinien istnieć przepis nakazujący (oczywiście w trosce o zdrowie społeczeństwa, coś jak zapinanie pasów) mężczyznom wymianę kobiety na młodszy model co kilka lat. I milczeć mi tu, bo jak się zastanowicie to korzyść jest obopólna. My zyskujemy kilka lat życia i nowe piersi do zabawy. Wy zyskujecie nowego partnera, nowe zakochanie i wszystkie te romantyczne pierdoły co to się na początku związku ludzie w nie bawią.
         Biorąc pod uwagę, że w wieku jestem już słusznym, ale przede wszystkim w trosce o zdrowie społeczeństwa, zwracam się niniejszym do tego społeczeństwa, a zwłaszcza do jego żeńskiej części w wieku do 25 lat (coby te kilkanaście lat różnicy zachować) z apelem o zgłaszanie się do mnie w celu wymiany. Umiejętność zatańczenia Tańca Trzcin w stroju rytualnym (czyli w zasadzie bez stroju) będzie dodatkowym atutem poza dwoma falującymi. Dziewictwa, jako warunku oczywiście irracjonalnego nie będę wymagał. Zakładam, że moja żona będzie protestować, ale w obliczu niezaprzeczalnych wyników badań musi przecież ulec, nie?

         Inne z kolei badania naukowe (sic!) zajmowały się wpływem czasu siedzenia na długość życia. I się okazało, że kobiety do siedzenia nie są po prostu stworzone. Kobietom spędzającym na siedząco kilka godzin dziennie o ponad 60% wzrasta ryzyko przedwczesnej śmierci (tej samej, której można uniknąć znajdując sobie starszego lub młodszego partnera). Z kolei mężczyznom w podobnej sytuacji ryzyko śmierci wzrasta tylko o 30%. W artykule, który czytałem zabrakło im chyba miejsca na wnioski. A wnioski są przecież dla każdej inteligentnej osoby* oczywiste. Uwaga, wniosek: miejsce kobiety jest w kuchni. Uzasadniam. Siedzenie jest szkodliwe dla kobiet. Najmniej miejsc siedzących w domu jest zazwyczaj w kuchni. Ergo - miejsce kobiety jest w kuchni. cbdu. A jak już jest w kuchni to niech się nie kręci bez sensu tylko coś ugotuje. Młodsze modele czekają.

         Przebąkuje się ostatnio o parytetach. O ironio w kontekście równouprawnienia. Żeby było jasne: albo parytet albo równouprawnienie. Jedno z drugim w parze nie idzie. Parytet da tyle samo kobietom i mężczyznom. Jako grupom. A przy okazji ucierpi wiele kobiet i mężczyzn. Jako ludzi. Pisałem to już kiedyś i powtarzam: proszę wskazać mi jeden przepis dyskryminujący kobiety. Nie ma. Ten akurat parytet dotyczy polityki, ale gwarantuję, że zaraz pojawią się następne: na stanowiska dowódcze w wojsku, na stanowiska prezesów państwowych firm itp. Żeby było jasne - nie mam nic przeciwko kobietom dowódcom, kierownikom, prezesom, politykom. Po prostu nie mam pojęcia kto im zabrania zajmować się tym już teraz. Czy ktoś pamięta szumnie zapowiadaną Partię Kobiet? Przy potencjalnym elektoracie 50% powinna zgarnąć całą kupę miejsc w parlamencie. Nie zgarnęła. Przez jakiś przepis? Nie, kobiety się po prostu nie garną do polityki i żaden głupi parytet nie powinien ich do tego zmuszać. Boleśnie o szkodliwości parytetów przekonała się, o ile dobrze pamiętam, Szwecja. Dawno temu wprowadzono parytet na studia żeby kobiety do studiów zachęcić. A co się okazuje dzisiaj? Że kobiet chce studiować więcej niż mężczyzn ale przez parytet często muszą ustępować miejsca mniej zdolnym mężczyznom. I zrobił się szum o likwidację parytetu. I to ma być równouprawnienie? Jak działał na naszą korzyść to był fajny, ale jak działa na korzyść facetów to jest be? Parytety są złe, bo promują nieudaczników z uprzywilejowanej grupy kosztem osób zdolnych z grupy nieuprzywilejowanej. I płeć nie ma tu żadnego znaczenia.

        W ostatnim słowach tego listu chcę podziękować za pamiętanie o mnie i zachęcanie do dania głosu. Zapewniam, że czytam, a jakże, czytam. Czasem nawet wpadam do Was w odwiedziny, ale rzadko głos daję. Wsparcie Wasze podtrzymuje mnie na duchu w obliczu zbliżającego się nieuchronnie armageddonu (czyli terminu zakończenia projektu, a sukces tego projektu będzie tak spektakularny jak wydarzenia przedstawione w filmie “2012’).

*Zauważyliście to sprytne zagranie? Wnioski są oczywiste dla każdej INTELIGENTNEJ osoby. Zdanie w ten sposób skonstruowane (a mistrzem moim w tej dziedzinie jest niezastąpiony Jarosław K.) powoduje, że każdy kto poddaje mój choćby najbardziej bzdurny wniosek krytyce sam stawia się w pozycji osoby nieinteligentnej. Genialne, muszę mu to przyznać. Przypadkowe społeczeństwo łapie się na to jak muchy na lep.