poniedziałek, 25 maja 2009

Jak przeżyć z kobietą - kurs dla opornych, cz. 12

        Witam kolegów i koleżanki. Tfu, co ja gadam, jakie koleżanki. Panowie wybaczą, właśnie wróciłem ze spotkania wyborczego, poprawność polityczna jeszcze ze mnie nie wywietrzała.
        Szanowni koledzy zatem. W ciągu wielu miesięcy naszego kursu nauczyliśmy się jak postępować z kobietami w różnych specyficznych sytuacjach. Wiemy jak radzić sobie z ich wyimaginowanym PMS-em, jak załadować do bagażnika dwie dodatkowe walizki wracając z wakacji. Umiemy radzić sobie z nikomu niepotrzebnymi porządkami generalnymi i bezboleśnie znieść zakup nowego stroju kąpielowego. Dziś coś nowego - jak po prostu przeżyć z kobietą. Bez podtytułu.

        Otóż szanowni koledzy. Długoletnie badania prowadzone przez naszych kolegów na Antarktydzie doprowadziły nas w końcu do celu. Mamy odpowiedź na pierwsze w stosunkach z kobietami pytanie jakie należy sobie zadać. Wiemy z dobrego źródła, że one też sobie to pytanie zadają. Jakież to może być pytanie? Może panowie spróbują zgadnąć. Słucham? Nie, "Co dzisiaj na obiad?" to nie jest prawidłowe pytanie. "Czy masz jakieś ładne koleżanki?" też nie. Pozwolę sobie na uwagę, że pytanie to, choć nie pozbawione głębokiego sensu, często kończy się jednak bolesnym siniakiem. Pojęcia nie mam dlaczego. Nie będziemy tego przeciągać. Otóż prawidłowe pierwsze pytanie w stosunkach z kobietami, a właściwie jeszcze przed stosunkami, jakie należy sobie zadać to: "A po jaką cholerę mi kobieta?". Oczywiście powszechnie znane są rozliczne zalety kobiet, jednak w dzisiejszych nowoczesnych czasach większość z nich bez większej szkody da się zastąpić mniej kosztownymi zamiennikami. Mamy pralnie chemiczne, w których upiorą, wypłukają i uwaga WYPRASUJĄ, bez marudzenia, za jedyne kilkadziesiąt złotych. I nie domagają się w zamian kolacji. A propos kolacji. Mamy pizzerie, McDonaldy i KFC, więc problem kolacji też mamy z głowy. Jako bonus do nieposiadania kobiety otrzymujemy niechodzenie do wypasionych restauracji gdzie nie wiadomo, za który z 15 rodzajów widelców złapać żeby nie popełnić seppuku. Faux paux znaczy się. Cokolwiek to znaczy.

        Otóż nasi koledzy z Antarktydy po długoletnich badaniach doszli do wniosku, że potrzeba posiadania kobiety wynika z - cytuję, bo zapamiętać się tego nie da - "Irracjonalnej pierwotnej homogenicznej kwantowo-korpuskularnej reakcji fosforanu dwunukleotydu nikotynoamidochlorowodorowego z kwasem dezoksyrobonukleinowym w komórkach mitochondrialnych". I wszystko jasne. Zatem skoro mamy już prostą odpowiedź na pytanie "dlaczego?" zajmijmy się odpowiedzią na pytanie "jak?".
Zadziwiająca - jak na inteligentne (wg niektórych) istoty - irracjonalność zachowań nie ułatwia nam życia. Któren przecież przeciętny mężczyzna potrzebuje do życia ciągłego przypominania o rzeczach oczywistych? Rzeczy oczywiste są dla nas oczywiste, bo są oczywiste. Ale nie dla kobiet. Im o oczywistych rzeczach trzeba przypominać. Jeśli nie przypominamy to dochodzą do wniosku, że przestały być oczywiste. Dlatego też podstawą zdrowych i bezbolesnych stosunków z kobietami jest przypominanie im o rzeczach oczywistych: miliony SMS-ów ze słowami "kocham Cię", "myślę o Tobie", "miłego dnia" i inne. W zasadzie cokolwiek byle wysyłać. Uwielbiają to. A przecież oczywiste jest, że kochamy, że myślimy i że życzymy miłego dnia. Gdyby tak nie było poszukalibyśmy sobie innych.
        Szczególną uwagę w stosunkach z kobietami należy zwrócić na dni z jakiegoś powodu uznane za ważne. Oprócz oczywistych - urodziny, imieniny, itp - należy zwracać uwagę na wszystkie daty związane z jej rodzeństwem, rodzicami, dziećmi, psem i kotem. Jak również należy uwzględnić wasze wspólne rocznice, miesięcznice, tygodnice, a w przypadkach ekstremalnych nawet dnice. Nie jest to trudne. Wykorzystując komputer i techniki polepszania pamięci po pewnym czasie udaje się bez problemu wyróżnić te kilka dni w roku, w które nie przypada żadne "święto".
        Z nieznanych nam jeszcze powodów - koledzy na Antarktydzie ciągle nad tym pracują - kobiety uwielbiają być zabierane do restauracji. Tak, tych z piętnastoma rodzajami widelców. Im więcej widelców tym większa radość. Zupełnie jakby domowe jedzenie im nie smakowało. Ciekawe, przecież zazwyczaj same je robią. Naszym wnikliwym, naukowym umysłom przychodzi do głowy tylko jeden wniosek - same uznają, że nie umieją gotować. Ale nie radzę próbować im tego powiedzieć. Aha, te widelce muszą być metalowe, w ostateczności srebrne. Nasze ulubione, wspomniane wcześniej restauracje odpadają więc w przedbiegach, posiadają bowiem na wyposażeniu jedynie praktyczne, nie wymagające zmywania, plastikowe sztućce.
        Przed kolacją kobiecie należy zapewnić odrobinę rozrywki. Zła wiadomość - niestety kategoria "rozrywka" w definicji kobiet mieści się na przeciwnym biegunie niż w naszej definicji. Czyli skreślamy boks w telewizji, boks na żywo, piłkę nożną w telewizji, piłkę nożną na żywo i mnóstwo innych fajnych rzeczy. Najbezpieczniej będzie pójść do kina. Na szczęście mamy multipleksy i zawsze grają tam jakiegoś gniota, na którego naszą wybrankę można zabrać. Aktualnie polecam "Ja cię kocham a ty z nim", które nie dość, że jest komedią romantyczną, błeeee, to jeszcze tytuł jest bezczelnym plagiatem jednej z nielicznych znośnych komedii romantycznych (poza tymi, w których gra Meg Ryan). Znośnej zresztą tylko z powodu Sandry Bullock. Uwaga, podczas kupowania biletów należy wykazać się dużą siłą woli i czujnością, albowiem w tych samych kinach w tym samym czasie grają "Terminator: Odrodzenie" i niechcący można zakupić bilety na ten film. A chciałbym widzieć jak próbujecie wytłumaczyć wybrance gdzie ten romantyzm i gdzie ta komedia. Planujemy wprowadzić grupy wsparcia dla tych, którzy jednak ulegną pokusie.

        Co jeszcze? A, kwiaty. Jesteśmy w posiadaniu dowodów, że masowe wymieranie gatunków 250 milionów lat temu pod koniec permu ma związek właśnie z kobiecymi upodobaniami do kwiatów. Ówcześni mężczyźni tak bardzo chcieli się przypodobać swoim kobietom, że naruszyli delikatną równowagę w ekosystemie. Doprowadzili do wyginięcia roślin ozdobnych, co z kolei doprowadziło do wyginięcia zapylających je pszczółek, potem ptaszków, które je zjadały, potem małych zwierzątek zjadających ptaszki, dużych zwierzątek zjadających małe zwierzątka, wielkich zwierzątek zjadających duże zwierzątka. Człowiek jak widać przeżył, choć chyba nie należy mu zbytnio gratulować. 250 milionów lat z kobietami bez kwiatów nie mogło być łatwe. Przy okazji wyjaśniło się to niezwykłe parcie na kwiaty dzisiejszych kobiet. 250 milionów lat kwiatowego głodu... Zatem kwiaty panowie, ale nie za często. Natura potrzebowała 250 milionów lat, żeby się pozbierać po ostatnim razie, nie chcemy tego powtórzyć, prawda?

        A propos prawdy. Jakże często słyszymy, że kobiety cenią prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Powiem tak - gówno prawda. Gdy kobieta pyta jak wygląda, zaprawdę powiadam wam nie chce usłyszeć, że w tej sukience to jak w worku, a z fryzurą to mogłaby w końcu coś zrobić. Chce usłyszeć, że przepięknie i uroczo. Gdy pyta jak makijaż, oczekuje odpowiedzi, że ładny a nie, że zbyt świecący albo agresywny. Ale uwaga, z komplementami nie należy szaleć. Wystarczy powiedzieć, że makijaż ładny, ale odpuścić sobie spontaniczne dodatki do tej bezpiecznej odpowiedzi. Dodanie "odmładza cię" uruchomi w pięknej główce tok myślowy prowadzący krętymi wprawdzie drogami ale do jednego wniosku "Jestem stara!!!". A wtedy, drogi spontaniczny panie, będziesz potrzebował naprawdę dużo kwiatów i naprawdę dużo widelców.

poniedziałek, 4 maja 2009

Część V - Jacek kontratakuje.

Z oceanu wymagań w pracy i morza bezradności w ...
Nie, źle. Spróbujmy inaczej:
Z opuszczoną głową, powoli...
E, to też nie. Gdzieś już to słyszałem. Może tak:
Towarzyszki i towarzysze...
Nieee, to też już było. Jak rany, miesiąc przerwy i taka niemoc. Jacek powrócił. Chwilowo. Jeszcze żywy. Dałem Wam 3 tygodnie i co? I nic. Aluzji napisanej WIELKIMI LITERAMI nikt nie podłapał. Nikt do mnie nawet kawałka papierowego listu nie napisał. Już mogliście sobie darować te łzy kapiące gdziepanieńskim rumieńcem dzięcielina pałakolwiek, perfumy też w ostateczności, choć miło byłoby wiedzieć czym pachniecie. Ja ze swej strony stanąłem nadziało, spojrzałem na pole, 200 harmat grzmiało wysokości zadania i piękną liryczną notkę spłodziłem i nic. Wstyd, drodzy czytelnicy i czytelnice. I proszę się mi tu nie tłumaczyć, że adresu nie podałem. Dla chcącego nic trudnego. Jakpo nocnym niebie sunące białe obłoki nad lasem ja chciałem napisać do dziewczyny to znalazłem sposób na adres. Trochę przekupstwa, trochę fałszywych komplementów i włala.
A w ogóle co tam u Was? Co się komu urodziło, kto się ożenił albo wyszedł za mąż, albo z siebie? Komu się w miłości powiodło?There ain't no cure for love
Co? No ja wiem, że powinienem częściej się odzywać, ale świat jest okrutnyWhat a wonderful world i jak sobie odpuszczę to się w ogóle nie odezwę, bo umrę z głodu. A tego byśmy nie chcieli, nie? Zresztą Wy jak Wy, ja bym nie chciał. Ale to jeszcze tylko kilka lat i powinno być z głowy.

A, i się nie przejmujcie tymi wstawkami w tekście. Automat Dbający o Poziom Bloga stwierdził, że za mało kulturalny jestem i mi wpis urozmaicił. Wam też tak robi bez pytania?



No żeby chociaż malutkiego liściku... chlip, chlip, kap, chlip.
Ajć, to się wydrukowało? Nieee, nie wysyłaj....
No i poszło...



A tak całkiem na poważnie to wybaczcie, że zaniedbuję i siebie i Was ale naprawdę mam sporo różnych rzeczy na głowie i blog, chociaż mi Was brakuje, nie jest na pierwszym miejscu. Do zobaczenia. Rychłego, mam nadzieję.